[ Pobierz całość w formacie PDF ]
swoim pochodzeniu pozornie lekkim tonem, ale Marni podejrzewała, że
okoliczności, w jakich przyszedł na świat, nie były mu obojętne.
- Oczywiście. Od wczesnego dzieciństwa zastanawiałem się, kim
jest, jak wygląda, gdzie mieszka, czy mógłby mnie pokochać. Dlatego
jestem skłonny rozumieć twoją siostrę. Jak tylko podrosłem, zacząłem
wędrować po świecie, nigdzie nie zagrzewając miejsca. Może
podświadomie nie chciałem się dowiedzieć, że ojciec wcale się mną nie
interesuje. Przenosząc się z miejsca na miejsce, mogłem podtrzymywać w
sobie złudzenie, że on mnie szuka, ale nie może znalezć. Wiem, to było
głupie. On nawet nie wiedział o moim istnieniu.
- Twoja matka mu nie powiedziała?
- Spotkali się tylko raz, nigdy więcej go nie zobaczyła. Znała tylko
jego nazwisko; był jakimś handlowcem na delegacji. Wiedziała, że ma
żonę, więc postanowiła go nie szukać. Kiedy miałem dwa lata, wyszła za
człowieka, który okazał się bardzo przyzwoitym ojczymem.
Idąc miarowym krokiem, skręcili w Piątą Aleję.
- Twoja matka żyje? - zapytała Marni.
- Nie. Zmarła kilka lat temu.
- Szczerze ci współczuję - powiedziała z głębokim przekonaniem i
pewnym poczuciem winy z powodu niechęci, z jaką często myślała o
77
RS
własnych rodzicach. Ona przynajmniej ma bliskich, do których w trudnej
chwili może się zwrócić. - Nadal myślisz o swoim nieznanym ojcu?
- Nie. W pewnym momencie doszedłem do wniosku, że jeśli nie
przyjmę do wiadomości, iż mój prawdziwy ojciec nawet nie wie o moim
istnieniu, to nigdy nie ułożę sobie życia. Postanowiłem coś ze sobą zrobić,
stać się kimś. I jestem dumny z tego, co osiągnąłem.
- Masz prawo być z siebie dumny - przyznała, spoglądając mu w
oczy.
Szli dalej z milczeniu, mijając kolejne przecznice, oświetlani od
czasu do czasu blaskiem rozjarzonych wystaw sklepowych lub światłami
jadących z przeciwka samochodów.
- A teraz opowiedz mi o sobie, Marni - odezwał się. - Wiem, kim
zostałaś, ale nie wiem, co byś zrobiła, gdyby... sprawy potoczyły się
inaczej. Poza tym, że chciałaś skończyć studia, niewiele o tobie wiem. Od
początku zamierzałaś pracować w firmie?
- Tamtego lata nie sięgałam myślami daleko w przyszłość. Nie
zastanawiałam się nad wyborem kariery zawodowej. Tak było... do
śmierci Ethana. Potem musiałam szybko dorosnąć.
- Dlaczego? Przecież miałaś dopiero siedemnaście lat!
- Ale wiedziałam, że rodzice od zawsze przygotowywali Ethana do
przejęcia firmy. Więc chociaż wcale o tym nie marzyłam, to szybko
doszłam do wniosku, że ktoś z rodziny powinien zająć jego miejsce.
Uznałam, iż muszę przynajmniej spróbować.
- Ale chyba nie zrezygnowałaś z Wellesley?
78
RS
- Nie, chociaż pierwszy semestr zawaliłam. Jednak pózniej się
pozbierałam. Potem zrobiłam magisterium z zarządzania i administracji na
Uniwersytecie Columbia i zaczęłam pracować w Lange Corporation.
- Nie żałujesz tego? Nie zastanawiasz się czasami, czy nie wolałabyś
robić czegoś innego?
- Wolałabym, żeby to Ethan został prezesem firmy, ale poza tym nie
mogę narzekać. Mam talent do interesów i dobrze wykonuję swoją pracę.
