[ Pobierz całość w formacie PDF ]

uradowanych towarzyszy. Ale długo żaden z nas nie miał sił wspiąć się po trapie na
pokład. Jeden tylko Fridtjoj od pierwszej chwili zdał sobie sprawę z tego, że porwał nas w
swe bary silny prąd Je-niseju. Mało brakowało, a byłoby po nas. Cudem uniknęliśmy
zagłady.Nie tylko  Wyspa Renów , bo tak ją polarnicy nazwali, pełna była niespodzianek.
Morze wokół niej w niczym nie przypominało zwykłego morza.Z komina  Frama buchały
czarne pióropusze dymu, maszyna pracowała pełną mocą, żagle wzdęte były pod naporem
silnego wiatru, a statek wlókł się powoli, niemal metr za metrem. Do licha, co się tu
znów dzieje?  nie wytrzymał Nansen, patrząc pytająco na Sverdrupa.  Przecież to już
nie prąd Je-niseju hamuje nam żeglugę. Skądże prąd! To martwa woda, bardzo rzadkie
zjawisko. Czytałem o nim w książkach żeglarskich. W głowie mi nie powstało, że sam na
własne oczy będę je kiedyś oglądać. No dobrze, ale dlaczego?  niecierpliwił się
Nansen. Popatrz tylko uważnie  tłumaczył mu Sverdrup  cala powierzchnia morza
pokryta jest tu jeszcze cieniutką warstwą słodkiej, rzecznej wody. Tej wiesz, z Jeniseju.
Nie mie-Bza się ona ze słoną, morską, a tylko jakby ślizga się po niej. Te; właśnie
warstewkę,  przyklejoną do kadłuba naszego statku, musimy ciągnąć za sobą. Dlatego tak
wolno płyniemy.135W każdej innej sytuacji przeżycie czegoś tak rzadko spotykanego i
nowego pochłonęłoby Nansena, ale teraz przeklinał na czym świat stoi martwą wodę.
Każda godzina zwłoki groziła przedwczesnym zimowaniem przy brzegach Azji, a nie na
pełnym oceanie. Nerwy miał napięte do ostatecznych granic. Nie sypiał, nie jadał. Ważyły
się przecież losy jego wyprawy.W parę dni pózniej fala wzburzyła się naraz tuż przed
dziobem jak wyrzucona jakimś podwodnym wirem, i posłusznie rozłożyła wzdłuż obu burt.
Uwolniony od ciężaru ,,Fram lekko ruszył naprzód. Martwa woda, przekleństwo statku,
opuściła go tak nagle i niespodziewanie, jak przyszła.Nocą z dziewiątego na dziesiąty
września nikt nie zmrużył oka. Wszyscy w milczeniu wyczekiwali na coś, stłoczeni u burt.
Pełną nastroju ciszę przerwał wreszcie trzykrotny salut malej armatki ustawionej na
pokładzie dziobowym. Na maszt wzbiłysię flagi. Pozdrawiam was na Przylądku
Czeluskina!  rozległ się mocny głos Nansena.  Jeden tylko statek zapuścił się dotąd na
te wody   Vega Nordenskjolda. Nasz  Frani jest drugim w historii Arktyki, który
dociera do tego najbardziej wysunie-, tego na północ cypla Azji.Pięć dni jeszcze płynął
,,Fram wzdłuż syberyjskich wybrzeży. I wreszcie skręcił na północ, na pełny ocean w
kierunku Wysp Nowosyberyjskich. Marzenie Fridtjofa spełnione. Już siedemdziesiąty
siódmy stopień szerokości północnej przekroczony, a przed statkiem rozpościera się wciąż
morze wolne od lodów.Któż w tej chwili w Norwegii może zgadnąć, że płyniemy bez
przeszkód? Jakim szczęściem byłoby im o tym donieść  notuje Nansen, myślą
powracając wciąż do kraju.  A może uda mi się dotrzeć tej jeszcze zimy do bieguna?Z
tych marzeń, którymi żyją na statku wszyscy, w parę dni pózniej załogę wybudza straszny
wstrząs kadłuba. Lód. Dalszą drogę zagradza biała szklista bariera. Nie do przebycia.
Przed dziobem ,,Frania aż po horyzont ciągną się zwarte, olbrzymie pola. Nim upłynie
następnych pięć dni, kanały wodne wokół statku skurczą się, zewrą, zespawają lodem.
