[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wano tê moj¹ umiejêtnoSæ. Szacunek zapobiega niepotrzebnym walkom.
190
USmiechnêÅ‚a siê.
Kiedy na ciebie patrzê, mySlê sobie, ¿e nawet mistrz Yoda mu-
siaÅ‚by siê przy tobie napracowaæ.
Zamrugał zdziwiony.
Mistrz Yoda? Chyba ¿artujesz.
Spowa¿niaÅ‚a nagle.
Dlaczego miaÅ‚abym ¿artowaæ na taki temat? Mistrz Yoda jest zna-
ny jako najwiêkszy mistrz miecza Swietlnego wszech czasów. Nie mów
mi, ¿e nigdy nie miaÅ‚eS z nim lekcji szermierki.
Pewnie, ¿e miaÅ‚em z nim lekcje. I rzeczywiScie jest Swietnym
nauczycielem& techniki. Nawet jeSli musi stawaæ na podwy¿szeniu,
¿eby uczniowie go widzieli. Jego zrêcznoSæ mnie zadziwia, zwÅ‚aszcza
przy tak maÅ‚ym zasiêgu dodaÅ‚ z ¿arem. Ale to tylko nauka, Barrisso.
Sama teoria i zaÅ‚o¿enia. Nawet jeSli uczyÅ‚ ciê mistrz Yoda, to nie jest
prawdziwa walka.
Tym razem, zamiast odpowiedzieæ od razu, przez chwilê zastano-
wiÅ‚a siê nad jego sÅ‚owami.
Dlaczego s¹dzisz, ¿e mistrz Yoda nigdy nie u¿ywaÅ‚ miecza w praw-
dziwej walce?
MiaÅ‚ ochotê siê rozeSmiaæ, ale zrezygnowaÅ‚. Obi-Wan i Luminara
mogliby usÅ‚yszeæ i zapytaæ o przyczynê takiej wesoÅ‚oSci. Anakin wie-
dziaÅ‚, ¿e jego wyjaSnienie nie spodobaÅ‚oby siê nauczycielowi. Podob-
nie jak wszyscy Jedi, Obi-Wan darzyÅ‚ stareñkiego mistrza gÅ‚êbokim
szacunkiem, a w dodatku niezmordowanie wbijał do głowy swojemu
padawanowi, ¿e pewne sprawy nie s¹ wÅ‚aSciwym tematem do ¿artów.
Nie oznaczaÅ‚o to, ¿e Anakin miaÅ‚ zamiar zignorowaæ pytanie towa-
rzyszki.
Daj spokój, Barrisso. Mistrz Yoda, w prawdziwym pojedynku poza
plansz¹ szermiercz¹? Mo¿esz sobie wyobraziæ tak¹ walkê? Znów
chciaÅ‚o mu siê Smiaæ na sam¹ mySl o takiej scenie. Z kim mógÅ‚by
w ten sposób walczyæ? Najwy¿ej z kimS wzrostu Tooquiego.
Nie chodzi o wzrost ani o moc miecza Swietlnego, lecz o siÅ‚ê
serca.
Anakin ze zrozumieniem skin¹Å‚ gÅ‚ow¹.
Daj mi wielkoSæ i moc, a serce zatrzymaj sobie. WiedziaÅ‚, ¿e
ta odpowiedx graniczyÅ‚a z bluxnierstwem, ale ciekaw byÅ‚, jak siê teraz
zachowa padawanka.
ZareagowaÅ‚a spokojniej, ni¿ siê spodziewaÅ‚.
PowinieneS siê wstydziæ, Anakinie Skywalkerze. Jak mo¿esz kwe-
stionowaæ umiejêtnoSci mistrza Yody?
191
Wcale ich nie kwestionujê odparowaÅ‚. Nie mógÅ‚bym, prze-
cie¿ byÅ‚em jego uczniem. Nie znam nikogo szybszego i lepszego w walce
na miecze Swietlne& ale w sali treningowej. Chcê tylko powiedzieæ,
¿e techniki szkoleniowe to nie to samo, co walka na miecze w bitwie.
Poza tym mistrz Yoda jest& no, nie jest mÅ‚ody. A jeSli ju¿ o kwestio-
nowaniu mowa, dobry Jedi powinien kwestionowaæ wszystko. Najle-
piej byæ pewnym swego.
Dobrze, ¿e tak mySlisz odparÅ‚a oschle. Nigdy siê nie bê-
dziesz musiaÅ‚ martwiæ, ¿e popeÅ‚nisz bÅ‚¹d.
