[ Pobierz całość w formacie PDF ]

widział tam córkę, za wszelką cenę chciał zniszczyć Romatech.
- Może ich przymkniemy za uchybienia higieniczne i sanitarne - podsunął Garrett. - Albo
oszustwa podatkowe.
Sean wskazał Emmę. - Sprawdz to.
- Tak, sir. - Zanotowała coś w notesie. Może Angus miał rację i Sean tylko marnował czas.
Gdyby jednak poruszyła temat Casimira i perspektywy globalnej wojny wampirów, Sean
zastanawiałby się, skąd ma te informacje. Zamiast wysłuchać, co ma do powiedzenia,
wyrzuciłby ją z wilczym biletem jak Austina.
- W porządku, do pracy. - Sean wreszcie zakończył naradę i wyszedł z biura.
Emma przypuszczała, że udał się do mieszkania, z którego obserwował kamienicę
Romana. Alyssa ciągle szukała klanów w pobliskich miastach. Emma, sama w biurze,
zabrała się do pracy. Wydział Zdrowia i Higieny oraz IRS zamknęły już podwoje, napisała
więc zapytania w sprawie Romatechu i przesłała faksem. Będzie musiała poczekać do
jutra na odpowiedz. Przechadzała się po biurze. Była spięta, miała mętlik w głowie. Wciąż
myślała o Angusie. Podeszła do okna i wpatrywała się w nocne niebo. Zastanawiała się, co
robił. Czy znów ją odwiedzi? Czy zdoła mu się oprzeć?
Wróciła do biurka i przeglądała policyjne raporty z poprzedniej nocy. Kilka morderstw,
sporo spraw o napaść, ale nic, co wiązałoby się z Central Parkiem. Robby i Giacomo
świetnie się spisali. Nie zapomniała jednak o incydencie z Alkiem i kobietą, którą
zaatakował. Emma rozważała, czy nie skorzystać z numeru, który podał jej Phil, tylko
żeby dowiedzieć się, co z biedaczką. Sięgała po telefon komórkowy, gdy zadzwonił.
- Halo?
- Emmo, możemy bezpiecznie rozmawiać?
Serce jej mocniej zabiło na dzwięk głosu Angusa.
- Tak, jestem sama. Właśnie myślałam o kobiecie, którą wczoraj znalezliśmy w parku. Co z
niÄ…? W porzÄ…dku?
105
- Aye. Doszła do siebie, gdy Connor odstawił ją do domu.
- To dobrze.
- Rozmawiałem z Philem - ciągnął Angus. - Mówi, że dzień był spokojny. Nikt was nie
śledził. Możemy założyć, że Malkontenci jeszcze nie znają twojej tożsamości.
- Zgadzam siÄ™.
- Póki jesteś w mieszkaniu Austina, nic ci nie grozi. W żadnym wypadku nie chodz do
Central Parku. Malkontenci będą cię tam szukać.
- Rozumiem.
- Jack i Robby dziś wieczorem patrolują park. - Angus przerwał. - Kusiło mnie, żeby
zamiast tam, wysłać ich do ciebie.
- Nie, nie. Poradzę sobie. Muszą zostać w parku. - Nie mogła znieść myśli, że zginą kolejni
niewinni ludzie.
- W porzÄ…dku. Przybyli lekarze Shanny, rozgoszczÄ… siÄ™ w kamienicy, a potem zabieram
ich do Romatechu. Spotkamy siÄ™ w mieszkaniu Austina za jakÄ…Å› godzinÄ™?
- Dobrze. - Powróciły wspomnienia z minionej nocy. Nic dziwnego, że jest spięta.
- Wysyłam Phineasa i Gregoriego, żeby odstawili cię do domu. Phineas jeszcze nie
ukończył szkolenia, ale dobrze walczy, a ty jesteś po prostu świetna.
- Nic mi nie będzie. Do zobaczenia. - Odłożyła słuchawkę. Podobało jej się, że jest
troskliwy, nawet nadopiekuńczy. Niepotrzebnie się martwił, sama umie o siebie zadbać,
ale było jej przyjemnie. Aż za bardzo. Kiedy zostaną sami na całą noc, jak daleko jest
gotowa się posunąć? Zostanie kochanką wampira?
Wkrótce odebrała telefon od strażników na pierwszym piętrze, że czeka na nią niejaki
Phineas McGriz. Zamknęła drzwi do biura. Przy odrobinie szczęścia Sean nie będzie miał
za złe, że wyszła z pracy trochę wcześniej. Zastanawiała się, czy nie zrezygnować, gdyby
robił jej wyrzuty. Zawsze może wrócić do starej pracy w MI6, a gdyby mieszkała w
Londynie, byłaby bliżej Angusa. Jęknęła. Po co robi plany na przyszłość? Nie mają jej.
