[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zasnęła.
Gdy się obudziła, był już ranek. Maszyny pod pokładem szumiały cicho.
Było jeszcze bardzo wcześnie.
Lord mył się w łazience. Po chwili przeszedł przez kabinę i zachowując się
bardzo cicho wyszedł. Yamina znalazła się sama. Długą chwilę leżała,
przeżywając jeszcze raz nocne wrażenia. Potem wstała. Po kąpieli zaczęła się
zastanawiać, co włożyć. Prócz entari, które gospodarz kajuty uznał za
nieprzyzwoite, miała jeszcze turkusowy kaftan zbyt ciepły na tę pogodę, inny
podbity futrem z soboli, który wyściełał dno kufra i całą masę stroików
zupełnie przezroczystych. A w pełnym świetle dnia będą wydawać się jeszcze
bardziej niestosowne. Przerzucała je więc, szukając w kufrze jakiejś szpilki
czy broszy, którą mogłaby spiąć rozciętą po pas koszulę, która tak bardzo
oburzała lorda. Na szczęście wynalazła na talpocku, który miała na sobie
opuszczając harem, broszkę z perłą i topazem, dobraną zresztą do paska.
Zapięła koszulę pod samą szyją i w ostatnim wysiłku, żeby wyglądać bardziej
godnie, postarała się z niemałym trudem upiąć włosy w duży węzeł opadający
na kark. Było to trudne do zrobienia bez odpowiednich szpilek, ale kilka
sztywnych wstążek z ubrań pozwoliło jej na wybrnięcie z kłopotu. Wyglądała
teraz bardziej skromnie, bardziej dystyngowanie niż wtedy, gdy włosy
spadały jej luzną falą na plecy i ramiona.
Sprawdzała ostatnie szczegóły, kiedy wszedł Jenkins z tacą w rękach.
- Z pozdrowieniami od pana - powiedział. - Prosił mnie, abym przekazał
pani, że jest zaproszony na śniadanie do kapitana.
Mówiąc cały czas, rozłożył obrus na stole i położył tacę, na której
pachniała znajdująca się w dzbanku kawa i stało zakryte naczynie z gorącym
daniem.
Yamina ciągle jeszcze zmieszana po nocnych przeżyciach nie czuła głodu.
Nie chcąc jednak zrobić przykrości Jenkinsowi, zmuszając się, zaczęła jeść
tost ż miodem.
- Czy nie będzie pani przeszkadzać, jeśli tu trochę posprzątam? - zapytał.
- Oczywiście, że nie!
Zaczął poprawiać łóżko, ułożył porządnie poduszki, odkrywając mały
materac, którego nie zauważyła poprzedniego wieczoru. Schował go szybko
pod łóżko.
- To na wypadek, gdyby ktoś chciał przyjść z wizytą do pana - wyjaśnił. -
Lepiej unikać niespodzianek!
Po sprzątnięciu łazienki zostawił Yaminę samą. Zaczęła czekać na lorda
Castleforda, pełna obawy, ale i niecierpliwości. Była zmieszana. Kiedy jednak
po kilku godzinach wszedł nareszcie, wiedziała dokładnie, co nastąpi.
Stała przed iluminatorem, patrząc na morze i przypatrując się mijanym
małym wysepkom, których tyle rozsianych jest na Morzu Egejskim. Usłyszała
przekręcanie klucza w zamku. Nie drgnęła. Wiedziała, że to on. A potem
wolno odwróciła się. Słońce rozświetlało jej włosy i czuła, że serce jej bije
mocno.  Wolno podszedł. Wiedziała już, że czekała na niego od zawsze.
Patrzył na nią długo w milczeniu.
- Więc to nie był sen? - powiedział wreszcie, Z oczyma w jego oczach
powtórzyła cicho: Sen?
- Ostatniej nocy myślałem, że jest pani boginką, ale teraz rozumiem, że jest
pani żywą istotą z krwi i kości. I jeszcze piękniejszą niż w moim
wspomnieniu.
Przerwał na chwilę.
- Yamino - zapyta! - co się stało? Co mi się przydarzyło?
Jego wzrok spoczął na jej ustach i chociaż jej nie dotknął, odniosła
wrażenie, że ją całuje.
- Pewnej nocy - zaczął mówić - kiedy byłem w Indiach, na werandzie
bungalowu zawieszonego wysoko w górach słyszałem śpiewającego
człowieka. Piosenka była tak piękna, że poprosiłem jednego z przyjaciół, aby
mi przetłumaczył słowa. Oto one:
Fala brzegu nie wybiera.
Ty miłości swej nie umkniesz.
I usteczek twych przesłodkich Jam na zawsze już niewolnik.
- Czy to znaczy, że pan mnie kocha?- szepnęła.
