[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Tytus, rozdrażniony zmianą, jaką w nim spotkał, lubo niespodzianie, nie myślał dać za
wygraną. Znał już na tyle starostę, iż mógł być pewnym, że bez przyczyny, dla fantazji humoru nie
zmienił. Cóś w tym tkwiło.
 Zatem dzisiejszy dzień wizytom poświęcony?  powtórzył. Na to pytanie starosta był
zmuszonym cóś odpowiedzieć.
 Tak, muszę wreszcie być u panów Ignacego i Stanisława Potockich. Są nam powinowaci
i wiedzą, że tu jestem  przebąknął po cichu.
 Pierwszego z nich  odparł jakimś tonem trochę szyderskim Tytus  wątpię, abyś pan
starosta znalazł kiedy w domu. Niezmiernie od niejakiego czasu jest czynny. Musi pilnować króla,
którego tak trudno było do sieci zastawionych napędzić.
A choćby zresztą jakim przypadkiem był w domu, to albo z księdzem biskupem
kamienieckim lub z księdzem Piattolim, z księdzem Ossowskim jeśli nie z podkanclerzym
konferencja. Wiadomo, że cała ta klika, posługując się ślepym Małachowskim, któremu jej kadzidło
oczy zamgliło, i księciem Kazmirzem, który bawi się doskonale, marszałkując, buduje jakieś
monstrum mając nim Republikę uszczęśliwić.. Cha! cha! Doskonali! Dziedzictwo tronu, tam gdzie
król nieżonaty i żenić mu się chyba za pózno. Generałowa zresztą nie pozwoliłaby na to. Nie
zważając, co się wyrwało Tytusowi, starosta obojętnie wtrącił:
 A! Przypomniałeś mi, że i u księdza biskupa Krasińskiego być muszę.
 Aha! Dziś więc kolej na koryfeuszów spisku  rzekł Tytus z przekąsem  spisku, od
którego ja, z obowiązków sumienia, rad bym pana starostę trzymać z daleka. Ostrzegam! Raz w ich
ręce wpadłszy...
Tytus zaczął robić miny, wyrażając wstręt i obawę. Gospodarz oczy nań podniósł zimno i
coraz mniej okazując tej poufałości, do której tak był nawykłym świeży przyjaciel, uśmiechnął się
tylko niezrozumiale. Panu Tytusowi tak się nie wiodło, iż najdziwniejsze posądzenia w głowie mu
się rodzić zaczynały. Nie mógł się tak z nim rozstać. Wspomnienie o Potockich i o biskupie
Krasińskim szczególniej dawało mu do myślenia. Dać mu wpaść w ich ręce, było to go postradać.
Tytus wiedział, iż tam miru nie miał i że starosta będzie ostrzeżonym. Przybrał minę poważną.
 Pan starosta mi pozwoli  rzekł  ponieważ o biskupie kamienieckim i o panach
Ignacym i Stanisławie Potockich była mowa, abym z obowiązku, jaki na mnie wkłada szacunek,
który dla niego powziąłem, dodał jeszcze słów kilka. Niech pan będzie ostrożnym z nimi. Nie
omieszkają oni tak go werbować do swej kliki, jak wciągają i innych. Elementa najróżnorodniejsze,
więcej na ilość niż na jakość zważając. Ale cała ta podziemna ich robota zle bardzo się skończyć
musi. Ludzie prawdziwie kraj miłujący, rozumni, wytrawni, jak ksiądz prymas, Rzewuski,
Szczęsny Potocki, hetman Branicki, są jawnie temu przeciwni. W Wiedniu i na północy pilno oczy
mają zwrócone na spisek i dosyć będzie hasła, aby się to wszystko wniwecz obróciło. Nie życzę się
kumać z nimi.
 Ale ja w żadną politykę wdawać się nie myślę  rzekł ze śmiechem suchym i dumnym
 bądz pan spokojny. A stosunki towarzyskie rodziny utrzymać muszę.
