[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Cynthia weszła do kuchni i zmarszczyła brwi.
- Chyba już rozumiem. Nie lubisz mojego towarzystwa.
- Mamo... - jęknęła Grace.
Cynthia uśmiechnęła się szeroko. Jeśli naprawdę poczuła się obrażona, nie zamierzała tego
okazywać córce. Toteż Grace, już mniej pewnym głosem, dodała:
- Po prostu śmiesznie jest od czasu do czasu pójść do szkoły z tatą.
- Co tam znalazłeś ciekawego? - zwróciła się do mnie żona.
Trzymałem przed sobą gazetę otwartą na stronach z ogłoszeniami dotyczącymi sprzedaży
nieruchomości.
- Nic takiego.
- To znaczy? Chciałbyś zmienić dom?
- Ja nie chcę się nigdzie przeprowadzać - oznajmiła stanowczo Grace.
- Nie ma mowy o przeprowadzce - odparłem. - Tylko od czasu do czasu sprawdzam ceny domów, w
których mielibyśmy więcej przestrzeni.
- Jak mielibyśmy sobie pozwolić na większy dom, a jednocześnie nigdzie się nie przeprowadzać? -
zdziwiła się nasza córka.
- No, dobra - oznajmiłem stanowczo. -1 tak musielibyśmy się przeprowadzić, jeśli chcielibyśmy mieć
więcej miejsca w domu.
- Chyba że zafundowalibyśmy sobie przybudówkę - dorzuciła Cynthia.
- Och!... - zachłysnęła się Grace, tknięta nagłą myślą. - Moglibyśmy w niej urządzić obserwatorium!
Cynthia nie zdołała się powstrzymać i wybuchnęła śmiechem, ale zaraz się opanowała i dodała:
- Wolałabym w dobudówce urządzić drugą łazienkę.
- Nie ma mowy - wycedziła Grace, nie zamierzając się poddawać. - Gdybyśmy dobudowali pokój bez
dachu, z którego łatwo można by obserwować gwiazdy po zmroku, a ja dostałabym większy teleskop,
nie musiałabym patrzeć przez okno, bo to strasznie obciachowe.
- Nie używaj słowa obciachowe - odparła z uśmiechem Cynthia.
- No, dobra - zgodziła się Grace. - Załóżmy, że zrobiłam fopa.
W naszym domu fop - pochodzący, rzecz jasna od francuskiego faux pas - od tak dawna funkcjonował
między mną a Cynthią jako specyficzny żart, że Grace chyba naprawdę zaczęła wierzyć, iż jest to
słowo oznaczające przejęzyczenie.
- Nie, skarbie, nie popełniłaś fopa - odparłem. - Użyłaś tylko słowa, którego nie chcielibyśmy słyszeć w
tym domu.
Grace, wchodząc na wyższy bieg, zapytała:
- Gdzie oświadczenie?
- Jakie oświadczenie? - zdziwiła się Cynthia.
- Na temat wycieczki - burknęła mała. - Miałaś mi napisać oświadczenie.
- Skarbie, pierwszy raz słyszę o jakimś oświadczeniu i wycieczce. - Nie możesz nas zaskakiwać takimi
rzeczami w ostatniej chwili.
- O co chodzi? - wtrąciłem.
- Mamy iść dzisiaj z wycieczką do remizy strażackiej, ale pójdą tylko ci, którzy przyniosą odpowiednie
oświadczenia ze zgodą rodziców.
- Dlaczego nie powiedziałaś o tym...
- Nie ma sprawy - wtrąciłem pospiesznie. - Ja ci napiszę to oświadczenie.
Pobiegłem na górę do naszej gościnnej sypialni, która z czasem przekształciła się w skrzyżowanie
pokoju do szycia z gabinetem. W rogu stało biurko z naszym domowym komputerem, na którym
wypisywałem zestawienia ocen i plany lekcji. Na tym samym biurku stała jeszcze moja maszyna do
pisania z czasu studiów, z której nadal korzystałem do sporządzania krótkich notatek, gdyż
odznaczałem się fatalnym charakterem pisma, a łatwiej mi było wkręcić kartkę papieru do maszyny niż
uruchamiać komputer, włączać Worda, formatować nowy dokument, drukować go, i tak dalej, i tak
dalej.
Toteż wystukałem na maszynie krótkie oświadczenie dla nauczycielki Grace, w której wyrażałem
zgodę na wyjście córki razem z całą klasą poza teren szkoły i zwiedzanie remizy strażackiej. Miałem
tylko nadzieję, iż fakt, że litera e bardziej przypomina c , nie spowoduje żadnego nieporozumienia,
na przykład co do imienia mojej córki, które, niestety, zdecydowanie wyglądało jak Grace .
Wróciłem na dół i podałem córce złożoną kartkę, mówiąc, żeby od razu włożyła to oświadczenie do
plecaka, bo jeszcze mogłaby je zgubić.
