[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Jesteś bardzo mądra, dzięki. - Otrząsnęła się. - Zjem coś lekkiego.
Chciałabym jak najszybciej wrócić do Jamesa.
- Zadzwoń do niego.
- Nie, powiem mu w domu.
98
RS
Amber nie naciskała. Zaproponowała teściowej, aby towarzyszyła jej
podczas następnej wizyty u lekarza. Sama była zachwycona tym, że będzie
miała córkę, choć przedtem, w głębi ducha, marzyła o synu. Trapiła ją
jednak pewna myśl. Czy znajdzie kogoś, kto się z nią ożeni i będzie ojcem
dla jej dziecka? Pamiętała, jak boleśnie odczuwała jego brak
Wspomniała Adama... i zaraz przywołała się do porządku. Nie może o
nim myśleć, kiedy nie są już sąsiadami. Na pewno do niej nie zadzwoni, nie
ma co na to liczyć.
Popatrzyła na Virginię i zdała sobie sprawę, że pragnie tego, co ona
miała: kochającego męża i oddanego ojca dla jej dziecka.
Adama Carruthersa.
- Nie - powiedziała odruchowo.
- Słucham? - Virginia podniosła wzrok znad menu.
- Chcę powiedzieć, że też nie będę jadła nic kalorycznego. Tylko
sałatę.
Zamówiły posiłek.
- Sądziłam, że pójdziesz do lekarza z matką.
- Ona idzie z Mattem. Chciałam, żeby ze mną również ktoś poszedł.
- Dziękuję, że pomyślałaś o mnie.
- ZadzwoniÄ™, kiedy ustalÄ™ termin.
Amber poprosiła Virginię, żeby razem z Bets urządziły przyjęcie dla
niej i Kath, jej koleżanki ze szkoły, która też była w ciąży. Miała nadzieję,
że dzięki temu zajęciu teściowa będzie miała mniej czasu, żeby ją
nachodzić.
- Zwietnie! - ucieszyła się Virginia. - Urządzę wam takie baby shower,
że zapamiętacie je na długo.
99
RS
Amber wróciła do domu póznym popołudniem. Zadzwoniła do
Adama, aby podzielić się z nim wiadomością, niestety zgłosiła się tylko
automatyczna sekretarka. Zniechęcona odłożyła słuchawkę.
Próbowała jeszcze kilka razy, ale telefon milczał jak zaklęty. Nie
chciała zostawiać nagranej wiadomości, tylko z nim porozmawiać.
W sobotę zabrała się do sprzątania wolnego pokoju. Zawiesiła już
zasłonki, musiała jeszcze kupić meble i różne drobiazgi. Nie zamierzała
jednak kupować zbyt wiele, bo zgodnie z tradycją jako przyszła mama
otrzyma na przyjęciu deszcz prezentów od przyjaciół.
Kiedy usłyszała pukanie do drzwi, pomyślała, że to matka. Oby tylko
nie Virginia.
Za drzwiami jednak stał Adam.
- Cześć - powiedział, wchodząc do środka. - Jesteś zajęta?
- Niespecjalnie. - Wyglądał po prostu wspaniale. - Co tu robisz?
- Przyszedłem spytać, co masz zamiar dzisiaj robić.
- Chciałam wybrać się na zakupy dla dziecka - odparła, gotowa
zmienić palny, gdyby tylko Adam zaproponował jej coś innego.
- Rozumiem, że to dla ciebie bardzo ważne.
- To prawda. Nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę moją córeczkę.
- A więc to dziewczynka?
- Wczoraj się dowiedziałam.
- Powinnaś była do mnie zadzwonić.
- Próbowałam, ale nie było cię w domu.
- Mogłaś zostawić wiadomość.
- Mogłam. Gdzie byłeś?
- W jednostce. Jest sezon urlopowy, więc pomagałem w papierkowej
robocie. Przynajmniej miałem czym się zająć.
100
RS
- Masz już dość nicnierobienia?
- %7łebyś wiedziała. Lekarz powiedział, że rana goi się dobrze, więc w
przyszłym tygodniu będę mógł wykonywać jakieś lekkie zajęcia. Zawsze to
lepsze niż nic.
- Ja nie spieszyłabym się tak bardzo z powrotem do takiej pracy.
- Za dużo się martwisz. Nic mi nie będzie.
- Może tak, a może nie. Nie potrafisz robić nic innego, co byłoby
mniej niebezpieczne?
- Na przykład co? Mam zostać dyspozytorem?