Prowadzenie firmy jest dla mnie ciekawym wyzwaniem, daje mi poczucie
sukcesu, bo firma zwiększa dochody, a także swobodę podejmowania
nowych zadań.
- Takich jak pismo Class"?
- Między innymi.
Skręcili z Piątej Alei w cichą, słabo oświetloną boczną uliczkę.
Marni nie pamiętała, kiedy ostatni raz zdarzyło jej się spacerować nocą
przez miasto bez określonego celu. Zwykle śpieszyła się, by jak
najszybciej przedostać się z jednego miejsca w drugie. Czuła się
przyjemnie odprężona. Oczywiście w dużej mierze dzięki obecności
Weba. Dobrze jej się z nim rozmawiało. Ze zdziwieniem stwierdziła, że
potrafi w miarę spokojnie wspominać Ethana.
Jakby dopiero dziś zaczynała się godzić z utratą ukochanego brata.
Nie żeby Web mógł jej zastąpić nieżyjącego Ethana. To było nie do
pomyślenia. Nie zastanawiała się, czego po nim oczekuje. Niemniej jego
obecność wydawała się naturalna. Już podczas wtorkowej kolacji odczuła
wewnętrzne ożywienie, jakiego nie doświadczała od czternastu lat. Czuła
się dobrze w jego towarzystwie - była dumna z tego, kim się stał, jak
wyglądał, jak na nią patrzył.
79
RS
Nagle z głębi ślepej bocznej uliczki, czy raczej zaułku, który akurat
mijali, dobiegł zduszony kobiecy krzyk. Zatrzymali się i popatrzyli na
siebie szeroko rozwartymi oczyma. Kiedy krzyk się powtórzył, Web
błyskawicznie zareagował. Wepchnął Marni we wnękę budynku, szepnął:
Nie ruszaj się!", i wbiegł w zaułek. W ciemności nagle zderzył się z
biegnącym naprzeciw mężczyzną. Web zachwiał się, na szczęście szybko
odzyskał równowagę i ruszył w pościg. Uciekający był dużo niższy i
wolniejszy od niego.
Co nie znaczyło, że nie był niebezpieczny. Bo kiedy po
przebiegnięciu kilkunastu kroków Web powalił uciekającego na ziemię,
ujrzał błysk sprężynowego noża i niemal w tej samej chwili poczuł
przenikliwy ból w lewym przedramieniu. Cofnął się odruchowo i
przycisnął ranę drugą rękę. Nie zależało mu na tym, by zostać
męczennikiem. Pozwalając napastnikowi zbiec, wrócił na miejsce, gdzie
zostawił Marni. Wnęka była pusta.
- Maaarni! - wrzasnął, przejęty strachem.
- Tutaj jestem! W zaułku! - odkrzyknęła.
Zakląwszy pod nosem, rzucił się w boczną uliczkę i już po chwili
klęczał obok Marni pochylonej nad leżącą na chodniku kobietą.
- Już po wszystkim, jest pani bezpieczna - przemawiała do niej
uspokajajÄ…co.
- Myślisz, że została zgwałcona? - zapytał Web, widząc poszarpane
ubranie napadniętej.
- Nie, nasze pojawienie się musiało go wystraszyć. Chyba zdążył jej
tylko zabrać portfel.
80
RS
- Zaraz wezwę policję. Proszę się nie ruszać, Marni zostanie z panią -
powiedział, dotykając ramienia drżącej ofiary.
Kobieta w milczeniu skinęła głową. Wybiegłszy z zaułka, Web
skierował się do Piątej Alei i rozejrzał w poszukiwaniu pomocy. Jak na
złość żaden z przejeżdżających samochodów nie chciał się zatrzymać, a
wszystkie taksówki były zajęte. Nigdzie nie dojrzał policjanta, pobiegł
więc do najbliższej budki telefonicznej. Wezwał pomoc i biegiem wrócił
do Marni, która pomagała kobiecie podnieść się.
- Musiał ją zranić - powiedziała Marni, podnosząc ku niemu wzrok. -
Ma na rękawie krew, ale nie mogę zlokalizować rany.
- To moja krew - odparł Web. - Kręciło mu się w głowie, obie dłonie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]