[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ich dłonie, kiedy wychodziły. Jeśli nawet przytrzymał rękę Emmy o ułamek sekundy za długo,
starała się to zignorować. -Zamawiam po dwa tańce u każdej z was.
- Z przyjemnością je dla pana zarezerwujemy, prawda, Emmo? - Bridget zatrzepotała
kokieteryjnie rzęsami.
- Tak, oczywiście - odparła Emma, nie patrząc na markiza.
Odprowadził je do powozu, pomógł wsiąść i stał na podjezdzie, póki nie odjechały.
- No, no - odezwała się Bridget, kiedy zostały w końcu same. - Lytham jest tobą najwyrazniej
zainteresowany. Przy odrobinie zachęty mógłby ci się nawet oświadczyć.
- To nie wchodzi w rachubę - odparła Emma. - Mam dwadzieścia siedem lat i jestem biedna jak
mysz kościelna.
- A dlaczego pożera cię wzrokiem?
- Jeśli chce coś zaproponować, nie jest to matrymonialna oferta.
- Oczywiście odrzuciłabyś każdą inną. Mężczyzni to tacy egoiści, prawda? Zastanawiam się
czasem, czemu ich kochamy?
- Potrzeba miłości leży w naturze kobiety - odparła Emma refleksyjnie. - Mama wciąż darzyła
papę uczuciem mimo jego zamiłowania do hazardu.
Emma pomyślała, że przecież nie kocha Lythama. Och, czemu sama się okłamuje? Zadurzyła się
w nim od razu.
Może nie natychmiast. Była do niego wrogo nastawiona za to, co zrobił jej rodzinie, ale ta
wrogość gdzieś się rozwiała. Kiedy go pokochała? Chyba wtedy, gdy go postrzelono. Wiedziała,
że jeśli umrze, ona tego nie zniesie, jednak tłumiła uczucia, jak to często robiła w przeszłości.
Lytham twierdzi, że są w niej dwie różne osoby. Może ma rację, a co gorsza, pannie Sommerton
coraz trudniej było utrzymać na wodzy Emmę, która chciała żyć i kochać.
Nazajutrz po południu złożyło im wizytę dwóch dżentelmenów, z których jeden, Edward
Howard, przyprowadził siostrę Jane, wesołą, inteligentną dziewczynę. Emma od razu ją polubiła
i z jej półsłówek zrozumiała, że brat jest mocno zainteresowany Bridget.
Był to sympatyczny młody człowiek o skromnych, lecz wystarczających dochodach i Emma
pomyślała, że byłoby cudownie, gdyby jej przyjaciółka poślubiła kogoś takiego jak on.
Wspomniała o tym Bridget, kiedy poszły się przebrać na wieczór.
- Och, Edward jest bardzo miły - przyznała Bridget, wydymając usta - ale nie ekscytujący. Moje
serce nie bije przy nim tak żywo jak przy... kimś innym. Edward może być dobrym mężem, ale
nie sądzisz, że jest trochę nudny?
Emma nie odpowiedziała. Jeśli Bridget lubi igrać z ogniem, to nie zdoła jej powstrzymać. Może
nawet nie warto próbować.
Bridget była zamyślona, kiedy wychodziły tego wieczoru do teatru, ale pochwaliła wygląd
przyjaciółki.
- W tej niebieskiej sukni wyjątkowo ci do twarzy i cieszę się, że ułożyłaś włosy w tę nową
fryzurę. Całkiem cię odmienia.
Emma oblała się rumieńcem. Czuła się nieco zawstydzona, jakby było coś nagannego w tym, że
dołożyła starań, żeby ładnie wyglądać. Przecież to chyba nic złego? Dlaczego nie miałaby
prezentować się atrakcyjnie? To jeszcze nie znaczy, że zastawia sidła na Lythama. Po cichu
przyznawała, że przede wszystkim jemu chce się podobać.
Rozglądała się za nim w teatrze z nadzieją, że przyszedł z ciotką, i przeżyła rozczarowanie, nie
znajdując go wśród widzów. Nie spotkała go również w ciągu następnych dni przy żadnym z
pobytów w mieście. Czyżby jej unikał? Mówiła sobie, że to nonsens, jednak straciła nadzieję, że
go zobaczy jeszcze przed balem.
Tymczasem spędzały czas na zwykłych rozrywkach, chodząc po sklepach, odbywając
przejażdżki z Howardami i urządzając pikniki pod pogodnym niebem, które zadawało kłam
porze roku.
W końcu nadszedł dzień balu i Emma znów włożyła niebieską suknię. Nie miała nic
elegantszego w garderobie, a poza tym czuła się w niej wyjątkowo dobrze. Upięła włosy w
ozdobny kok, w jaki przywykła czesać się ostatnio, i była w miarę zadowolona ze swojego
wyglÄ…du.
Serce biło jej przyspieszonym rytmem, kiedy wyszły z domu, co rzecz jasna nie miało nic
wspólnego z faktem, że Lytham obiecał być tam z ciotką.
Ich przybycie wywołało pewne poruszenie. Początkowo Emma nie zauważyła nic
niepokojącego. Podeszło do nich paru dżentelmenów, prosząc o wpisanie do karnetów, a jedna
czy druga z młodszych kobiet przywitały je uśmiechem i skinięciem głowy. Dopiero po jakichś
dwudziestu minutach Emma zdała sobie sprawę, że co znaczniejsze damy zdawały się ich nie
dostrzegać. Nie był to jeszcze towarzyski ostracyzm, ale widać było, że nie kwapią się z
okazywaniem przyjazni.
Niemniej Bridget bawiła się beztrosko w młodszym gronie i nie brakowało jej partnerów do
tańca. Co chwila było słychać jej śmiech i Emma zastanawiała się, czy robi to na pokaz, czy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]