 Jak najskrupulatniej ograniczając się nimi  dodał Tytus. 
Jestem pewien, że tam pana starostę otwartymi przyjmą rękami, aby przez niego i ojca sobie
może pozyskać; u nich nie ma karesu bez interesu.
 A pan sądzisz, że gdzie indziej karesy są bezinteresowne?  odparł starosta.
Tytus się zmieszał nieco i zamilkł, lecz choć się czuł obrażonym, musiał, nie dając poznać
tego po sobie, połknąć pigułkę i w śmiech to obrócić.
 U naszej pani Loiski  rzekł  gdyby kares się mogło zyskać, ma foi, niejeden by...
przebaczył nawet, gdyby był nieco interesowny.
 Ale to by mu całą jego wartość odjęło  zimno rzekł, wstając, starosta.
Wstał i Tytus, zły, podrażniony, lecz poprzysięgając, że to, co mu zamąciło jego wygodny
stosunek ze starostą, odkryć musi i sparaliżować.
 Zatem  odezwał się  przed teatrem mam służyć? Czy kiedy pan starosta każe?
 Przed teatrem  odparł, chłodno żegnając gospodarz.
Tego dnia w poobiedniej godzinie, hrabia W. po krótkiej sjeście, do której był nawykł za
granicą, właśnie ze schodów powoli się spuszczał, mając wsiąść do powozu, który nań czekał, gdy
w przyćmionej sieni domu przy Miodowej ulicy, w którym mieszkał, z kąta występujący człek
odarty, wyglądający na żebraka, zastąpił mu drogę.
Hrabia był bardzo szczodrym. Wygrywał tysiącami, ale też dukatami rzucał, nie licząc.
Sięgnął do kamizelki, w której zawsze nosił kulfony oberznięte i srebro, aby się pozbyć natręta, gdy
usłyszał śmiech znany i zadrżał. Głos ten już nie pierwszy raz słyszał w życiu.
%7łebrak przybliżył się do niego tak, że hrabia ze wstrętem się cofnął.
 Czego chcesz?!  zawołał grubiańsko.  Precz mi!
I na ziemię upadający słychać było pieniądz, który zadzwięczał i potoczył się. Nikt go nie
podniósł.
 Chcę z szanownym hrabią mieć chwileczkę rozmowy  odezwał się głos jakiś
szyderski.  Słóweczko tylko; nie zatrzymam długo i na banczek dosyć czasu zostanie. Mam
prośbę i radę: prośbę bardzo pilną, radę bardzo zdrową. Hrabiemu się tak całe życie wiodło
szczęśliwie, że oto z ubogiego litewskiego szlachetki zostałeś magnatem, grywałeś z królami i
poogrywałeś królów. Masz pełne szkatuły diamentów.
Pora umizgów i bałamuctw dla pana przeszła. Waćpan się kobietom na nic nie zdałeś i one
panu już obojętne być powinny. Gra u kobiet dla początkujących szulerów  no to jeszcze, ale dla
takiego wytrawnego...
 Co to ma znaczyć?! Pójdziesz ty precz?!  zawołał rozgniewany hrabia.
 Pójdę precz, ale słówko jeszcze, dokończyć muszę  rzekł żebrak  we własnym
pańskim interesie. Pan masz już kości stare, a jeśli nie przestaniesz grywać u Loiski i do niej swoich
sprowadzać, tak mi Boże dopomóż, kości te ci połamię! Ja czy kto inny..: nie ujdziesz cało!
Hrabia chciał krzyknąć na swą służbę, lecz z gniewu głos mu w gardle uwiązł.
 Słówko tylko, panie hrabio, słówko  dokończył żebrak.  Rada moja pochodzi ze
szczerej troskliwości o drogie zdróweczko jego. Po co się narażać na leżenie w łóżku, smarowania i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.pev.pl