Wszyscy popeÅ‚niamy bÅ‚êdy zapewniÅ‚ j¹. WÅ‚aSnie temu ma
zapobiec zadawanie pytañ. Dlatego kwestionujê wszystko, co mi staje
na drodze. W tej chwili caÅ‚e systemy kwestionuj¹ sposób, w jaki rz¹-
dzona jest Republika. Ansion jest tylko jednym z wielu, a inni bardzo
uwa¿nie mu siê przygl¹daj¹.
SpojrzaÅ‚a na niego uwa¿nie.
Czy i ty tak s¹dzisz, Anakinie? Czy i ty kwestionujesz sposób
rz¹dzenia Republik¹?
ByÅ‚bym gÅ‚upcem, gdybym tego nie robiÅ‚. Machn¹Å‚ rêk¹ w kie-
runku pozostaÅ‚ych. Nawet mistrz Obi-Wan ma zastrze¿enia dotycz¹-
ce korupcji, kierunku, jaki przyjmuje rz¹d, spraw, których nie rozwi¹-
zuje, poniewa¿ coraz bardziej pogr¹¿a siê w biurokratycznym beÅ‚kocie.
Nic dziwnego, ¿e ja te¿ mam swoje zastrze¿enia. A ty nie?
WyprostowaÅ‚a siê w siodle i pokrêciÅ‚a gÅ‚ow¹.
Nie zamierzam marnowaæ czasu na dysputy polityczne. Wolê do-
brze wypeÅ‚niaæ obowi¹zki padawana i jak najszybciej zostaæ prawdzi-
wym Jedi. To doSæ pracy, ¿eby zaj¹æ ka¿dego. A przynajmniej tak mi siê
wydawaÅ‚o. SpojrzaÅ‚a na niego twardo. To cud, ¿e potrafisz wSród
tylu zajêæ zmieSciæ jeszcze problemy galaktycznej racji stanu.
Oraz parê innych rzeczy, chciaÅ‚ powiedzieæ, ale zrezygnowaÅ‚.
Wprawdzie mySlaÅ‚ teraz o swojej zadziornej i zdecydowanej kole¿ance
z pewnym, acz niechêtnym podziwem, jednak wci¹¿ nie ufaÅ‚ jej caÅ‚ko-
wicie. CzuÅ‚, ¿e cokolwiek jej powie, ona natychmiast przeka¿e to swo-
jej mistrzyni, a Luminara z kolei Obi-Wanowi. Lepiej zachowaæ pewne
sprawy dla siebie.
Za ka¿dym razem, kiedy anga¿owaÅ‚ siê w takie dyskusje, coraz bar-
dziej czuÅ‚ swoj¹ odmiennoSæ. Ró¿niÅ‚ siê od Barrissy, tak samo, jak od
Luminary i Obi-Wana. Matka zawsze mu to mówiÅ‚a. Tak bardzo ¿aÅ‚o-
waÅ‚, ¿e nie mo¿e w tej chwili z ni¹ porozmawiaæ, zasiêgn¹æ jej m¹drej
rady w ró¿nych sprawach, zwÅ‚aszcza zaS w tej, która pochÅ‚aniaÅ‚a go caÅ‚-
kowicie. I pomySleæ, ¿e w dawnych czasach ludzie za prawdziw¹ rozÅ‚¹-
192
kê uwa¿ali znalezienie siê po przeciwnych stronach tej samej planety.
Ju¿ prawie nie potrafiÅ‚ sobie wyobraziæ, ¿e ludzie liczyli kiedyS odle-
gÅ‚oSæ miar¹ fizyczn¹, a nie czasow¹.
Na noc zatrzymali siê w dolinie jednego z niezliczonych strumie-
ni, które przecinaÅ‚y zielony step. Qulunowie nie wydawali siê skÅ‚onni
do poScigu. Albo tak mocno ucierpieli od nocnej galopady lorquali, ¿e
nie dali rady zorganizowaæ pogoni, albo uznali, ¿e lepiej nie Scigaæ wiêx-
niów, którzy potrafi¹ siê skutecznie odgryxæ.
Jest jeszcze jedna mo¿liwoSæ zauwa¿yÅ‚ Kyakhta, kiedy poru-
szono tê kwestiê. Im bli¿ej jesteSmy nadklanu, tym bardziej taki ni¿-
szy klan, jak Qulunowie, boi siê wtr¹caæ.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]