[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niósł ją na kanapę. Obserwowała każdy jego ruch,
kiedy kładł ją powoli na poduszki. Pod brodą dostrzeg
ła starą bliznę. Dotknęła jej instynktownie.
Elias zadrżał i zmarszczył brwi.
- Przepraszam - powiedziała szybko. - Zauważy
łam bliznę. Zastanawiałam się tylko... co ci się stało.
- W wieku dziesięciu lat zatrzymałem twarzą krą
żek do hokeja.
- Och! - Na samą myśl przeszedł ją dreszcz.
- Nic wielkiego.
Położył ją na kanapie. Z blizną czy bez był bez
wątpienia najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego
znała. Ich spojrzenia spotkały się. Zanim jednak zdą
żyła cokolwiek pomyśleć, Elias wyprostował się nagle
i odszedł parę kroków.
- PrzyniosÄ™ ci poduszki.
Po ułożeniu z nich podpórki pod kostkę uniósł ją
delikatnie i ułożył na poduszkach.
- Dziękuję. - Tallie odetchnęła z ulgą.
- W porzÄ…dku. Teraz pojadÄ™ do biura po twoje leki.
Nigdzie siÄ™ nie ruszaj.
- Jasne.
Powinien był wezwać kuriera. Byłby to lepszy
pomysł niż jego powrót do niej. Doskonale pamiętał
uczucie, kiedy niósł ją do taksówki. I krótką wyprawę
na kanapę w mieszkaniu. Starał się przekonać samego
76 ANNE MCALLISTER
siebie, że jest odporny na jej urok. Mylił się. Jakże
chciał się położyć koło niej na tej kanapie i ją całować.
Właśnie takie myśli musiał odpychać jak najdalej.
Przywiezie jej tabletki i walizkę. Potem pożyczy zdro
wia i wróci do domu. Chwyci za telefon i zadzwoni do,
jak jej tam, Denise czy Patrice? Ach, nie. Clarice.
Kobieta, którą poznał na squashu. Więc spotka się
z Clarice, a potem pójdą do niej. Tym razem nie będzie
odbierał telefonu. Spędzą razem wieczór i tym samym
zapomni o miękkich krągłościach Tallie Savas. Tak
mu się ten pomysł spodobał, że zadzwonił do Clarice
z biura.
- Tu Elias - powiedział. - Może się spotkamy
u Caseya na drinka? Pójdziemy na kolację.
- Brzmi świetnie - zamruczała Clarice. - Będę
czekać.
On też. Co się stanie po kolacji, nie ma znaczenia,
pomyślał, wracając do mieszkania Tallie. Byle zapom
nieć o jej dużych piwnych oczach, pełnych wargach
i krągłych piersiach.
Tallie nadal leżała na kanapie razem ze swoim
kotem. Kostkę trzymała na poduszkach, ale teraz była
bosa. Rozpuściła włosy. Jej bujne loki majestatycznie
opadały na skórzaną sofę. Rozmawiała przez telefon.
Elias szybko zapomniał o Clarice. Tallie pomachała
do niego, uradowana na widok walizki, po czym dość
nerwowo rzuciła się w poszukiwaniu małej buteleczki
z lekami.
- Tak, mamo - powtarzała. - Nie, mamo.
Elias wiedział, że wszyscy greccy rodzice są tacy
sami, w każdej chwili gotowi wkroczyć w życie swo-
DOM NA SANTORINI 77
ich dzieci z odsieczą. Przesłał jej porozumiewawczy
uśmiech. Tallie westchnęła, ruszając nogą.
- Wszystko w porządku, mamo. To nic poważ
nego. Dam sobie radę. Nie, nie muszę jutro przyjeż
dżać do domu. Jestem w domu!
Elias przyniósł jej wodę.
- Nie, mamo. Nie musisz się mną zajmować. Mam
pomoc, nie martw się. Ktoś tu na pewno będzie.
Odebrała od Eliasa szklankę, połknęła tabletkę i po
piła.
- Mamo, muszę kończyć. Porozmawiamy jutro. Ja
ciebie też. I tatę. Powiedz mu, że wszystko jest w po
rządku. I że nic mi nie jest i zajmuję się firmą. Po
wiedz, żeby się nie wtrącał. - Rozłączyła się.
- Myślą, że mam siedem lat - burknęła.
- Tacy już są.
- Chyba tak. Dziękuję za walizkę i tabletki.