- Niekoniecznie. Ale na przykład... - Nagle zdała sobie sprawę, że nie
potrafi go sobie wyobrazić w krawacie, wykonującego jakąś nudną
urzędniczą pracę. - Sama nie wiem. Chcesz iść ze mną na zakupy?
- Niewiele wiem na temat dziecięcych mebli.
- To jest nas dwoje. Ale jesteś mężczyzną i możesz zwrócić uwagę na
coś, co mnie nie przyszłoby do głowy.
Uśmiechnął się.
- Zgoda, ale po zakupach jedziemy na wycieczkę na wybrzeże, a
potem zabieram cię do Trevora. Jill zaprosiła nas na obiad.
- Musisz poczekać, aż się przebiorę, wtedy będziemy mogli ruszyć w
drogÄ™.
Czekając na nią, Adam rozejrzał się po jadalni. Amber zawiesiła na
ścianach obrazy, a w oknie zasłony. Kuchnia była większa niż jego. Może
uda się namówić ją, by ugotowała mu kilka obiadów.
Tęsknił za Amber. Sam był tym zdziwiony. Z trudem powstrzymywał
się, aby nie dzwonić do niej kilka razy dziennie. Nie widział jej zaledwie
kilka dni, a czuł się, jakby minął co najmniej rok rozłąki.
101
RS
Było w niej coś, co pochłaniało całą jego uwagę i wszystkie myśli.
Była stworzona do miłości. Powinna mieć dom pełen dzieci i śmiechu. A on
czuł się taki samotny.
- Jestem gotowa.
Spojrzał na nią. Była piękna. Promieniał z niej blask, który ponoć
miewają ciężarne kobiety, a jej uśmiech był zarazliwy. Pragnął Amber.
Chciał jej dotykać, całować gładką skórę, gładzić jedwabiste włosy.
Wolno potrząsnął głową. Chyba traci rozum.
- Coś się stało?
- Nie, nic. Możemy jechać.
Adam nie wierzył, że to robi. Nie miał pojęcia o dzieciach i nie
planował własnych w najbliższej przyszłości. Gdy Amber urodzi, odwiedzi
ją i córkę, ale nic ponadto.
Czuł się, jakby igrał z ogniem. Pociągała go, ale jednocześnie była
niebezpieczna. Czy ulegnie jej magii?
102
RS
ROZDZIAA DZIEWITY
W dziecięcym sklepie czuł się jak słoń w składzie porcelany. Było tu
wszystko, począwszy od ubrań i zabawek, a skończywszy na siodełkach do
samochodu.
- Ależ to biznes - mruknął, idąc posłusznie za Amber.
- Ludzie zawsze będą mieć dzieci. Rodzice wydadzą każde pieniądze,
aby zapewnić swoim pociechom wszystko, czego potrzebują.
Popatrzył na maleńkie ubranka wiszące na wieszakach. Czy dzieci
rzeczywiście rodzą się takie małe?
Amber dokładnie wiedziała, czego potrzebuje. Rozmawiała ze
sprzedawcÄ…, spoglÄ…dajÄ…c co jakiÅ› czas na Adama.
- Co o tym myślisz? - spytała.
- Rób, jak uważasz.
Ekspedient uśmiechnął się, biorąc Adama za przyszłego ojca. W
pierwszej chwili chciał wyprowadzić go z błędu, ale zmienił zdanie.
- Czy to wszystko? - spytał sprzedawca.
- Jeszcze bujany fotel. Taki jak ma moja matka - oznajmiła Amber,
ruszajÄ…c w stronÄ™ stosownego stoiska.
Adam poparzył za nią. Przez chwilę wyobraził ją sobie jako matkę
swojego dziecka. Ciemne włosy i oczy, głośny wrzask i uśmiech
zadowolenia, kiedy matka je nakarmi.
Odwrócił wzrok. Nie może mieć takich myśli. A jeśli zginie? Jeśli
zostawi swoją żonę z dziećmi? Będzie samotnie musiała walczyć o
przetrwanie, jak kiedyś walczyła jego matka... i Amber.
Tyle że Amber była silniejsza. Miała przed sobą konkretne cele i
konsekwentnie o nie walczyła.
103
RS
Ekspedient skończył wypełniać formularz i zaczął ustalać termin
dostawy.
- Umów się na wtorek, to przyjadę ci pomóc - powiedział, wtrącając
siÄ™ do rozmowy.
Amber z uśmiechem ujęła go pod ramię.
- Co się z tobą dzieje? Masz minę, jakbyś chciał dać temu człowiekowi
w nos.
- Flirtował z tobą.
- Ależ skąd.
- A właśnie że tak. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.pev.pl