[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i musnęła wargami jego usta.
- Nie teraz. Może pózniej.
Przytuliła się do niego, naciągnęła na nich kołdrę.
Brandon stłumił w sobie uczucie zawodu. Może Vere-
na jeszcze o tym nie wiedziała, ale skończyli z oszukiwa
niem siÄ™ nawzajem.
194
Gdyby nie chodziło o Brandona St. Johna, uznałaby je za
romantyczne.
Niestety w jego wypadku był to jedynie przejaw upo
ru. Po prostu nienawidził przegrywać.
Odgarnęła z czoła ciemne kosmyki. W gorączce wyglą
15
dał bezradnie i ujmująco, zupełnie nie jak St. John.
Poruszył się i otworzył oczy. Gdy ją zobaczył, w kąci
kach jego ust pojawił się uśmiech.
Verena pogłaskała go po głowie.
Nie jestem człowiekiem, który skarży się na los. Ale
- JesteÅ› rozpalony.
gdybym się urodził, żeby być stajennym i nikim więcej,
- Przez ciebie.
chyba bardziej lubiłbym konie, a mniej pieniądze.
Tylko poruszył wargami, bo z jego gardła nie wydobył
się żaden dzwięk. Brandon zmarszczył brwi.
John, nowy koniuszy diuka Devonshire'a, do Dawso-
Verena się zaniepokoiła. Na Boga, czyżby stracił głos?
na, głównego lokaja w drodze na kolację.
Znowu otworzył usta i tym razem powiedział dłuższe
zdanie, ale słychać było tylko pojedyncze chrapliwe syla
Następnego ranka Verena obudziła się przyszpilona do
by. Zacisnął wargi i położył rękę na gardle.
własnego materaca muskularną nogą zarzuconą na jej uda.
Verena roześmiała się mimo woli.
Była naga i szczęśliwa. Cudowny dzień, doszła do wnios
- Nie próbuj mówić, bo jeszcze bardziej je nadwerężysz.
ku z sennym uśmiechem.
Posłał jej kose spojrzenie.
Nie otwierała oczu, bo przez szpary w zasłonach są
Może chodziło o to, że wyglądał intrygująco, gdy tak
czył się blask słońca. Rozkoszowała się chwilą.
siedział pośrodku jej różowego łóżka, otoczony koronko
Słyszała równy oddech Brandona, słaby zapach jego
wą pościelą, z nagim torsem i pochmurną twarzą. Lub
wody kolońskiej drażnił jej powonienie. Cudownie było
o to, że po raz pierwszy od wieków Verenie nie doskwie
leżeć u boku nagiego, ciepłego mężczyzny. Zmarszczyła
rała samotność. A może po prostu był to skutek miłosnej
brwi. Bardzo ciepłego.
nocy, ale nagle, nie wiadomo dlaczego, poczuła się silna,
Uniosła się na łokciu i spojrzała na jego uśpioną twarz.
wolna, niezwyciężona. Pchnęła Brandona na materac
Włosy miał potargane, brodę i policzki ciemne od zaro
i usiadła na nim okrakiem. Wybuchnęła śmiechem na wi
stu, skórę zaróżowioną. Gdy przyłożyła mu dłoń do czo
dok jego zdumionej miny i pochyliła się nad nim, muska
ła, poczuła żar.
jąc włosami umięśnione ramiona.
O niebiosa, biedak zapewne przeziębił się na deszczu.
- Wiesz, co to oznacza? - spytała.
Przemókł do suchej nitki. Ciekawe, jak długo stał w ule
Potrząsnął głową z czujnym wyrazem oczu. Verena
wie pod jej domem? Podobało się jej takie poświęcenie.
przesunęła palcem po jego ustach i brodzie.
196
197
- Skoro nie możesz mówić, nie możesz również zada Wkrótce się ubierze i sobie pójdzie, pomyślała. Zmusi
wać mi pytań. ła się do uśmiechu. I dobrze. Właśnie tego chciała.
Spodziewała się jakiejś reakcji. Zmarszczenia brwi. Al Miała swoją wolność, stały, przyzwoity dochód, wy
bo warknięcia. Ostatecznie był wielkim Brandonem St. starczający na utrzymanie. I rodzinę. Czego jeszcze mog
Johnem i nikt nie śmiał mu się sprzeciwić. łaby pragnąć?
I rzeczywiście zareagował gwałtownie. Chwycił ją za Brandona St. Johna we wszystkie noce do końca życia.
nadgarstki i rzucił na materac tak szybko, że zanim się O niebiosa, skąd taka myśl? Przez chwilę przyglądała się
zorientowała, leżała wśród poduszek, z włosami rozsypa jego płaskiemu brzuchowi i raptem stwierdziła, że chęt
nymi na twarzy. nie jeszcze by go dotknęła.
- Za co to było? Gdyby potrafiła zdobyć się na szczerość, przyznałaby,
Brand zrobił gest, jakby łamał kij na pół, a następnie że byłoby cudownie mieć tego mężczyznę teraz i na za
wycelował w nią palec. wsze. Zaniepokoiło ją to marzenie. Czyżby zapomniała,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]