[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powinno być mał\eństwo, pomyślała Nell, nie mając bynajmniej zamiaru próbować swoich
sił w tej sztuce.
Razem z Tylerem odprowadziła gości do drzwi. Zapadł ju\ zmierzch, z ka\dą minutą
robiło się ciemniej. Z daleka widać było oświetlone okna w pokojach gościnnych. Od strony
baraków dobiegały dzwięki harmonijki i gitary. Nell nie miała ochoty rozstawać się jeszcze z
Tylerem, ale brakło jej te\ odwagi, by z nim zostać.
Odwróciła się, a on chwycił jej dłoń.
- Jeszcze nie pójdziesz - powiedział ze znaną jej głęboką nutą w głosie.
Miała za słabą wolę, by uciekać. Zresztą jego dotyk pozbawił ją sił, a poza tym za
długo ju\ dzieliło ich niemo\liwe do wytrzymania napięcie, które domagało się rozładowania.
- Chodzmy się przejść, Nell - powiedział cicho i pociągnął ją za sobą ście\ką wiodącą
do jego domu.
Nell szła ze świadomością, \e najprawdopodobniej popełnia kolejny błąd. Tyler
wyraznie dą\y do konfrontacji. Ale noc pachniała kwiatami, nad ich głowami złociły się
gwiazdy, a cisza owinęła ich jak puchaty pled. Jej dłoń grzała się w ciepłej dłoni Tylera,
chroniąc się tam przed chłodem pustynnego wieczoru. Przysunęła się, czując w nim moc
obronnej tarczy. Czułą, \e ogarnęły go smutek i gorycz, i jej wrogość do niego gdzieś się
nagle rozmyła.
Tyler potrzebował teraz kogoś, z kim mógłby porozmawiać. Rozumiała to doskonale.
Nie miała nikogo, z kim mo\na od serca pogadać, dopóki na ranczu nie pojawił się Darren
McAnders i jak na ironię losu został jej przyjacielem i powiernikiem. Ona jednak wolałaby
rozwiązywać swoje dylematy z Tylerem. Nie mogła w \aden sposób zmienić jego przeszłości,
ale z całą pewnością mogła go wysłuchać.
Tyler zatrzymał się przy ogrodzeniu i puścił jej rękę, \eby zapalić papierosa.
Wsłuchiwali się w dzwięki ciemności i wieczorną ciszę.
- Masz miłą siostrę - odezwała się Nell.
- Tak, wiem. Zawsze byliśmy sobie bliscy, bo tak naprawdę mieliśmy tylko siebie.
Kiedy dorastaliśmy, byliśmy zdani jedno na drugie. Po śmierci matki ojciec zamienił się w
zachłannego skąpca. śycie z nim pod jednym dachem było prawie nieustającym piekłem,
posuwał się nawet do oszczerstw.
- Twoja siostra długo znała Justina przed ślubem? - zaciekawiła się Nell.
- Znali się od lat. - Zaciągnął się, w światełku roz\arzonego papierosa zobaczyła jego
uśmiech.
- Sześć lat temu zaręczyli się nawet, ale Shelby zerwała zaręczyny. Pojęcia nie mam,
dlaczego to zrobiła. Nie dam głowy, czy ojciec nie maczał w tym palców. Justin pochodzi z
dość biednej rodziny. Ojciec oczywiście wybrał dla Shelby jakiegoś odpowiedniego faceta z
du\ą forsą, ale i tak za niego nie wyszła. A potem, jak straciliśmy cały majątek, Justin się u
niej nagle zjawił. Nie miała wtedy nikogo bliskiego, ja ju\ wyjechałem tutaj do roboty. No i
raptem dowiaduję się, \e się pobierają. Bałem się, \e zrobił to z zemsty, \e chce się odegrać
za zerwane zaręczyny i zamienić jej \ycie w jakiś koszmar. Jak pojechałem na ten ślub,
Shelby nie wyglądała na szczęśliwą pannę młodą. - Zerknął na Nell. - Ale chyba im się mimo
wszystko uło\yło. Zauwa\yłaś, jak na siebie patrzyli?
Oparła się o płot ze spuszczoną głową.
- Trudno tego nie zauwa\yć. Są bardzo szczęśliwi.
