[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kroku wypatrywać tego, co mają inni, a czego Tobie los
poskąpił.
Gdy chodzi o Michała, to wybacz szczerość, ale sama
jesteś sobie winna. I zamiast narzekać, powinnaś zakończyć
ten toksyczny związek. Jeśli dziś jesteś pewna, że w razie
choroby zostaniesz sama, to po co tkwisz przy człowieku,
który nie okazuje Ci żadnych uczuć, nie daje poczucia spokoju
i bezpieczeństwa? Robisz sobie kuku, pozwalając się
wykorzystywać. Nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego tak
żyjesz. W imię jakiej idei? Bo co? Zlubowałaś wierność i że
nie opuścisz aż do śmierci? Ale zostałaś opuszczona. Bo, do
jasnej cholery, nawet jeśli facet pracowałby w kopalni, to
powinien zrobić wszystko, żeby dzień wolny spędzić z
rodziną. A skoro ma ważniejsze sprawy i nie dostrzega, że
Was zaniedbuje, to jest najzwyklejszym kretynem. Tkwienia u
jego boku nie zawaham się nazwać masochizmem. ~
Nikt_Ważny
Pięknie dziękuję za wsparcie. Na Ciebie zawsze można
liczyć. ~ Inga
Tylko się nie obrażaj! Napisałem, co myślę, ale to nie
zmienia faktu, że bardzo Cię lubię i chciałbym, żebyś była
szczęśliwa. A szczerość jest najlepszym dowodem mojej
sympatii. I mam dla Ciebie coÅ› jeszcze. ProszÄ™, zrobione
dzisiejszego popołudnia. ~ Nikt_Ważny
Gabrysia kliknęła podany link, a jej oczom ukazało się
zdjęcie bzu. Nie była to jednak banalna fioletowa czy biała
kiść, ale śliczny kwiat w delikatnym, różowawym kolorze.
Wirtualny znajomy miał niezwykłą umiejętność utrwalania
piękna na fotografiach, a do tego pamiętał, że to jej ulubiony
kwiat. Może i rzucił kilka szorstkich uwag, ale zachowywał
siÄ™ jak przyjaciel.
Dobrze, że jesteś. Dziękuję. ~ Inga
2.
Gabrysia opłukała kubek po kawie i poprawiła włosy
przed lustrem w pokoju nauczycielskim. Właśnie skończyła
pracę i czekały ją dwa wolne dni. Właściwie to dobrze,
szkolny hałas ją męczył, a zaglądające przez okna słońce nie
pozwalało skupić myśli na pracy. Bo czy liczba przydawek w
zdaniu ma jakiekolwiek znaczenie, kiedy zieleń liści i zapach
kwiatów nawołują do spaceru?
- Już wolne? - zapytał Paweł, zazdrośnie spoglądając na
koleżankę przygotowującą się do wyjścia.
- W końcu wolne - odparła, wieszając torebkę na
ramieniu. Cotygodniowe pilnowanie uczniów podczas
sprzątania korytarzy było chyba jeszcze bardziej męczące niż
prowadzenie lekcji, ale skoro miała ich nauczyć
odpowiedzialności, nie mogła odpuścić. - Miłej pracy.
- Zaczekaj, mam prośbę.
- O co chodzi?
- Podrzuciłabyś %7łyle do domu moje konspekty?
- O nie, nie mam ochoty jej oglądać.
- Proszę. - Zrobił minę małego dziecka, któremu
odmówiono zakupu lizaka. - Lekcje kończę dopiero o
piętnastej, a o siedemnastej mam egzamin i...
- Jaki egzamin? Nie wiedziałam, że się doszkalasz.
- Uprawniający do nauczania języka migowego. Gabrysia
opuściła głowę, bacznie obserwując okruchy na brązowej
wykładzinie. Nie to, żeby ją one jakoś specjalnie interesowały,
zwyczajnie chciała ukryć zmieszanie połączone z zazdrością.
Sama też myślała, by pójść na studia podyplomowe albo
chociaż skończyć kurs bibliotekarski, ale Michał twierdził, że
to tylko zbędny wydatek i strata czasu. Najwidoczniej nie dla
wszystkich nauka jest czymÅ› niepotrzebnym.
- Dobrze - powiedziała słabym głosem. - Zaniosę jej te
konspekty.
- Kochana jesteÅ›! - CmoknÄ…Å‚ dziewczynÄ™ w czubek
głowy. - Ratujesz mi życie.
- Paweł! - Zmusiła się do karcącego tonu, chociaż
zachowanie kolegi nie tylko było miłe, ale też sprawiało
przyjemność. Nie przywykła, żeby ktokolwiek dziękował jej
za drobne przysługi. Michał zwyczajnie uważał, że to, co dla
niego robi, należy do jej obowiązków. Nigdy nie zawracał
sobie głowy słowami wdzięczności.
- No co? Przecież nic nie zrobiłem. - Uśmiechnął się
zawadiacko, a gdy już nasycił wzrok zakłopotaniem
koleżanki, które dziwnie przypadło mu do gustu, sięgnął po
swoją torbę i wydobył z niej zieloną teczkę. - Proszę. Jestem
ci winien przysługę.
- Upomnę się we właściwym czasie.
- ProszÄ™ bardzo.
- To idÄ™, powodzenia na egzaminie.
- Gabrysiu...
Przystanęła przy drzwiach i odwróciła głowę w stronę
kolegi. Przesłał jej buziaka, sprawiając, że serce w piersiach
zatrzepotało radośnie. Ukryła to pod niepewnym uśmiechem,
bo przecież nie mogła dopuścić, żeby wyszła na jaw
tajemnica, którą znały jedynie ściany szkolnego punktu ksero.
*
Gabrysia wolnym krokiem pokonała wszystkie
kondygnacje schodów pomiędzy parterem a siódmym piętrem.
Co prawda budynek był wyposażony w windę, ale chyba
dawno w niej nie sprzątano, sam zapach odrzucał. Wolała
więc skorzystać z siły mięśni niż psuć sobie humor mało
komfortową przejażdżką. Mogła też przystanąć na każdym
półpiętrze i wyjrzeć przez okno. Lubiła spoglądać na
Warszawę z góry, obserwować, jak słońce tańczy po dachach,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]