Już w drzwiach Cynthia poleciła mi szeptem:
- Tylko upewnij się koniecznie, że wejdzie do budynku.
Na szczęście Grace była już daleko, na końcu podjazdu, gdzie kręciła się wokół własnej osi jak
primabalerina na dobrym haju.
- A jeśli pierwsze będą zajęcia na boisku? - zapytałem. - Kiedy nauczycielka zauważy kogoś takiego
kręcącego się przy szkolnej bramie, może wezwać policję.
- Gdybym ja cię zobaczyła, kręcącego się przy szkolnej bramie, aresztowałabym cię bez pytania -
odparła Cynthia. - Będzie lepiej, jeśli po prostu wyjdziesz na boisko. To wszystko. - Przyciągnęła mnie
do siebie. - A o której dokładnie musisz się stawić w swojej szkole?
- Dopiero na przerwie po pierwszej lekcji.
- Więc masz prawie godzinę luzu - mruknęła, obrzucając mnie spojrzeniem, który widywałem u niej
zdecydowanie rzadziej, niżbym sobie tego życzył.
- Zgadza się - odparłem ze stoickim spokojem. - Ma pani absolutną rację, pani Archer. Wolno mi się
domyślać, co pani chodzi po głowie?
- Niewykluczone, panie Archer - uśmiechnęła się, a następnie pocałowała mnie delikatnie.
- Chyba nie chce pani, żeby Grace nabrała jakichś podejrzeń, gdy jej powiem, że wyjątkowo musimy
pokonać całą drogę do szkoły biegiem?
- Lepiej już idz - odparła, popychając mnie lekko.
- Więc jaki jest plan? - zapytała Grace, jak tylko ją dogoniłem na chodniku u wylotu podjazdu.
- Plan? - zapytałem zdziwiony. - Nie ma żadnego planu.
- Chciałabym wiedzieć, jak daleko zamierzasz ze mną iść.
- Zastanawiałem się właśnie, czy nie wejść razem z tobą do klasy i przesiedzieć obok ciebie co
najmniej pierwszÄ… lekcjÄ™.
- Nie żartuj, tato.
- A kto powiedział, że żartuję? Naprawdę chciałbym usiąść przy tobie w klasie, żeby mieć oko, czy
wszystko robisz, jak należy.
- Nawet byś się nie zmieścił na krzesełku - burknęła Grace.
- To mógłbym siedzieć na ławce - odparłem. - Nie jestem wybredny.
- Mama wyglądała dziś rano na bardzo zadowoloną.
- To zrozumiałe. Mama bardzo często jest szczęśliwa.
Grace obrzuciła mnie spojrzeniem mówiącym jednoznacznie, że nie jestem z nią całkiem szczery.
- Mama ostatnio ma wiele zmartwień. To nie jest dla niej najłatwiejszy okres.
- Dlatego, że mija równo dwadzieścia pięć lat? - zapytała od niechcenia.
- Owszem - przyznałem.
- I dlatego, że reportaż w telewizji nie przyniósł żadnych rezultatów - dodała. - Nie rozumiem, dlaczego
nie chcecie powiedzieć mi tego wszystkiego wprost. Nagrałeś ten reportaż na kasetę, prawda?
- Mama po prostu nie chce przysparzać ci zmartwień - odrzekłem. - Nie chce cię wciągać w to, co jej
się przydarzyło.
- Jedna z moich koleżanek też go nagrała - rzuciła półgłosem Grace. - I obejrzałam go prawie od
początku do końca - wtrąciła takim tonem, jakby chciała wykrzyknąć: Wiem o wszystkim! .
- Kiedy go obejrzałaś? - zapytałem spokojnie.
Cynthia trzymała ją na bardzo krótkiej smyczy, nie tylko odprowadzała do szkoły i przyprowadzała do
domu, lecz ściśle sprawdzała także jej koleżanki. Dlatego naszło mnie podejrzenie, że Grace
przemyciła do domu kasetę nagraną przez koleżankę i obejrzała nagranie z wyłączonym dzwiękiem,
kiedy byliśmy z Cynthią w innym pokoju.
- Byłam u niej w czasie długiej przerwy na lunch.
Cóż, nawet przed ośmiolatką nie da się utrzymać pewnych spraw w tajemnicy. A przecież dopiero za
pięć lat Grace miała zostać w pełni rozwiniętą nastolatką. Matko Boska...
- Nie powinnaś była tego oglądać - powiedziałem.
- Moim zdaniem ten gliniarz był podły.
- Jaki gliniarz? O czym ty mówisz?
- Nie zwróciłeś uwagi? Ten, który mieszka w przyczepie, takiej dużej i błyszczącej. Powiedział, że to
dziwne, iż tylko mamusia ocalała. Dobrze wiem, co chciał zasugerować. Dawał do zrozumienia, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]