[ Pobierz całość w formacie PDF ]
od dołu, ale za każdym razem ześlizgiwało się bezradnie po gładkim metalu. Ripley robiła uniki,
cofała się, uderzała, blokowała cios za ciosem, by znów ruszyć do przodu, by cały czas utrzymywać
bestię na dystans. Walka przenosiła się z miejsca na miejsce. Dwa kolosy, mechaniczny i spłodzony
przez naturę, tratowały sterty skrzyń, przenośne instrumenty, maszyny, wszystko, co stało na ich
drodze. Aadownia rozbrzmiewała koszmarnymi odgłosami śmiertelnych zmagań.
Ripley otoczyła dwa ramiona królowej, kurczowo zacisnęła palce w sensorycznych rękawicach
i zmiażdżyła kończyny, jak prasa hydrauliczna miażdży wiązkę chrustu. Królowa skręciła się
spazmatycznie i wyrzuciła z furią dwa pozostałe ramiona. Szponiaste łapy omal nie przebiły okrato-
wanej kabiny i nie rozerwały tkwiącej w niej kruchej ludzkiej istoty. Ripley uniosła ramię i
dzwignęła bestię do góry. Przeciążone silniki zaprotestowały z mechanicznym jękiem: Królowa
wbiła nogi w osłonę kabiny. Kraty wygięły się niebezpiecznie. Tuż przed sobą Ripley ujrzała
monstrualny, najeżony zębami pysk. Kurczowo zacisnęła palce. Królowa rozwarła zewnętrzne
szczęki.
W stronę Ripley wystrzelił wewnętrzny garnitur zębisk. Zrobiła błyskawiczny unik i w
fontannie galaretowatej śliny zęby rozorały oparcie fotela. Na ramionach ładowarki pienił się z
sykiem żółtawy kwas. Zciekał do kabiny, coraz bardziej zagrażając kratom. Królowa rozszarpała
przewody z płynem hydraulicznym. Szkarłatna ciecz trysnęła na wszystkie strony. Krew maszyny
mieszała się z krwią obcego.
Straciwszy ciśnienie w dolnej części korpusu, ładowarka runęła na pokład. Królowa
natychmiast na nią wpełzła i unikając miażdżących ramion próbowała wcisnąć łapy do osłoniętej
kabiny. Ripley trzasnęła przełącznikiem na konsolecie, uruchomiła palnik i w pysk szkaradztwa
uderzył silny niebieskawy płomień. Monstrum ryknęło skrzekliwie, szarpnęło się do tyłu i
pociągnęło za sobą ładowarkę. Ripley zawisła do góry nogami. Uprząż mocująca ją do fotela wy-
trzymała.
Runęli w głąb prostokątnego szybu ładowniczego: maszyna, biomechanoid i człowiek.
Aadowarka wylądowała na piersi potwora, miażdżąc mu częściowo tors i przygniatając go swoim
ciężarem. Z rozległych ran popłynął równomierny strumień kwasu.
Ripley próbowała uruchomić maszynę. Walczyła z przełącznikami i rozszerzonymi z
przerażenia oczyma zerkała na gródz szybu. Zalewał ją kwas. W miarę jak wżerał się w
supertwardy stop, gródz dymiła coraz silniej. A za nią była już tylko próżnia.
Kiedy w metalu pojawiły się pierwsze maleńkie dziury, Ripley gorączkowo rozpięła uprząż.
Nienasycona próżnia zaczęła wysysać powietrze ze szczelnego dotąd kadłuba Sulaco. Gdy
opuszczała kabinę, uderzył w nią przybierający na sile wiatr. Przeskoczyła kałużę kwasu, chwyciła
za dolne szczeble drabiny wbudowanej w ścianę śluzy i grzmotnęła w przycisk uruchamiający
gródz wewnętrzną. Skrzydła olbrzymich wrót nad jej głową ruszyły ku sobie niczym grube, stalowe
szczęki. Ripley zaczęła piąć się szaleńczo w górę.
Kwas wyżerał w metalu coraz większe i większe dziury. Strumień uciekającego powietrza
bijący jej w twarz był z każdą sekundą obfitszy i utrudniał wspinaczkę.
Newt wychynęła już z labiryntu kanałów serwisowych i chowała się w gęstwinie pojemników z
gazem. Kiedy ładowarka, obca, i Ripley runęły na dno szybu, podeszła bliżej, żeby lepiej widzieć.
Ostry strumień powietrza podciął jej nogi i ściągnął w dół. Krzycząc i wymachując
rozpaczliwie rączkami, zaczęła zsuwać się po gładkim metalu. Zauważył ją Bishop, a raczej górna
połowa jego korpusu. Jedną ręką chwycił się wspornika, a drugą z idealnym, nieosiągalnym dla
człowieka wyczuciem, w ostatnim ułamku sekundy złapał za pasek przemykającej obok Newt.
Trzymał mocno. Dziewczynka zawisła w powietrzu, trzepocząc jak flaga na huraganowym wietrze.
Ripley wysunęła głowę ze śluzy. W chwili gdy chciała odbić się od szczebla prawą nogą, coś
musnęło kostkę jej lewej stopy. Musnęło i zacisnęło uchwyt. Pierwsze próbne szarpnięcie omal nie
wyrwało jej ramion ze stawów. Rozpaczliwym wyrzutem rąk złapała za ostatni szczebel drabiny,
który tkwił ledwie kilkanaście cali od pokładu. Skrzydła wrót śluzy sunęły z warkotem ku sobie.
Ripley wiedziała, że jeśli się natychmiast nie uwolni albo nie zeskoczy na dno szybu, za kilka
sekund będzie wyglądała jak Bishop.
Nadwątlona kwasem śluza zewnętrzna jęknęła, zaskrzypiała. Pękł fragment umocnienia.
Aadowarka i przygnieciona nią królowa osunęły się o kilka cali w dół. Ripley czuła, że ramiona już
nie wytrzymują, że zaraz spadnie. Ale to but spadł pierwszy. Zsunął się jej z nogi i spadł. Była
wolna.
Zebrawszy resztkę sił wypełzła na pokład. W tej samej chwili wrota grodzi zatrzasnęły się z
metalicznym łoskotem. Uwięziona pod nimi królowa wydała z siebie wściekły ryk i wytężyła
niepojęte wprost siły. Przygniatająca ją ładowarka drgnęła i zaczęła zsuwać się z jej cielska.
Jeszcze moment, jeszcze sekunda i królowa byłaby wolna, ale nadwerężona kwasem gródz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]