[ Pobierz całość w formacie PDF ]

włosy z czoła i uśmiechała się niepewnie. - Wychodzisz?
- Tak. Muszę się z kimś zobaczyć. - Zagryzła wargi,
żeby się nie roześmiać. - Nie będzie mnie przez godzinę.
Dasz sobie radÄ™?
- Oczywiście. - Annie poprawiła włosy. Terry stał
obok z twarzÄ… mieniÄ…cÄ… siÄ™ wszystkimi odcieniami czer­
wieni. - Dzisiaj nie ma ruchu. Nie śpiesz się.
148 " & DRUGA MIAOZ NATASZY
Zwiat chyba postanowiÅ‚ dziÅ› zwariować, uznaÅ‚a Nata­
sza i wybiegÅ‚a na ulicÄ™. Najpierw telefon od matki, goto­
wej wyrzucić Aleksa z łóżka dla obcego mężczyzny. Po­
tem Spence, który prosi, żeby natychmiast przyszła coś
zobaczyć. I wreszcie Annie całująca się przy kasie z Ter-
rym. Cóż, musi się z tym wszystkim jakoś uporać. Zacznie
od Spence'a.
WbiegaÅ‚a na schody, przeskakujÄ…c po dwa stopnie na­
raz, podejrzewajÄ…c, że zastanie go pogrążonego w choro­
bie. Gdy otworzył drzwi, była już tego pewna. Oczy mu
bÅ‚yszczaÅ‚y, twarz poczerwieniaÅ‚a. MiaÅ‚ na sobie pognie­
ciony sweter, rozwiÄ…zany krawat.
- Spence, czy ty...
Zanim skończyła zdanie, chwycił ją, przycisnął usta do
jej ust i zaczął kręcić się wkoło, trzymając ją w ramionach.
- Myślałem, że już nigdy nie przyjdziesz.
- Przyszłam najszybciej jak mogłam. - Odruchowo
przyłożyła dłoń do jego policzka. Nie, nie ma gorączki,
uznała. W każdym razie nie wymaga pomocy lekarza.
- JeÅ›li tylko dlatego kazaÅ‚eÅ› mi biec caÅ‚Ä… drogÄ™, to po­
pamiętasz.
- Po... nie - odpowiedział śmiejąc się. - Chociaż to
cudowna myÅ›l. NaprawdÄ™ cudowna. - CaÅ‚owaÅ‚ jÄ… tak dÅ‚u­
go, aż w końcu przyznała mu rację. - Czuję się tak, że
mógłbym kochać się z tobą całymi godzinami, dniami,
tygodniami.
- Uczniowie by za tobÄ… tÄ™sknili - wymamrotaÅ‚a, odsu­
wajÄ…c siÄ™ nieco. - ByÅ‚eÅ› taki przejÄ™ty, kiedy do mnie dzwo­
niłeś. Wygrałeś na loterii?
- Lepiej. Chodz tutaj. - Zatrzasnął drzwi wejściowe
i zaprowadził ją do pokoju muzycznego. - Nic nie mów.
UsiÄ…dz.
DRUGA MIAOZ NATASZY " & 149
Posłuchała, ale kiedy podszedł do fortepianu, wstała.
- Spence, lubiÄ™ koncerty, ale...
- Nic nie mów - zniecierpliwił się. - Tylko posłuchaj.
I zaczął grać.
Już po paru taktach zorientowała się, że nigdy przedtem
nie sÅ‚yszaÅ‚a tego utworu. Dreszcz przebiegÅ‚ jej ciaÅ‚o. Za­
cisnęła dłonie.
Muzyka przenikała ją na wskroś. Nie była w stanie się
poruszyć. Mogła tylko patrzeć, śledzić napięcie w jego
oczach i wprawne ruchy palców na klawiaturze. Piękno
muzyki urzekło ją, poruszyło do głębi jej serce i duszę. Jak
to jest możliwe, że jej uczuciom, jej naj intymniej szym
uczuciom, nadano kształt muzyczny?
Serce biło jej w rytm muzyki. Nie mogła wypowiedzieć
słowa, z trudem oddychała. Muzyka była przepełniona
smutkiem, ale miaÅ‚a w sobie jakÄ…Å› tajemniczÄ… moc. I ży­
cie. Zamknęła oczy, nie zdajÄ…c sobie sprawy, że po policz­
kach spływają jej łzy.
Nie poruszyła się, gdy skończył.
- Nie muszę cię chyba pytać, co myślisz - powiedział
Spence. - WidzÄ™ to.
PotrzÄ…snęła tylko gÅ‚owÄ…. Nie potrafiÅ‚a znalezć odpo­
wiednich słów.
- Kiedy to napisałeś? - spytała.
- W ciągu kilku ostatnich dni. - Podszedł do niej
i wziął ją za ręce. - Wróciło. - Przycisnął wargi do jej
dłoni. - Najpierw byłem przerażony. Słyszałem muzykę
w gÅ‚owie, tak jak kiedyÅ›. Nataszo, to tak, jakbym siÄ™ zna­
lazł w niebie. Nie potrafię tego wyrazić.
- Nie musisz. Słyszałam.
Ona rozumie, pomyślał. Przeczuwał, że tak będzie.
- Kiedy siadałem do fortepianu, myślałem, że to tylko
150 " & DRUGA MIAOZ NATASZY
pobożne życzenie. - Rzucił okiem na klawiaturę. - %7łe to
zniknie, ale tak się nie stało. Boże, to tak, jakbyś odzyskała
ręce albo wzrok.
- To byÅ‚o tutaj zawsze. - Dotknęła jego gÅ‚owy. - Pozo­
stawało w uśpieniu.
