[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pomysł.
- Niech pan zadzwoni do ratusza.
- Do ratusza? - spytał Flynt.
A w zasadzie było to częściowo pytanie, a częściowo stłumiony
okrzyk zdziwienia. Kiedy poradził Mattowi, by przestał snuć się z
nieszczęśliwą miną i ruszył za kobietą, która go rzuciła, nie miał pojęcia,
że wysyła go w pogoń za Rose Wainwright. Dlaczego ten gówniarz nic
mu nie powiedział? Nigdy by go nie wysłał za tą dziewczyną. Ale Matt
zawsze wszystko dusił w sobie.
- Tak - powiedziała Beth, zadowolona z własnego pomysłu.
Uznała, że w ten sposób najszybciej pozbędzie się z domu intruzów.
Rzuciła im obu porozumiewawcze spojrzenia.
- Moglibyście już chyba zwracać się do siebie per szwagrze.
Odpowiedzi obu mężczyzn wystrzeliły jak petardy:
- Akurat, do diabła!
- Za skarby świata! Beth splotła dłonie, chowając je w rękawach
kimona.
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
- Radzę wam poważnie nad wszystkim się zastanowić. W końcu
dziecko jest w drodze. I to pół Carson, pół Wainwright. Nie można
prowadzić wojny z dzieckiem. Moim zdaniem dziecko to najlepszy ar-
gumentem za tym, żeby nareszcie zwalić ten dzielący was mur i zakopać
topory wojenne, czy jak tam brzmi ta głupia metafora.
Jej wywód dobiegł końca. Z oczekiwaniem przenosiła wzrok z
jednej przystojnej męskiej twarzy na drugą. Wyraziła swoimi słowami to
wszystko, co czuła w głębi serca. Mając za sobą nielichy przydział
mężów i kochanków, doskonale orientowała się w pracy męskiego
umysłu.
Powiedz  czarne", a w odpowiedzi usłyszysz na pewno  białe". Na
razie chciała tylko, żeby sobie poszli, żeby para kochanków mogła
spokojnie powrócić z wygnania.
Justin spojrzał na Flynta z nagłą nadzieją.
- Może jeszcze nie zdążyli się pobrać.
Ta myśl zapaliła obu mężczyzn do działania i w jednej chwili obaj
skoczyli do drzwi.
- Do zobaczenia na Boże Narodzenie, chłopcy! - zawołała za nimi
Beth.
Bryce stanął za nią i oplótł ją ramionami w talii. Otarł się o nią
pieszczotliwie.
- Jak myślisz, kiedy do nich dotrze, że w ratuszu nie pracują o tej
godzinie?Roześmiała się łobuzersko.
- Mam nadzieję, że dopiero w połowie drogi.
Gwar podniesionych głosów dochodzących z wnętrza jeszcze się
wzmógł. Matt rozpoznał bez trudu nowy głos.
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
- To mój brat - szepnął do Rose. To niemożliwe, myślał.
- Co Flynt tu robi, do jasnej cholery?
- Pewnie cię szuka - odparła. - Ma nadzieję, że powstrzyma cię
przed największym głupstwem twojego życia.
Nie chciał tego słuchać ani nawet myśleć w taki sposób. Wziął ją w
ramiona.
- Zrobiłem tylko jeden błąd: pozwoliłem ci odejść. Powinienem był
twardo ci się przeciwstawić i słuchać tylko swojego serca.
Głosy dochodzące z mieszkania niosły się coraz donośniej. Rose
znała temperament brata i wiedziała, jak potrafi się zachować w
ekstremalnych sytuacjach. Nie był to na pewno miły dla oka widok.
Wskazała na ścianę dzielącą dwa tarasy.
- Proponuję, żebyśmy ruszyli tą ceglaną drogą, zanim któreś z nas
skończy wysmarowane smołą i wytarzane w pierzu.
Matt wycisnął całusa na czubku jej głowy.
- Nie pozwolę, żeby ci się cokolwiek stało. A poza tym potrafię
sobie radzić z moim bratem.- Myślałam o moim. Jeśli chodzi o rozsądek,
jest nieodrodnym synem swojego ojca.
Matt świetnie ją rozumiał.
- No to nie dajmy się złapać.
Wspiął się na wspólny dla obu tarasów murek i podciągnął ją w
górę, pomagając jej przeskoczyć na drugą stronę. Potem chwycił ją za
rękę i podeszli do drzwi sąsiedniego tarasu.
Nacisnął klamkę. Drzwi stawiły opór.
Rose przygryzła wargi.
- Ciocia Beth mówiła zdaje się, że sąsiedzi wyjechali na jakąś
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
wycieczkÄ™. I co teraz?
- Teraz zobaczymy, co mi zostało z niesławnej przeszłości.
Rozejrzał się w poszukiwaniu jakiegoś niewielkiego przedmiotu, i
zaraz przypomniał sobie, że ma w portfelu spinacz do papieru. Spinał nim
jakieś dokumenty. Wyciągnął portfel, znalazł spinacz i wyprostował go.
Wsadził go do zamka. Po kilku chwilach i manewrach coś w zamku
kliknęło, drzwi poddały się.
Rose potrząsnęła głową.
- Nie przestajesz mnie zadziwiać.
- To bardzo dobrze wróży naszemu małżeństwu - zapewnił ją.
Wśliznęli się do ciemnego salonu, Matt zamknął za nimi drzwi
możliwie najciszej.
- Mam wielką nadzieję, że twoja ciotka nie pomyliła się, mówiąc,
że lokatorzy są na wakacjach - szepnął do ucha Rose.
- Zdaje się, że pojechali do Europy. To chyba daje nam gwarancję,
że nie wrócą przynajmniej przez najbliższe dziesięć minut.
- Europa, mówisz? - Prześliznął się po niej wzrokiem, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.pev.pl