- Nie wiem. A jeśli tak jest istotnie, to znaczy, że nigdy dotychczas nie
kochałem.
Otworzył ramiona i przyciągnął ją delikatnie do siebie. Nie było już śladu
poprzedniej gwałtowności. Odwrotnie, cieszył się z każdej chwili swego
szczęścia. Położyła mu głowę na ramieniu, a on całował ją czule i delikatnie.
Czuła ogarniający ją ogień. Jego usta stały się nalegające. Zwiat zawirował i
nie wiedziała już nic, prócz tego, że jest w jego ramionach.
W końcu puścił ją i niepewnym głosem powiedział:
- Jak to mogło się przydarzyć! Właśnie mnie! Nic nie rozumiem.
Spotkałem panią tak niedawno, a już nie widzę świata poza panią.
- Ja czuję to samo. Ale to jest niemożliwe. Ma pan rację. Nie wolno nam
nic oczekiwać od siebie.
- Nic? Co chce pani przez to powiedzieć? - zapytał ostro.
Pocałował ją prawie z gniewem, tak samo jak poprzedniej nocy. Cała
natura Yaminy wybiegała ku niemu.
Stali przytuleni do siebie, jak jedna istota, aż wreszcie osłabiona zbyt
wielkim szczęściem położyła proszącym gestem rękę na jego ustach. - Nie...
bardzo proszÄ™.
Wbrew samemu sobie puścił ją. Odwróciła się i szybko oddychając oparła
o iluminator. Słońce oślepiło ją i przeniknęło całą swym pięknem.
- Wszystko przyszło tak nagle, niewiarygodnie szybko. Muszę
oprzytomnieć.
- Oprzytomnieć? O czym pani mówi?
- Nic. Tylko... Jutro będziemy w Atenach i... i już nigdy się nie zobaczymy.
- Czy pani myśli, że to jest możliwe?
- Nie tylko możliwe, ale to jedyne rozwiązanie. Nie możemy pogarszać
sytuacji. I tak będzie dość ciężko powiedzieć: żegnaj!
- Ciężko? - powtórzył głucho.
Chciał otoczyć ją ramieniem, ale umknęła mu i odeszła ze smutkiem w
oczach.
- Czy pani się mnie boi? - zaniepokoił się.
- Boję się pana i boję się siebie. Wydaje się, że wpadliśmy w wir, z którego
nie ma wyjścia.
- Jeszcze wczoraj, Yamino, myślałem, że pani nienawidzę. Dziś wiem, że
to był strach, a nie gniew. Pani twarz prześladuje mnie od chwili, gdy
ujrzałem ją wtedy na bazarze. Od tamtej pory nie przestałem myśleć o pani.
Pamiętam zapach perfum, którymi zdawało mi się, że przesiąknęła moja
kurtka. Bardzo chciałem panią odnalezć.
- I szukał mnie pan?
- Myślałem, że będzie to dowodem kurtuazji z mojej strony wobec młodej
damy w trudnej sytuacji. Ale teraz wiem, że bardzo chciałem panią odnalezć,
że chciałem się przekonać, czy jest pani równie piękna, jak w mojej pamięci.
Nabrał w płuca powietrza i mówił dalej.
- Czuję jeszcze ciepło pani ciała opartego o moje ramię. Wczoraj była pani
słodsza, bliższa...
Zrobiła gest bezsilności.
- Nie rozumiem. Ciągle nie rozumiem, co się z nami stało. Jak możemy
doznawać takich uczuć, skoro jesteśmy wrogami?
- Wrogami? Naprawdę wrogami? Jeśli wszyscy wrogowie prowadziliby się
tak jak my, mój aniele, wojny nie trwałyby długo.
- To może tylko słomiany ogień - odparła szybko. - Byliśmy oboje spięci,
zdenerwowani. Trzeba zapomnieć o wszystkim. A pan... pan nie powinien
mnie już dotykać.
- Jak mogę zapomnieć? Zbliżył się do niej.
- I jak chce pani, żebym będąc blisko nie miał ochoty jej dotykać?
Spojrzała nań drżąc cała.
- Moje kochanie! - szepnął czule. - Jestem zakochany! Nie wiedziałem
dotąd, co to miłość, a teraz nie mogę myśleć o niczym innym tylko o pani i
tym, jak ogromnie pani pragnÄ™.
Otworzył ponownie ramiona. Pomimo postanowienia, że nie ulegnie,
Yamina zbliżyła się, jak zaczarowana i ukryła twarz w zagłębieniu jego
ramienia. Tulił ją, kołysał, całował w czoło. Rozwiązał wstążki we włosach,
które, teraz swobodne, spłynęły lśniącą falą na plecy, jakby ucieszone z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.pev.pl