[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pasjonował, a po drugie wolał wpatrywać się w jej poruszające się usta, niż
39
S
R
słuchać samych słów. Był zafascynowany jej ustami i wszystko w nim wrzało
na myśl, że mógłby jeszcze raz ich dotknąć.
Co do prezentacji, to żałował, że nie poprosił Shelley, by w ogóle dała
sobie spokój. To zwykła strata czasu i wszyscy niepotrzebnie zadają jej
pytania. Jego pomysł jest tak wspaniały, że za chwilę nikt nie będzie pamiętać,
o czym właściwie mówiła.
Rafe spojrzał na zegarek. Kto wie, może uda się szybko skończyć, a
potem pozbyć się wszystkich z pokoju i spędzić wspólnie z Shelley trochę
czasu przed popołudniową sesją? Odruchowo zerknął na standardowe hotelowe
łóżko. Już widział dwa ciała na świeżych białych prześcieradłach i na myśl o
tym lekko się uśmiechnął.
Nagle napotkał spojrzenie Shelley. Zaklął pod nosem, czując, że się
zaczerwienił. To było śmieszne! Zachowywał się przy niej jak nieopierzony
nastolatek. Tylko że kiedy był nastolatkiem, nie przyszłoby mu do głowy, żeby
interesować się Shelley Sinclair.
Może to był najlepszy sposób na tę udrękę. Jeśli przypomni sobie, jak
kiedyś jej nie znosił, to uda mu się wybić ją sobie z głowy raz na zawsze.
Pomyślał o wakacjach przed jej wyjazdem na studia. Ten obraz najpierw
był przyjemny. Shelley na pikniku z okazji Zwięta Niepodległości. Włożyła
najładniejszą letnią sukienkę, uczesała starannie włosy, ale potem ktoś
zepchnął ją z pomostu do jeziora i kiedy wynurzyła się, parskając, z wody,
wyglądała jak zmokła kura.
Na to wspomnienie jego usta wykrzywiły się w uśmiechu. Tak, wszyscy
wtedy pokładali się ze śmiechu. Rafe też się śmiał. Tylko że kiedy mokra
sukienka przylgnęła do jej ciała, przestało mu być do śmiechu. Wtedy po raz
pierwszy zauważył, że Shelley ma obfity biust, wąską talię i okrągłe biodra.
Stała się bardzo zgrabną kobietą, podczas gdy on wciąż uważał ją za smarkulę.
40
S
R
- Rafe?
- Co? - spytał przestraszony, jak uczeń wyrwany nagle do odpowiedzi.
- Masz jakieś uwagi odnośnie konkursu?
- O, tak. Oczywiście.
Z rękami w kieszeniach wstał, ogarniając wzrokiem zespół. Znał ich
wszystkich dobrze i był pewien, że pomysł im się spodoba.
- Liczę na waszą dyskrecję - powiedział, starannie modulując głos. -
Otrzymałem dzisiaj informację, która będzie oficjalnie ogłoszona dopiero w
poniedziałek. Ranczo Quarter Season zostanie wystawione na sprzedaż.
Z cichą satysfakcją patrzył, jakie wrażenie ta wiadomość zrobiła na
zebranych. Ranczo Quarter Season należało do największych i najstarszych na
tym obszarze i nikt nie sądził, że stary kowboj Jake Quartermain zechce je
kiedykolwiek sprzedać. Ten facet miał już chyba ponad dziewięćdziesiąt lat.
Najprawdopodobniej wnuki przekonały go, że powinien podjąć taką decyzję.
- Ale co to oznacza dla nas? - spytała z werwą Candy.
Rafe się uśmiechnął, robiąc dla większego efektu pauzę, a potem
wszystko wyjaśnił. Czeka ich wiele pracy. Allman Industries musi pokonać
wszystkich rywali, którzy będą się starać o ten teren. Jakie winnice można tam
założyć! To miejsce było doskonałe pod względem położenia i warunków
glebowych. Do tej pory pasły się tam wyłącznie krowy. Po wygraniu przetargu
trzeba zaplanować sposób wykorzystania terenu.
- To będzie wielka bitwa - rzucił sceptycznie menedżer Jerry Perez. -
Wszyscy wielcy deweloperzy będą walczyć o tę ziemię.
- Dlatego musimy działać bardzo szybko i przekonać paru legislatorów,
że nasza oferta jest najlepsza - odparł z satysfakcją Rafe. - Dzwoniłem już w
tej sprawie do Austin. Ale w tej chwili najważniejsze jest to, żeby przygotować
plan tej ważnej bitwy, który przedstawimy na konkursie.
41
S
R
Uśmiechnął się, wzruszając ramionami.
- Niezle pomyślane, co? I tak musimy wykonać tę pracę. W poniedziałek
rano wrócimy do firmy i połowa roboty będzie już za nami.
Potem dalej wyjaśniał, co trzeba zrobić. Gestykulował z ożywieniem, a
wszyscy obecni kiwali głowami. Miał ich w ręku. Był wspaniały, po prostu
istny geniusz.
Kiedy skończył, potoczył wzrokiem po zebranych.
- Co o tym myślicie? - spytał z dumą.
Przez dłuższą chwilę panowała nieprzyjemna cisza.
- To świetnie, Rafe, ale... - Uśmiechnęła się niepewnie Candy. - Myślę,
że powinniśmy poddać ten pomysł pod głosowanie.
- Głosowanie? Dlaczego nie. - Osobiście nie miał nic przeciwko
oficjalnym procedurom. - Wszyscy, którzy popierają mój plan, niech podniosą
ręce.
- Chwileczkę! - zawołała Candy, zerkając na Shelley. - Nie sądzisz, że to
powinno być tajne głosowanie?
Shelley powoli podniosła się z krzesła. Jej twarz była zarumieniona,
jakby była czymś zdenerwowana. Rafe nie miał pojęcia, o co chodzi.
- Tak - powiedziała głośno, spoglądając na niego wyzywająco. - Trzeba
przeprowadzić tajne głosowanie.
To była zwykła strata czasu. Mimo to Rafe westchnął i skinął głową.
- Dobrze. Zróbmy tajne głosowanie.
Oczywiście to nie było takie łatwe. Najpierw ktoś musiał znalezć blok
papieru, potem odpowiednią liczbę ołówków, a na koniec Shelley zażądała
krótkiego podsumowania obu planów, żeby przypomnieć wszystkim główne
tezy.
42
S
R [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.pev.pl