[ Pobierz całość w formacie PDF ]
obozu, gdy dostał się w ich ręce, natychmiast był przekazywany NKWD. W zamian za usługę
otrzymywali określoną ilość pieniędzy, 10 kg mąki, 10 kg cukru i kilka metrów tkaniny na
ubranie. Mo\na sobie wyobrazić jaki los czekał człowieka szukającego wolności.
Więzniowie kolonii 205 stanowili zlepek ró\nych narodowości: Polacy, Ukraińcy,
Białorusini, Litwini, śydzi, Rosjanie. Byli to ludzie ró\nego wieku od 18 do 70 lat i ró\nego
pochodzenia społecznego. Byli tam notoryczni złodzieje, błatnyje chłopcy (jak to się dziś
mówi: ,,w niedzielę urodzeni"), mający dwie lewe ręce". Ci najwięcej sprawiali kłopotów
zarządowi kolonii. Zdecydowani byli pójść na wszystko. Często dochodziło między nimi do
bójek, a gdy stawał ktoś na ich drodze, zabijali bez miłosierdzia, nie oszczędzając naczelnika.
Sporo było ludzi wojskowych, z praktyką wojskową. Wśród nich bardzo aktywni byli
Ukraińcy z zapadnoj Ukrainy, Zachodniej Ukrainy. (Gdy śniegi ju\ stopniały w 1948 r.
postanowiono uwolnić całą kolonię.)
Wieczorem trzy brygady robocze w liczbie około 90 osób udały się do karieru \wirowni
odległej od kolonii ok. 2 km ładować \wir na platformy samochodowe. Nagle jeden z
Ukraińców chwycił karabin z rąk \ołnierza, inni podbiegli, związali go, i to samo uczynili z
resztą konwoju. Tej nocy pracę brygad obserwował naczelnik kolonii, kapitan NKWD; ktoś
jednym ciosem z tyłu poło\ył go trupem. Związanych \ołnierzy zabrano na cię\arówki, a
przebrani w wojskowe mundury i uzbrojeni więzniowie przed wschodem słońca ruszyli w
47
kierunku kolonii. Celem wypadu było zdobycie garnizonu i znajdującej się w nim broni.
śołnierze mieszkali w ziemiance poza ogrodzeniem kolonii. Gdy samochody podjechały do
garnizonu pogrą\onego we śnie, \ołnierz stojący na wy\ce zaczął do nich strzelać. Zanim
więzniowie z karabinami dobiegli do okien ziemianki, zbudzeni \ołnierze
chwycili za broń i rozpoczęła się strzelanina; inni rozpierzchli się po krzakach. Część wróciła
do kolonii; inni, jak opowiadano, zginęli z głodu; inni zostali zabici na mięso dla zdrowszych.
Reszta przy pomocy kukuruznika została odnaleziona w tundrze, zbita do nieprzytomności i
przywieziona do obozu.
Nad kolonią zawisła trwoga. Wszyscy będą wystrzelani; tylko w taki sposób likwidowano
rebelie w obozach. Na drugi dzień w kolonu zaroiło się od wojska, naczalstwa. Uczą,
przeliczają kto uciekł. Szukają winnych buntu. I tak kotłowało się w kolonii przez kilka dni.
Wreszcie doszli do wniosku, \e przyczyną buntu jest fakt wspólnego przebywania w kolonii
więzniów politycznych i karnych (bytowmkow). Postanowiono ich oddzielić, a dla
politycznych stworzyć surowszy re\im.
BRACK
Najwy\sze władze obozów w Moskwie nakazały stworzyć nowy rodzaj obozów politycznych
zwany spec-kontingent specjalny kontyngent. Miejscem tych obozów miała być środkowa
Syberia w pobli\u granicy mongolskiej i jeziora Bajkał. W tych okolicach postanowiono po
wojnie wybudować du\ą elektrownię na rzece Angara w miejscowości Brack w Irkuckiej
oblasti. W 1948 r. plany tej budowy były jeszcze w powijakach, ale miało dla niej pracować
mnóstwo niewolników na trasie od Tajszetu do Zarajska.
Pewnego dnia do kolonii 205 przyjechał major NKWD, który rozpoczął rozmowę z
więzniami politycznymi przygotowanymi do wyjazdu. Objaśniał, \e przyjechał z ramienia
władz, aby zabrać speckontingent do pracy w Irkuckiej obiasti. Opowiadał, \e jest tam piękna
flora, latem ciepło, zima znośna, dobre wy\ywienie.
Pięć lat pobytu za Kręgiem Polarnym, wśród śniegów i mrozów, bardzo nam dokuczyło.
Człowiek pragnął zmiany klimatu. W końcu kwietnia 1948 r. załadowano nas na samochody
cię\arowe i powieziono z powrotem za przełęcz Uralu. Nie tylko, \e nie wiozą na Syberię, ale
wszystkich zostawiają w kolonii, która obsługuje kamieniołomy. Z jednej i drugiej strony
kolonii wysokie góry Uralu, podnó\a porośnięte lasami, a na szczytach le\y wieczny śnieg.
Aadna mi Syberia! To kara za bunt w kolonii 205.
Przez kilka miesięcy pracowałem z innymi w kamieniołomie. Zbocze jednej góry jakby
uło\one było z ró\norodnych płyt kamiennych. Kamienie te trzeba było transportować w
ró\ny sposób do linii kolejowej i ładować na wagony. Praca ponad siły ludzkie. Po kilku
miesiącach przyszedł nakaz: więzniów przewiezć. Dokąd? Nikt nie wiedział.
Tym razem jednak pociąg powiózł transport przez Abiz, Peczorę, Kozwę, Kotłas, a następnie
do Kirowa, Permu, Swierdłowska przez Tiumień, Omsk, Nowosybirsk, Maryjsk, Krasnojarsk
do Tajszotu. W przybli\eniu siedem, osiem tysięcy kilometrów.
W Tajszocie znajdował się zarząd tutejszych obozów. Na tej trasie a\ do Angary jest wiele
kolonii wzdłu\ bocznicy przeprowadzonej od transsyberyjskiej kolei do brzegu wielkiej rzeki
Leny, wpadającej do Morza Północnego. Część przywiezionych skierowano na 129 km
od Tajszotu w kierunku Bracka. Tutaj w sercu tajgi znajdowała się kolonia 0,8, zewsząd
otoczona wysokimi lasami sosnowymi. Po dwóch tygodniach przewieziono mnie do kolonii
nad rzeką Czuna, lewym dopływem Angary. Miała ona wygląd kolonii karnej. Okna w
barakach były zakratowane, czego nie było w innych koloniach. Po wieczornym apelu drzwi
zamykano na klucz; do rana nikt nie mógł wyjść na zewnątrz, podobnie jak w więzieniu. W
tej kolonii przebywał przede mną ks. Wł. Bukowiński. Kolonia chodziła na darniowanie
zboczy przy torach kolejowych.
Jesienią 1948 r. przerzucono mnie na kolonię 0,9. Baraki tej kolonii były zbudowane przez
\ołnierzy japońskich. Byli oni przywiezieni w wielkiej liczbie po rozbiciu przez Armię
48
Czerwoną armii japońskiej po zakończeniu wojny z Niemcami. Regularna armia japońska
została zwolniona z Rosji, ale pozostało dosyć du\o Japończyków, których w Rosji osądzono
jako przestępców wojennych. Niektórzy z nich dostali wyroki za to, \e przygotowywali wojnę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]