[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mnie w zakłopotanie.
Oczy jej się rozszerzyły w reakcji na tak ostre ostrzeże-
nie. Przez cały ten czas gdy mu towarzyszyła na przyjęciach
i przy kolacjach, nigdy nie zrobiła ani nie powiedziała nicze-
go, co mogłoby go zakłopotać, nigdy też nie miał potrzeby
dyktować jej, jak ma się zachować.
Wydało jej się to co najmniej dziwne. Może wciąż się jesz-
cze zmagał z uwagami Tishy? Nie mogła go winić za taką re-
akcję, a skoro wciąż uważała, że powinna go przeprosić za
dawną przyjaciółkę, postanowiła nie mieć mu przykrego za-
chowania za złe.
Przedstawił ją przybyłej parze. Przy wybieraniu z karty
dań, win i składaniu zamówień Elena starała się prowadzić
dowcipną i miłą pogawędkę. Chase był bardzo uprzejmy
wobec państwa Hasslebeck, ale w stosunku do niej pozostał
chłodny. Dlatego aż podskoczyła, gdy poczuła na kolanie je-
go dłoń, która rozpoczęła wędrówkę w górę. Wino chlupnęło
jej w kieliszku i zachłysnęła się, gdy jego krople o włos omi-
nęły bluzkę. Wszyscy przy stole spojrzeli na nią.
122
S
R
Roześmiała się nerwowo, niepotrzebnie poprawiając leżą-
ce przed nią sztućce i potrząsając nogą pod stołem w próbie
strząśnięcia z niej palców Chase'a. Nie ustąpił.
- Przepraszam - wykrztusiła. - Przestraszyłam się, że za-
chlapię sobie ubranie winem. Wiecie, jak trudno usunąć ta-
kie plamy.
Pani Hasslebeck potwierdziła z lekkim śmiechem i zaczę-
ła przemowę na temat co bardziej upartych plam, z którymi
miała do czynienia.
Wcale niezrażony zmianą tematu rozmowy ani próbą po-
zbycia się jego dłoni Chase zdawał się jeszcze bardziej zde-
cydowany w osiągnięciu celu. Spódnica zaczęła jej się zwijać,
w miarę jak się posuwał po jej udzie.
Wsunął palce pomiędzy jej nogi. Przygryzła wargę, żeby po-
wstrzymać okrzyk. Mocno ścisnęła uda, unieruchamiając mu
dłoń i uniemożliwiając doprowadzającą ją do szału wędrówkę.
Na szczęście w chwilę pózniej pojawiły się dania. Zaczął
wyciągać dłoń. Niechętnie zwolniła chwyt, wiedząc, że bę-
dzie potrzebował prawej ręki do jedzenia. Przynajmniej do-
póki będą zajęci posiłkiem, nie będzie mnie obmacywał, po-
myślała z niesmakiem.
We właściwych okolicznościach nie miałaby nic przeciw-
ko obłapianiu. Po prostu uważała, że nie powinno się figlo-
wać pod obrusem w trakcie spotkania biznesowego. Poza
tym, czy po ostrzeżeniu jej, że ma się porządnie zachowywać,
nie powinien być nieco bardziej powściągliwy?
Posiłek upłynął bez żadnych sensacji. Chase i pan Hassie-
123
S
R
beck pogrążeni byli w ożywionej rozmowie o interesach,
odetchnęła więc z ulgą. Wtedy właśnie podano kawę i dese-
ry i od razu znów poczuła jego rękę. Spojrzała na niego. Po-
pijał kawę z filiżanki trzymanej w lewej ręce, a prawą wsadził
pod stół... i posuwał się coraz wyżej.
- Przepraszam - odezwała się, zdejmując serwetkę z ko-
lan i układając ją obok talerzyka z apetyczną porcją tiramisu
i wstając. - Muszę iść do toalety.
Nie czekając na reakcję towarzystwa, zgarnęła torebkę
i skierowała się w głąb restauracji. W damskiej toalecie opar-
ła dłonie na brzegu blatu z umywalkami i kilkakrotnie głębo-
ko odetchnęła, przypatrując się swojemu odbiciu w lustrze.
Za nią otworzyły się drzwi kabiny. Jedyna poza nią użytkow-
niczka uśmiechnęła się, podchodząc, umyła ręce i wyszła.
Gdy tylko drzwi się zamknęły za tą kobietą, Elena wzdryg-
nęła się, oderwała kawał ręcznika, zwilżyła go zimną wodą
i obtarła pierś, kark i czoło.
Mogła nie aprobować prób Chase'a, ale wywarły na nią
wpływ. Od jednego jego dotknięcia topniała jak śnieg w wio-
sennym słońcu. Nawet teraz miała miękkie kolana i płonęła
pożądaniem.
Drzwi toalety otworzyły się ponownie. Wyprostowała się
szybko, udając, że właśnie skończyła, żeby nikt jej nie posą-
dził o ukrywanie się tutaj... nawet jeśli właśnie to robiła.
Uśmiechnęła się i odwróciła, żeby wyjść, po drodze po-
zdrawiając wchodzącą kobietę. Twarz jej stężała, gdy zamiast
niej zobaczyła Chase'a opartego nonszalancko o drzwi wej-
124
S
R
ściowe. Miał minę pełną satysfakcji, a w oczach tańczyły mu
iskierki zdradzajÄ…ce niecne zamiary.
- Co ty tu robisz? - spytała zduszonym głosem, zaciskając
w dłoni mokry papier.
Sięgnął za siebie i zamknął zasuwkę, a potem zrobił krok
w jej stronÄ™.
- A jak myślisz?
Cofnęła się, opierając się biodrami o blat.
- Nie wolno ci tu wchodzić - powiedziała, mając nadzieję,
że jej ton zabrzmiał stanowczo. - To damska toaleta.
Szedł dalej, pochylając się i sprawdzając, czy w którejś ka-
binie nie widać czyichś stóp. Kiedy wszystkie okazały się pu-
ste, wyprostował się i skierował całą uwagę na nią.
- Wiem, co tu jest. I wiem, czego chcÄ™.
Jasno było widać, że to jej chce.
Nigdy go takiego nie widziała. Namiętny, owszem. Gorący.
Zdecydowany. Lecz zawsze zachowywał pewną kontrolę, której
[ Pobierz całość w formacie PDF ]