[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dostatek, skarby zabrali, ludzi potłukli?
Albo to jego krew? zapytał Myszko Biały, który był do słowa
prędki to jego mienie, nie posoka... Nam krwi za krew trzeba...
Bumir zadumał się.
A jutro powiecie to nam! wszystkim Leszkom po całej Polanie
naszej!... Nie wypowiadamyć wam wojny mówili drudzy. Miłosz
siedzi z synem spokojny, wam się nie stało nic... Panować nie damy, a
żyć nie bronim...
Znowu pomilczeli chwilę, gdy zaszumiało coś i zastukało od wieży.
Chwostek zasuwę od okna w murze odjął i wołał:
Bumir! Co ty ze zbójcami rozhowory czynić będziesz? Ze wście-
kłym zwierzem nie gadać, a bić go w łeb! Wezcie ludzi i przychodzcie
nas bronić. Nasza sprawa wasza...
Myszko podniósł oczy ku miejscu, skąd głos wychodził. Auk leżał
około niego, chwycił zań, zmierzył i strzała świsnęła, ale uwięzła w
drewnianej zasuwie i rechotanie z wieży słyszeć się dało, a tuż z okna
zaszumiała strzała druga, ogromna, pierzasta i utkwiła w sukni Myszka,
który ją wyrwał i odrzucił z pogardą.
Ród jaszczurczy! wołał Chwost z góry. Psy wściekłe łajał
Myszko.
%7łmije jadowite!... Gad przemierzły!... Zcierwo i padło!...
Takimi wyrazami homerycznymi nawzajem obrzucali siÄ™ z obu
stron.
Bumir! zawołał Chwostek głosem schrypłym jedz do domu,
zwołaj swoich... ginąć nam nie dajcie, bo i was ta czerń plugawa wy-
gubi!
Zawrócił się z koniem przybyły. Myszko nań patrzał nie spuszcza-
jąc z oczów. Słuchajcie rady Chwostka albo mojej rzekł czyja
lepsza, do woli. My wam jedno powiemy pod klątwą, pod świętą.
To mówiąc ziemi garść pochwycił w dłoń i podniósł ją do góry.
NASK IFP UG
Ze zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
115
Pod klątwą mówię ci, Bumirze, jeśli ruszycie się w obronie
Chwosta, jeżeli z was jeden wstanie, nie zostawimy duszy żywej... Pa-
miętajcie!
Bumir i ci, co mu milczący towarzyszyli, spojrzeli ku stołbowi,
skąd niewyrazne głosy i wołanie słychać było, z wolna zawrócili konie
i stępią odjechali; a Myszkowie spokojnie patrzeli za nimi.
Kto by na wieżę naówczas był wszedł do ciasnego jej wnętrza,
przestraszyć by się musiał tym, co się tu już tego dnia działo.
Na dole ściśnięty był lud, czeladz, pachołki, niewolnicy, których
dla obrony wzięto. Miejsca dla nich było szczupło, zaduch panował
wielki, a strach ogarniał czeladz, która mruczała narzekając, że lepiej
nie poszła w niewolę, niżby tu marnie ginąć tak miała. Nad niesforną tą
kupą stali smerdowie z kijami i nakazywali ciszę, ale lud mruczał groz-
no. Ze studni na powrozie ciągniono wodę, której nastarczyć nie było
podobna spragnionym, innego napoju nie było. Na drugiej połaci wy-
brani strzelcy stali i gotowali się do obrony; tu chodził knez i Brunhil-
da. W kącie posłanie ze skór służyło im dla spoczynku. Trzecia też po-
łać dla niewiast i do obrony była zajęta, a u góry straże chodziły. Jęki i
płacz słychać było z wieży. Z ran przy oblężeniu zadanych dwóch pa-
chołków zaraz zmarło, a ze strachu i choroby kobieta. Leżały już trzy
trupy, z którymi nie wiedziano, co zrobić... Musiano je otworem gór-
nym rzucić precz z wieży, a ciała te, padające na ziemię, potrzaskane i
znieważone, były jakby zapowiedzią tego, co się na stołbie dziać miało.
Czekał los ten i innych.
Chwost klnąć od okna do okna chodził i patrzał, a Brunhilda długo
leżała jak martwa, nie mówiąc słowa. Nie mówili do siebie, a widać
było, że jedno drugiemu w duszy wyrzucało to nieszczęście... Pepełek
składał je na żonę, ona na niego.
Oboje trwali jeszcze w myśli obrony, w nadziei, że synowie od-
siecz przyprowadzą. Brunhilda, po długiej odrętwiałości, gdy mąż klął,
a nic nie przedsiębrał, zawołała Muchy i poszła oglądać zasieki. Zboża
było dosyć, ale oprócz dwóch startych kamieni od starych żarn nic,
czym by mąkę przysposobić można.
Był piec, ale o pieczeniu chleba pomyśleć nawet było trudno, bo
nie na długo drzewa by stało. Starte ziarno na kaszę mogło z wodą słu-
żyć za posiłek głodnym. %7łyć tak miesiące!
W popłochu, gdy uciekano na wieżę, mało co kto porwał z sobą,
chleba i placków kawałki suche ledwie się gdzie znalazły. Studnia, z
NASK IFP UG
Ze zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
116
której czerpać musiano, stara była i zapuszczona, a pierwsze wiadra
precz wylano. Spragnieni pili potem, ale obrzydliwÄ… znajdowali juchÄ™.
Cała ta czerń zbrojna u dołu, gdy na nią Brunhilda przez szpary pa-
trzała, wydała jej się grozną i straszną. Spytała Muchy, czy ją utrzymać
potrafią ten milcząc popatrzał w dół i nie odpowiedział. Ci, co wczo-
raj na twarz padali przed panem, Teraz, gdy on był w niebezpieczeń-
stwie, otrząsali niewolę z karków i mruczeli. Widać ich było leżących
na ziemi, zobojętniałych, ledwie na wołanie podnoszących głowy. Nie-
którzy po kątach oglądając się szeptali coś potajemnie.
Wszyscy domagali się głośno jadła i napoju, a kij smerdów z trud-
nością mógł im nakazać milczenie.
Brunhilda wzięła Muchę, powiernika, na stronę i pokazała mu w
dół, na ludzi. Gąb za dużo, rąk za mało! szepnęła. Co czynić?
Szeptali długo, Chwostek to chodził, to padał w kąt na skórę, to do
okna szedł i patrzał na Myszków, jak spokojnie piwo przywiezione z
kadzi czerpali i nim siebie i ludzi raczyli. Naówczas zębami zazgrzy-
tawszy odbiegał od okna i wracał na posłanie. Spotykali się z żoną mil-
czący, nie mówiąc do siebie, i mijali.
Brunhilda naradzała się z Muchą, knez, gdy mu milczenie dojadło,
brał zaufanego sługę na stronę i radził się z nim.
Mrok padał, gdy Mucha zszedł na dół i począł ludzi na górną połać
na nocną straż wybierać, dzielił ich tak jakoś po swej woli i stawił
[ Pobierz całość w formacie PDF ]