- Nie, ty to sprawiłaś. Powiedziałem ci, że kiedy cię
poznałem, moje życie się zmieniło. Nie wiedziałem tylko,
w jakim stopniu. To dla ciebie, Nataszo.
- Nie, dla ciebie. Tylko dla ciebie. - Objęła go i poca­
łowała. - To dopiero początek.
- Tak. - Wsunął dłonie w jej włosy i spojrzał prosto
w twarz. - Masz rację. To początek. Jeśli zrozumiałaś tę
muzykę, to wiesz, co mam na myśli. I wiesz, co czuję.
- Spence, nie mów teraz nic wiÄ™cej. PonoszÄ… ciÄ™ emo­
cje. Nietrudno pomylić to, co czujesz w stosunku do swo­
jej muzyki, z innymi sprawami.
- Ależ to absurd. Nie chcesz usłyszeć, jak mówię, że
ciÄ™ kocham.
- Nie. - Ogarnęła ją panika. - Nie chcę. Jeśli ci na
mnie choć trochę zależy, nie powiesz tego.
- Nie rozumiem. Czego ty właściwie chcesz?
- Chcę, żebyś był szczęśliwy. Dopóki jest tak jak jest...
- Jak długo ma być tak jak jest?
- Nie wiem. Nie potrafiÄ™ ci odpowiedzieć takimi samy­
mi słowami ani takimi samymi uczuciami. Wierz mi, że
bardzo bym chciała.
- Mam jakiegoÅ› rywala?
- Nie. - Szybko wzięła go za rÄ™kÄ™. - Nie. To, co czu­
Å‚am dla... co czuÅ‚am kiedyÅ› - poprawiÅ‚a siÄ™ - byÅ‚o fanta­
zjÄ…. Marzeniami mÅ‚odej dziewczyny. Teraz jest rzeczywi­
stość. Po prostu nie mam dość siły, by ją udzwignąć.
Lub jej ulec, dodała w duchu. Poczuła się zraniona.
DRUGA MIAOZ NATASZY -ft 151
Może dlatego, że pragnÄ…Å‚ jej tak bardzo, jego niecierpli­
wość stanowiła dodatkową presję, która zamiast łączyć,
mogła ich rozdzielić.
- A więc nie powiem ci, że cię kocham. - Ucałował jej
brew. -1 że jesteÅ› mi potrzebna. - UcaÅ‚owaÅ‚ jej usta. - Je­
szcze nie. - Delikatnie pieścił jej palce. - Ale nadejdzie
czas, gdy ci to powiem. A ty mnie wysÅ‚uchasz. I odpo­
wiesz.
- Brzmi to jak grozba.
- Nie, to jedna z tych obietnic, których nie chcesz sÅ‚u­
chać. - Pocałował ją w oba policzki. - Muszę wracać na
uczelniÄ™.
- A ja do sklepu. - Wzięła rękawiczki. - Spence, to dla
mnie bardzo ważne, że chciałeś, bym wysłuchała twojej
muzyki. %7Å‚e chciaÅ‚eÅ› siÄ™ niÄ… ze mnÄ… podzielić. Jestem z cie­
bie bardzo dumna. I cieszę się, że ten moment uczciliśmy
razem.
- Dopiero uczcimy. Zapraszam ciÄ™ do nas na kolacjÄ™.
NieczÄ™sto kupowaÅ‚a szampana, ale tym razem to zrobi­
ła. Butelka wina to i tak za mało, żeby uczcić to, co razem
przeżyli, co jej ofiarował tego przedpołudnia. Muzyka
byÅ‚a podarunkiem najcenniejszym z cennych. Ofiarowu­
jąc ją, dawał jej czas i iskrę nadziei.
Może naprawdę ją kocha... Jeśli w to uwierzy, będzie
musiaÅ‚a oswoić siÄ™ z tÄ… myÅ›lÄ…. JeÅ›li uwierzy, bÄ™dzie musia­
ła powiedzieć mu wszystko, wszystko, co wciąż jeszcze
budziło jej lęk.
Potrzebuje czasu.
Ale dziś wieczór będzie święto.
Zapukała do drzwi i uśmiechnęła się do Very.
- Dobry wieczór - powiedziała.
152 " &" DRUGA MIAOZ NATASZY
- Witam, panno Stanislaski - odpowiedziaÅ‚a dyplo­
matycznie Vera, otwierajÄ…c szerzej drzwi.
To prawda, przy tej kobiecie seńor był szczęśliwy,
Freddie też bardzo ją lubiła. Ale po przeszło trzech latach
spędzonych tylko z nimi Vera nie chciała tu nikogo więcej.
Nie zamierzaÅ‚a siÄ™ nimi z kimkolwiek dzielić. Choć wie­
działa, że to może być konieczne.
- Doktor Kimball i Freddie sÄ… w pokoju muzycznym
- oświadczyła.
- Dziękuję. Przyniosłam szampana.
- Proszę dać.
Natasza westchnęła, odprowadzając Verę wzrokiem. Im
bardziej nieugięta była gospodyni, tym bardziej chciała
pozyskać jej sympatię.
ZbliżajÄ…c siÄ™ do pokoju, usÅ‚yszaÅ‚a Å›miech Freddie. I jesz­
cze czyjś. Stanąwszy w drzwiach, zobaczyła dziewczynkę
w towarzystwie JoBeth. Był z nimi Spence. Miał na głowie
coś w rodzaju hełmu, a w ręku karton udający tarczę,
- Pasażerowie na gapę na moim statku zostaną pożarci
przez potwora z morskich głębin - ostrzegł. - Ma potężne
zęby i zieje ogniem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.pev.pl