[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 A wy, Suchet, prywatnie uruchamiacie agentów Interpolu zupełnie nie licząc się z
kosztami i ludzmi...
 Panie ministrze jest to w naszej pracy normalna praktyka...  przerwał twardo szef
Interpolu.
 Nawet jeżeli jest to normalna praktyka  bulgotał minister  to ktoś musi za to
zapłacić. Poza tym nie każdy jest pańskim kolegą, Suchet i nie każdy zgadza się na tego
rodzaju działania.
 Jesteśmy na tropie faceta, który specjalizuje się w politycznych zamachach...  zaczął
Sakson.
Lebel łypnął spod oka na komisarza i omal nie parsknął śmiechem. Sakson powiedział
to z takim przekonaniem, że obaj z Suchetem prawie mu uwierzyli. Przynajmniej w tej chwili.
Minister zadyszał się, opadł na fotel i wytarł czoło białą jak śnieg chusteczką.
 Tylko ze względu na waszą dotychczasową praktykę  odezwał się po kilku
minutach  przymknę oko. I jeżeli już zamierzacie bawić się w ściganie tego Calthropa, to
radzę zebrać dowody, że on naprawdę istnieje. Fakty, panowie, interesują mnie fakty. Jeszcze
jeden taki występ i będziecie musieli pożegnać się ze służbą w policji. A Interpol poradzi
sobie także bez was...
Wszyscy trzej nawet nie chcieli sobie wyobrazić, że mogliby odejść ze służby.
Spuścili głowy i udawali skruchę. Niewiele ich to kosztowało, a minister był zadowolony i
mógł pózniej opowiadać żonie lub kochance jak świetnie radzi sobie ze swoimi ludzmi. On
zresztą także wiedział, na czym polega ich gra i w pełni ją akceptował. Wyznawał zasadę, że
pewne sprawy muszą być załatwiane w określony sposób. Tak było przyjęte i nie zamierzał
tego zmieniać.
 Gdybyście jednak znalezli tego mordercę  powiedział słodkim głosem  docenimy
to. Czekam na raporty w tej sprawie. Do widzenia, panowie.
Aysa czaszka ministra pochyliła się, a ręce zaczęły nerwowo grzebać w papierach.
Było jasne, że mogą się oddalić.
Dziesięć minut przed godziną szóstą po południu Calthrop oddał w recepcji klucz i
poinformował, że wyjeżdża ponieważ jego matka ciężko zachorowała. Recepcjonista ze
zrozumieniem pokiwał głową, ale jego spojrzenie pozostało niewzruszone.
 Mam nadzieję, że jeszcze pana zobaczymy w naszym hotelu, panie Brown 
powiedział sztywnym, uprzejmym tonem.  Przykro mi, że musi pan wyjechać.
Calthrop opuścił hotel i szybkim krokiem skierował się do samochodu. Odegrał tę
czułą scenę pożegnania celowo. Miał czas przyjrzeć się zachowaniu recepcjonisty i upewnić
się, czy ktoś go obserwuje. Teraz nie miał wątpliwości, że hotele były pod obserwacją.
Dobrze im idzie, pomyślał z uznaniem o paryskiej policji. Była to jedyna na świecie policja,
której się obawiał. Doskonale pamiętał klęskę, jaką wraz z bratem ponieśli, przygotowując w
1963 roku zamach na de Gaulle a. A wszystko było tak precyzyjnie przygotowane.
Wydawało się, że Charles Calthrop dostatecznie odwrócił uwagę policji, aby Szakal zdążył
zrealizować kontrakt. Nie udało się, w policji francuskiej znalazł się wówczas ktoś, kto
potrafił działać i przewidywać równie precyzyjnie jak oni. Calthrop zapamiętał nazwisko tego
człowieka. Lebel stał się dla niego przeklętą wizytówką Francji. To był także dowód, dla
którego Calthrop nigdy nie przyjął tutaj żadnego zamówienia.
Wsiadając do samochodu widział detektywa hotelowego w towarzystwie faceta, który
wyglądał jak żywcem wyjęty z komiksu. Wysoki, barczysty, krótko, po amerykańsku
ostrzyżony, z twardą, kwadratową szczęką. Do tego dochodził papieros, który jak psi ogon
poruszał się w jego ustach, poświęcili Calthropowi wystarczająco dużo czasu, aby się
zdradzić. Detektyw zadał sobie nawet trud i zanotował numery rejestracyjne wozu Calthropa.
Nie ulegało wątpliwości, że hotel  Crillon przestał być w tym momencie miejscem
przyjemnym i dyskretnym.
Punktualnie o szóstej znajdował się w budce telefonicznej przy rue Richelieu. W
pobliżu sunął sznur samochodów, wiozących gości do paryskiej opery komicznej. W
niektórych sklepach oświetlono już wystawy, jakby w ten sposób chciano zagwarantować
sobie większość klientów.
 Tu Philip Marcou  odezwał się do słuchawki, patrząc obojętnie na toczące się obok
normalne życie.  Wszystko w porządku?
 W porządku  odpowiedział Lavel.  Jesteśmy umówieni z Lamartine em jutro o
dziewiÄ…tej. U niego w biurze.
 Mam nadzieję, że pomyślałeś o sobie, Lavel  Calthrop powiedział to jakby od
niechcenia.  Może jeszcze kiedyś się zobaczymy...
 Może się zobaczymy  powtórzył handlarz bronią, odkładając słuchawkę.
Nie lubi mnie, pomyślał cynicznie Calthrop. Wiedział, że nie może ufać Lavelowi i
powinien jak najszybciej wynieść się z Paryża. Wszystko działo się za szybko i trudno było
przewidzieć, co jego przeciwnik o nim wiedział. Calthrop analizował sytuację. Był pewny, że
szuka go zarówno policja, jak ludzie Sabatiniego. Teraz mógł dołączyć do nich Morris Lavel.
Do tego dochodziła córka Raufera. Tylko ona widział go na własne oczy. Calthrop nie wątpił,
że gdyby policja miała jego portret pamięciowy, prawdopodobnie nie pozwolono by mu
opuścić hotelu. Wynikało z tego, że Sophie Raufer jak na razie milczała.
Wykręcił jeszcze jeden numer i zarezerwował dwa miejsca w samolocie do Nowego
Jorku na godzinę trzynastą piętnaście następnego dnia.
Adres Lavela Calthrop znał jeszcze z dawnych lat. Kilkakrotnie sprawdzał, czy się nie
zmienił. Duże, luksusowe mieszkanie w pobliżu Auku Triumfalnego było dla handlarza
bronią idealnym miejscem. Mieszkał tam w towarzystwie kochanek, które często zmieniał.
Tego jednak Calthrop nie wiedział. Informacja, którą otrzymał od ludzi Raufera wraz ze
zdjęciami, mówiła o żonie, nie wspominała o kochankach. W sumie nie było to istotne 
Calthropa interesował Lavel, nie jego kobiety.
Calthrop nałożył rękawiczki i spokojnie sięgnął po tłumik. Broń wsunął pod
marynarkę w specjalnie uszyte szelki. Kiedy wysiadał z samochodu, nikt nie zwrócił na niego
uwagi. Wieczorem w tej części miasta było szczególnie tłoczno i hałaśliwie. Błysk aparatów
fotograficznych i neonowych reklam pogrążał wszystko w niespokojnym drganiu.
Calthrop postawił samochód tuż przez wejściem do budynku, w którym mieszkał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.pev.pl