Rozpoczyna się dryf...
29. %7łyliśmy jak na beczce prochu
...Okręt trzeszczał i jęczał jak potępieniec. Myślałem, że nie wytrzyma następnego ataku. Nie
znam takich dzwięków na lądzie, które można by porównać do łoskotu napierających
lodów.Trzask, huk, rozpaczliwe, głuche jęki. Ton ich wznosi się przenikliwy, nie do
wytrzymania, ale nie opada, bo już za nim biegnie nowy, jeszcze silniejszy  głos
niezmierzonych przestrzeni oceanu skutego lodem. Głos potężny, wydaje się, że świat cały musi
go słyszeć. Lada moment lód mógł zmiażdżyć statek, którego rozluznione wiązania skrzypiały
groznie  dzwięk ten zlewał się z suchym trzaskiem przypominającym trzask łamanych w lesie
gałęzi. %7łyliśmy jak na beczce prochu... Woda sączyła się przez burty zrazu powoli, pózniej
gwałtowniej, zaczęło jej przybywać w ładowniach. Cała załoga stoi przy pompach. I tak od
osiemnastu miesięcy. Dzień i noc bez chwili wytchnienia. Dzień i noc, noc i dzień.Z uszami
pełnymi jeszcze łoskotu lodu miażdżącego statek Fridtjof z trudem odrywa oczy od kart
pamiętnika de Longa, ilowódcy wyprawy na statku  Jeannette . Wzrok jego mimo woli obiega
zaciszną, jasną kajutę. Zatrzymuje się na stojącym tuż przy koi wygodnym fotelu, na wielkim
portrecie Ewy i Liv na ścianie. Chwilę jeszcze człowiek nasłuchuje w napięciu. Ciszy
uśpionego statku nie mąci nic prócz równego, spokojnego oddechu towarzyszy. Ktoś od czasu do
czasu westchnie, zachra-pie, ktoś ciężko przesunie się z boku na bok. Stłumione grubym
137sufitem rozlegają się nad pokładem miarowe kroki wachtowego, przemierzające
spokojnie deski pokładu.Od pieca w messie bije rozleniwiająca fala ciepła.Nansen
przymyka na chwilę oczy. Nie sposób wprost uwierzyć, pojąć, zrozumieć, że tu, gdzie
dziś dryfuje  Fram , wma-rznięty w lodowe pola, przed dwunastu zaledwie laty
ludzie przeżywali pełne męki chwile, że nie opodal zatonęła  Jeannet-te zgruchotana
uściskiem lodów. Zwały torosów, i dziś atakują  Frama , ale statek zwycięsko
odpiera ich napór.Wszystko dotychczas przebiega tak, jak Nansen przewidywał.
Zaokrąglony kadłub zrazu paru szarpnięciami, a pózniej płynnie unosił się w górę
podczas ataku lodowych pól.Wygodnie i przyjemnie żyje się w ciepłych kabinach
oświetlonych elektrycznością. Po zatrzymaniu maszyny parowej nad pokładem
ustawiono od razu wielki wiatrak, napędzający prądnicę do ładowania akumulatorów.
Jedzenie jest smaczne, obfite, urozmaicone świeżym mięsem niedzwiedzia. Wszyscy
pracują chętnie. Obserwacje i pomiary wykonywane są na  Framie tak sumiennie,
jak w którymś z najlepszych obserwatoriów dalekiej Wielkiej Ziemi. Wolne chwile
każdy spędza według swych upodobań. Książek w bibliotece nie brak. Jeden czyta,
drugi pisze pamiętniki, inny coś sobie majstruje w warsztacie. Wiele czasu cała
załoga poświęca ćwiczeniom sportowym, wyścigom na nartach, strzelaniu, rzutom
ciężarami. Od czasu do czasu wybiera się na polowanie. Każde spotkanie w messie,
przy suto zastawionym stole, rozbrzmiewa beztroskm śmiechem ludzi sytych,
wypoczętych, zadowolonych z siebie i ze swego losu.A tam na  Jeannette ?
...Trwoga, lęk, woda w ładowniach, praca przy pompach, dzień i noc.Na  Framie w
ciągu całej zimy ani razu nie uruchamiano pomp. Na samym dnie, pod podłogą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.pev.pl