Wysiadła z windy i zatrzymała się w pół kroku na widok Phineasa. Obciął włosy, ogolił
się i miał na sobie ubranie identyczne jak Phil. Widocznie spodnie khaki i granatowa
koszulka polo to strój pracowników Agencji MacKay, którzy nie noszą kiltów. Phineas
miał nawet granatową wiatrówkę z logo firmy na lewej kieszonce.
- O rany, Phineas, ledwie cię rozpoznałam. - Obeszła go dokoła. Uśmiechnął się i poklepał
po piersi. - WyglÄ…dasz bardzo oficjalnie.
- No. - Machnął identyfikatorem. - Zarąbiście, co? I załatwiają mi pozwolenie na broń. -
Zniżył głos do szeptu. - Ze srebrnymi kulami.
Emma się uśmiechnęła. - Cieszę się, że lubisz nową pracę.
- Mam zadanie odstawić cię bezpiecznie do domu. - Pomachał na pożegnanie
pracownikowi ochrony, gdy wyszli z budynku.
Czarny lexus czekał przy krawężniku. Phineas przytrzymał jej tylne drzwi. Wsiadła.
Przywitał ją kierowca.
- Cześć, jestem Gregori. - Odwrócił się do niej. Z uśmiechem podał jej rękę.
- Bardzo mi przyjemnie. - Emma uścisnęła mu dłoń, a Phineas zajął miejsce dla pasażera.
Przyglądała się Gregoriemu. Wydawał się skądś znajomy.
- Więc to przez ciebie Angus oszalał. - Pokiwał z uśmiechem głową.
- Słucham? - Zamrugała. - Wiem, kim jesteś. Prowadziłeś reality show na DVN. .
- Tak, to ja. - Poprawił krawat. - Ale dziś jestem twoim szoferem. Dokąd, cukiereczku?
Emma uśmiechnęła się i podała mu adres.
- Pracujesz dla Angusa?
106
Prychnął i włączył się do ruchu ulicznego.
- Nie, moja droga. Jestem wiceprezydentem Romatechu od spraw marketingu. Widziałaś
reklamy napojów fusion Romana? To moje dzieło.
- Rozumiem.
- Akurat wybierałem się do SoHo, żeby obejrzeć nieruchomość, w której chcemy otworzyć
restaurację dla wampirów, gdy Angus poprosił mnie, żebym was zawiózł.
- Ach, tak. - Skinęła głową. Restauracja dla wampirów? Menu byłoby chyba dość
skromne? Ale to i tak znacznie lepsze niż atakowanie ludzi.
- Nie martw się o nic - ciągnął Gregori. - Biorę lekcje karate i szermierki. Mam dosyć tego,
że Connor traktuje mnie jak mięczaka.
- Ja też miałem wczoraj pierwszą lekcję szermierki - pochwalił się Phineas. - Było super. -
Nastawił radio na hip - hop.
Gregori bębnił palcami w kierownicę w rytm muzyki, Phineas wiercił się w fotelu
pasażera. I to są wampiry? Emma patrzyła na nich z niedowierzaniem. Wydawali się
tacy... normalni. Gregori podjechał pod budynek Austina i niespokojnie rozejrzał się
dokoła.
- Nigdy tu nie zaparkuję. - Skręcił w przecznicę. Emma pochyliła się do przodu.
- Nie musisz zostawać, jeśli masz coś do załatwienia. Damy sobie radę z Phineasem.
Gregori zaparkował przy krawężniku i spojrzał na nią spod zmarszczonych brwi.
- Poczekam na Angusa. Wejdzcie, a ja zaparkuje tę bestie i dołączę do was.
Emma i Phineas wysiedli. Rozejrzała się - nikt ich nie obserwował. Weszli do budynku.
Gregori powoli odjechał.
W mieszkaniu Austina Phineas teatralnie sprawdzał każde pomieszczenie. Zaglądał do
lodówki i szafek kuchennych. Zagryzła wargę, żeby się nie roześmiać. Myślał, że ktoś
ukrywa się w lodówce czy szufladzie na sztućce?
- Kuchnia jest czysta - oznajmił. Wszedł do saloniku i przyjął pozę karateki. - Super, co?
Nauczyłem się tego wczoraj wieczorem.
- Super. - Emma weszła do kuchni, żeby odgrzać chińszczyznę z poprzedniej nocy.
Phineas sprawdzał pod poduszkami kanapy, przeszedł do sypialni. Pięć minut pózniej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.pev.pl