- I mieli szczęście. Mało kto dostaje od losu drugą szansę.
Nell podniosła wzrok.
- Je\eli w tej chwili pijesz do mnie, poniewa\ unikałam cię od czasu zabawy...
- Byłem zazdrosny, Nell - wyznał, zaskakując ją. Uśmiechnął się, ujrzawszy jej
osłupiałą minę, słabo zresztą widoczną w mroku. - Byłem zazdrosny jak diabli. Widziałem,
jak się obściskiwałaś z McAndersem, potem się dla niego przebrałaś na tańce. Tak myślałem.
Dla mnie byś tego za Boga nie zrobiła. No to musiałem pęknąć. Nie miałem wcale zamiaru
nagadać ci takich okropnych rzeczy, ale nie słuchałaś mnie, jak chciałem ci potem wyjaśnić...
- Byłeś o mnie zazdrosny? - Zaśmiała się z goryczą. - A to ciekawe. Jestem
babochłopem, prostą kowbojką. Jestem nieśmiała...
- I potwornie brak ci pewności siebie - dokończył za nią. - Nie sądzisz, \e mę\czyzna
mógłby cię pragnąć dla ciebie samej? Cenić cię za to, jaka jesteś, a nie patrzeć, czego ci
brakuje?
- Tylko, \e jakoś się to nikomu nie zdarzyło. Mam dwadzieścia cztery lata i umrę jako
stara panna.
- Nie ty, kotku - powiedział ciepło. - Masz w sobie zbyt du\o ognia, \eby spędzić
\ycie samotnie.
Jej twarz jak zwykle poczerwieniała.
- Nie wypominaj mi tego! - warknęła. W ciemnościach groznie zabłysły jej oczy. -
Byłam... byłam wytrącona z równowagi, a ty jesteś dla mnie zbyt doświadczony.
- Doświadczony jak diabli. Nie miałem znowu a\ tylu kobiet, a ty wcale nie byłaś
wytrącona z równowagi. Byłaś spragniona choć odrobiny miłości.
- Wielkie dzięki.
- Zamkniesz się wreszcie i wysłuchasz mnie do końca?! - zapytał ostro. - Nigdy nie
dajesz mi szansy, \ebym się wytłumaczył, tylko od razu walisz we mnie jajkami i odchodzisz
jak burza.
- Miałam prawo być wściekła!
- Och, do diabła, mo\e i miałaś - przyznał. - Mimo wszystko mogłaś mnie dopuścić do
głosu.
- Kiedy powód jest dla mnie jasny - odparła. - Darren wkroczył na terytorium, które
ju\ sobie zawłaszczyłeś.
Tyler uśmiechnął się mimo woli.
- Mo\na tak powiedzieć.
- No więc nie musisz się zamartwiać o Margie - dodała po chwili. - To znaczy, ka\dy
głupi widzi, \e ona szaleje za tobą. I chłopcy bardzo cię lubią...
- O czym ty mówisz?
- Nikt nie mo\e cię winić, \e ona ci się podoba - ciągnęła. - I przykro mi, jeśli
sprawiłam ci kłopot, nie zrobiłam tego specjalnie. Tyle ju\ poniosłeś strat. Powinieneś mieć
kogoś, kto by się tobą zaopiekował. Kogoś, kto by o ciebie dbał, ogrzał cię...
- Najlepiej kominek - mruknął, przyglądając się jej przez dym z papierosa. - śyczysz
mi, \ebym był szczęśliwy, Nell?
- Z całego serca - rzekła łagodnym głosem, który niósł się w ciemności. - Nie
chciałam dokładać ci kłopotów.
- Nie masz cienia wiary w siebie, i o to chodzi. Szkoda, Nell, poniewa\ posiadasz
wiele cennych zalet. Chciałbym wiedzieć, skąd u ciebie ten lęk przed facetami.
- Kiedyś się dotkliwie zawiodłam.
- Większość ludzi to spotyka.
- Ale mnie dotknęło to szczególnie. - Skrzy\owała ręce na piersi. - Byłam jeszcze
młoda i strasznie mi odbiło na punkcie jednego z kowbojów. Wszędzie za nim łaziłam, nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]