[ Pobierz całość w formacie PDF ]

stra jest chwilowo nie w humorze.
- Trzeba będzie ułożyć odpowiednie menu - po­
wiedziała Terel. - Nie możemy okazać się skąpe,
gdy przybędzie do nas ciocia Berni. - Uśmiechnęła
się do siebie na myśl o wyszukanych daniach, które
zaplanuje. Nelli przez tydzień nie wyjdzie z kuch­
ni, a ciocia Berni będzie tylko trzy dni...
Nelli istotnie przebywała w kuchni, gdy przybyła
ciotka. Nie czuła się zobowiązana, aby wyjść, gdyż
powitali ją zarówno ojciec jak i Terel. Słyszała jego
podniesiony głos, hałas czyniony przez mężczyzn
wnoszących na górę kufry. Po pół godzinie Nelli
przygotowała tacę z kubkiem gorącego napoju jabł­
kowego i świątecznych ciasteczek dla cioci. Akurat,
gdy wychodziła z kuchni, wbiegła tam Terel.
- Przywiozła sześć kufrów ubrań - powiedziała
205
JUD E DEVEKAUX
z przerażeniem, ale i z podziwem. - Przekroczyła
już chyba pięćdziesiątkę, ale na twarzy nie ma ani
jednej zmarszczki.
- To wspaniale.
- Możliwe. - Terel wzięła ciasteczko i jadła je
w zamyśleniu. - Wyczuwam w niej coś, co nie
wzbudza mojej sympatii.
- Może jest samotna. Ojciec mówił chyba, że nie
mieszka z rodziną.
- To nie ma związku z jej samotnością, mogę cię
zapewnić. W jej oczach dostrzegłam coś dziwnego,
czego nie potrafię zrozumieć.
Nelli otworzyła drzwi od kuchni.
- Zaniosę cioci ciasteczka i przywitam się.
Berni siedziała w salonie i wygładzała swą aksa­
mitną suknię. Lubiła te ozdobne, wiktoriańskie
stroje: naturalne włókno, dużo ręcznego haftu,
skomplikowany wzór. Terel nie spodobała jej się.
Już po chwili zorientowała się, że to ona zamierza
zagarnąć dla siebie, co tylko się da. Berni spojrzała
na nią, uśmiechnęła się i pomyślała - dostanę cię,
dziecinko, i nie będę musiała korzystać z magii.
Gdy Nelli weszła do pokoju, twarz Berni złagod­
niała. Wyczuła w Nelli dobroć. Wszystko, co widzia­
ła, oglądając dzieciństwo dziewczyny, przemknęło
jej przed oczami i zanim zdołała pomyśleć, uśmie­
chnęła się do niej promiennie.
Stojąca z tyłu Terel dostrzegła ten uśmiech
i obiecała sobie, że musi wykryć, co on oznacza.
Nie zdradzając nurtującego ją niepokoju poczęsto­
wała Berni ciastkami z tacy, którą trzymała Nelli.
W godzinę później wyślizgnęła się z domu i odna­
lazła znanego jej ulicznika, który nazywał siebie
Księciem.
- No i co? - zapytała chłopca. Nie powiedział
90R
WRÓŻKA
ani słowa, dopóki nie położyła mu na dłoni ćwierć-
dolarówki. - Obserwowałeś, co się dzieje w hotelu,
tak jak ci mówiłam?
- Oczywiście, dzisiaj rano w skrytce pana Mont­
gomery'ego leżał list, ale nie zauważyłem, aby ktoś
go tam wkładał.
- Masz go ze sobą? - rzuciła niecierpliwie Terel.
Podał jej liścik. Było to zaproszenie na dzisiejszy
lunch podpisane przez Nelli. Terel wiedziała, że
list nie został napisany przez siostrę. To nie był jej
styl. Zmięła kartkę w ręku. Musiała to napisać cio­
cia Bemi, ale skąd ona wiedziała o Nelli i panu
Montgomerym?
- Jest taka sama jak inni - mruknęła. - Oni
wszyscy myślą wyłącznie o Nelli, a o mnie nikt nie
myśli.
- O co chodzi?
- Nie twoja sprawa. Teraz wracaj i pilnuj dalej.
Chłopiec prychnął i pogwizdując odszedł z ręka­
mi w kieszeniach.
Idąc w stronę domu Terel zaczęła układać plan.
Nie wiedziała, dlaczego Berni przyjechała, ani cze­
go chce, ale postanowiła to wyjaśnić.
Po powrocie zastała ciotkę odpoczywającą w sy­
pialni dla gości. Leżała na łóżku, jadła czekoladki
i czytała jedną z ulubionych powieści Terel.
- O jesteś już, moja droga - powiedziała. - Mia­
łam nadzieję, że wkrótce wrócisz. Pomożesz mi się
rozpakować, prawda?
- Nelli będzie... - Terel przerwała. Lepiej trzy­
mać je z dala od siebie. Z promiennym uśmiechem
powiedziała: - Z największą przyjemnością pomo­
gę cioci.
Po dwóch godzinach Terel z trudem opanowała
ogarniającą ją wściekłość. To nie było pomaganie
207
JUDU DEVEKAUX
Berni. Sama musiała wykonać całą robotę. Moco­
wała się z kuframi, ustawiając je tak, by spełniały
rolę szafy, potem sprawdziła, czy nic z ich zawarto­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.pev.pl