- Nie ma sprawy. - Zaniósł szklankę z powrotem
do kuchni. - Choć z drugiej strony powinnaś robić, co
ci każe. Odpoczywać, nie forsować się. Dobrze, że
ktoś ci będzie pomagał. Na pewno ci się przyda.
- Tak, tato.
- Lepiej nie przesadzać.
Tallie wyciągnęła się na kanapie i podłożyła ręce
pod głowę, tym samym podkreślając kształt piersi
i odsłaniając swoją długą zgrabną szyję. Zamknęła
oczy.
- Mm. Tak.
Czyżby nie chciała się kłócić?
Po chwili otworzyła oczy i uśmiechnęła się do
niego. Chyba leki zadziałały. Wcześniej się tak do
78 ANNE MCALLISTER
niego nie uśmiechała. Prędzej by go zabiła. To nie było
dobre.
Ale teraz było gorzej. Teraz go kusiła. Boże, jakie
miała piękne włosy.
Elias wytarł dłonie o spodnie.
- Czy jest coś, co mogę ci jeszcze podać, zanim
wyjdÄ™?
- PizzÄ™.
- SÅ‚ucham?
- Pizzę. - Spojrzała na niego z nadzieją, po czym
uśmiechnęła się. - Umieram z głodu. Na śniadanie
zjadłam pół grejpfruta. Myślałam, że w biurze zjem
kilka ciasteczek, ale niestety wiemy, jak to się skoń
czyło. A potem nie pozwoliłeś mi zjeść lunchu z Mar
tinem.
- No tak, ale... - Pizza?
- Na dole jest pizzeria. Jeżeli mógłbyś to dla mnie
zrobić - poprosiła z wahaniem.
- No dobrze - zgodził się po chwili.
Przyniesie jej pizzę, a potem zdąży się jeszcze
spotkać z Clarice.
- Zwietnie. JakÄ… lubisz?
- Ja...?
- Przecież też nie jadłeś obiadu - przypomniała
mu. Po chwili przymrużyła oczy i zapytała: - Lubisz
kozi ser i ananasa?
- Najbardziej lubię pepperoni z podwójnym serem
- odparł. - %7ładnych dziwactw.
- Okej. Co tylko chcesz. Niech zapiszą na mój
rachunek. Numer jest na lodówce. Zadzwoń do nich.
- Chyba jednak zejdę. - Jeżeli miał tu zostać, to
DOM NA SANTOR1NI 79
potrzebował trochę więcej przestrzeni i trochę mniej
Tallie. - Nie ruszaj siÄ™.
- Nie mam zamiaru. - Uśmiechnęła się.
Gdy po pół godzinie wrócił z pizzą, spała. Wy
glądała bezbronnie i zniewalająco pięknie. Trzymał
się na dystans. Po chwili jednak obudziła się i uśmiech
nęła do niego.
- Jesteś - powiedziała, uśmiechając się szerzej,
gdy dostrzegła pizzę - po prostu księciem z bajki.
- A ty jesteś pijana od leków przeciwbólowych.
- Widział to w jej oczach i uśmiechu.
Przyniósł talerze z kuchni i rozłożył na stoliku.
Otworzył pudełko. Tallie nachyliła się nad pizzą,
delektujÄ…c siÄ™ zapachem.
- Uwielbiam pizzę. Martin uważa, że jestem ple-
bejska.
- To dla niego typowe. Czy w operze jedliście
pizzÄ™?
- Kiedyś poszliśmy na pizzę w ramach lunchu.
Martin lubi gorgon-gorgnozolę. - Tallie nie bez kłopo
tu wymówiła tę nazwę. - Lubi też wędzone ostrygi.
Twierdzi, że są afrodyzjakiem. Zmieszne, prawda?
- Zachichotała. - Myślisz, że ich potrzebuje?
Dobrze, że nie wiedziała.
- Nie zdziwiłbym się.
Tallie przytaknęła. Jej głowa opadała już prawie
bezwładnie.
- Ja też nie - stwierdziła podczas degustowania
kolejnego kawałka pizzy. - A ty ich potrzebujesz?
- Słucham? - Elias upuścił kawałek na kolana.
- Cholera. - Wstał, próbując wytrzeć tłuste plamy po
80 ANNE MCALLISTER
sosie pomidorowym. Był bacznie obserwowany. Po
chwili Tallie stwierdziła:
- Nie. Pewnie nie. - Spojrzała wprost na niego.
- Już bez nich jesteś całkiem sexy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]