[ Pobierz całość w formacie PDF ]
klingi, gotowe siekać, roz¬dzierać ludzkie ciaÅ‚a.
Na pokładzie stracharz stał obok Billa Arkwrigh- ta; obaj przygotowywali się do walki.
Arkwright za¬wsze sprawiaÅ‚ wrażenie gotowego rozwalić komuÅ› Å‚eb. Na myÅ›l o czekajÄ…cym
nas starciu uÅ›miechaÅ‚ siÄ™ sze¬roko. WysunÄ…Å‚em ostrze ze swej laski. RuszyÅ‚em na¬przód, by
do nich dołączyć. Stracharz pozdrowił mnie skinieniem głowy, Arkwright poklepał mnie
zachÄ™ca¬jÄ…co po plecach.
Kapitan oraz większość załogi ustawili się między masztami. W rękach trzymali pałki, ale nie
wyglądali na spragnionych boju. Pomyślałem, że rzeczywiście przyda się nam pomoc
czarownic z Pendle. W ustach zaschÅ‚o mi z podniecenia i strachu, ale byÅ‚em zdecy¬dowany
walczyć do upadłego. Lecz nagle poczułem na ramieniu silną dłoń - należała do mamy.
- Nie, synu. - OdciÄ…gnęła mnie na bok. - Nie wtrÄ…¬caj siÄ™ do bitwy. Nie możemy ryzykować,
że ktoś cię zrani. W Grecji czeka cię ważniejsze zadanie.
Próbowałem protestować, ale mama nie dała się przekonać. Irytował mnie fakt, że inni mogli
siÄ™ na¬rażać, a ja nie. Nie znosiÅ‚em takiego niaÅ„czenia, mu¬siaÅ‚em jednak sÅ‚uchać mamy.
StanÄ…Å‚em zatem u jej boku, wÅ›ciekÅ‚y, że nie wezmÄ™ udziaÅ‚u w nadciÄ…gajÄ…¬cym starciu.
Nie musieliÅ›my dÅ‚ugo czekać na atak. Statek pirac¬ki podpÅ‚ynÄ…Å‚ bliżej, a potem jego zaÅ‚oga
zaczęła ciskać ku nam haki do abordażu. Przyciągali ku sobie oba okręty. Ich bakburta ze
zgrzytem zderzyÅ‚a siÄ™ z naszÄ… sterburtÄ…. Część piratów, przechadzajÄ…c siÄ™ aroganc¬kim
krokiem, krążyÅ‚a po wÅ‚asnym pokÅ‚adzie. Uzbro¬jeni w noże, miecze i ciężkie paÅ‚ki
naszpikowane gwoz. dziami, sprawiali wrażenie nieustraszonych oraz bez¬litosnych. Inni
czyhali na olinowaniu, śledząc nas z gó. ry niczym sępy, widzące wyłącznie padlinę.
Nim jednak pierwsi napastnicy zdążyli przeskoczyć na pokład, z ładowni wybiegły
czarownice, prowadzone przez Grimalkin. Odziane w kaptury, uzbrojone po zÄ™¬by,
wyglądały naprawdę imponująco. Niektóre śliniły się, a ślina ściekała im z ust, skapując spod
skórzanych kapturów. Wyraznie nie mogÅ‚y siÄ™ już doczekać krwa¬wej uczty. Inne ujadaÅ‚y
niczym myśliwskie psy, a ich ciała dygotały z podniecenia. Wyglądały śmiertelnie groznie,
zwłaszcza Grimalkin, która z klingami w obu dłoniach powiodła wiedzmy tuż pod reling,
tworzÄ…c pierwszÄ… liniÄ™ obrony. Alice też tam staÅ‚a, równie zde¬cydowana i stanowcza jak
pozostałe.
Kapitan piratów, rosły osobnik zbrojny w szablę, jako pierwszy wskoczył na pokład
Celeste". Toteż ja¬ko pierwszy zginÄ…Å‚. Grimalkin wyrwaÅ‚a nóż z pochwy na ramieniu,
miotnęła nim prosto w gardło rabusia. Na jego twarzy ledwie zdążyło odbić się zdumienie, a
już za moment szabla wypadaÅ‚a napastnikowi z dÅ‚o¬ni. Pozbawione życia ciaÅ‚o z gÅ‚uchym
łomotem runęło na deski.
Reszta piratów błyskawicznie wtargnęła na nasz statek. Rozgorzała bitwa. Stracharz oraz
Arkwright nie odgrywali w niej zbyt doniosłej roli: czekali z ty- ki unosząc broń w gotowości.
Kapitan i jego ludzie także okazali siÄ™ niepotrzebni. Ów fakt bez wÄ…tpienia bardzo ich
ucieszył.
Tylko niewielka część zmagaÅ„ toczyÅ‚a siÄ™ na na¬szym pokÅ‚adzie. Po pierwszym starciu z
czarownicami pozostali przy życiu piraci szybko wycofali siÄ™ na wÅ‚a¬sny statek. WidzÄ…c, z
czym mają do czynienia, pomni śmierci kapitana, woleliby wycofać się na bezpieczną
odlegÅ‚ość i rozwalić nas na kawaÅ‚ki salwami armat¬nimi, lecz haki do abordażu dziaÅ‚aÅ‚y teraz
na naszą korzyść. Nim zdążyli je odczepić, by rozłączyć oba statki, czarownice przeszły do
ofensywy. Wrzeszcząc, wyjąc z żądzy krwi, wdarły się na statek piracki. Tam rozpoczęła się
rzez. A Alice pobiegła wraz z nimi.
Zcigały piratów wśród olinowania, po pokładzie i w ładowniach. Ci, którzy zostali,
zdecydowani wal¬czyć, przeżyli zaledwie parÄ™ sekund. Potem ich krew spÅ‚ywaÅ‚a na deski.
Wytężałem wzrok, chcąc sprawdzić, jaką rolę odgrywa w tym wszystkim Alice - na myśl o
[ Pobierz całość w formacie PDF ]