[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jak zdumiewającą głębokością swą dla filozofów.
Każdy z niej czerpać może wedle sił umysłu i serca, dla nikogo zamkniętą nie jest. Nie kryje się
ona i nie osłania, tylko o tyle, by swoje trwanie zabezpieczyła. Padają ofiary niemal codziennie, gdyż
nadto grozną jest temu co istnieje, aby Rzym cierpliwie mógł patrzeć na jej rozprzestrzenianie. Nie
jest to obrządek tajemnicami osłoniony, który by jak mity lub Izydy zabobonne praktyki w głębi celi
świątynnej mógł się zamknąć godząc z innymi. Nauka ta wychodzi od ołtarza, ale na całą ludzkość
spływa, odradza człowieka i rządzić musi najdrobniejszymi jego sprawami. Wnika wszędzie, nawet
w najtajemniejszą myśl jego.
Dlatego ona trwogą napełnia wszystkich, bo nic się przed nią nie ostoi z tego świata, który dziś
jest: czują niebezpieczeństwo ci, co korzystają ze złego, które runie, wiedzą co zyszczą ci, co je
obalą. Przede wszystkim jest to religia słabych, uciśnionych, odepchniętych, dająca siłę temu, co jej
nie miało, odbierająca moc potędze ziemskiej, której dotąd nic się opierać nie śmiało.
Pierwsze zasady nowej wiary zaczerpnęłam od niewolnicy mojej Ruty, która od dawna potajemnie
ją wyznawała. Nigdy mnie to wprzód nie uderzało, że nawet na Junonę moją, jak inne sługi,
przysięgać nie chciała.
Ruta, która zaledwie czytać umie, a filozofii wcale się nie uczyła, która nieuctwo swe w
porównaniu ze mną wyznaje w pokorze, zdumiewa mnie objawiając prawdy nadzwyczajnej
głębokości, czerpane nie z własnego rozumu, ale z tego zródła mądrości otwartego dla wszystkich.
Często to co ona mi przynosi, ja sama szerzej i jaśniej pojmę niż ona& ale ziarno biorę od niej.
Upokorzona nieraz jestem jej mądrością, która łatwo i bez mozołu rozwiązuje największe trudności,
tym kluczem jaki jej nauka dostarcza.
Z początku badałam ją pilnie i zastanawiałam się, aby nie być podobną do tych niewiast płochych,
które lada chaldejski wróżbita lub Petosiris astrolog bałamuci niedorzecznymi baśniami. Nie
rozrywki szukałam, lecz światła.
Ale z każdym dniem, z każdym słowem przekonuje się mocniej, że nie zabobonną praktykę, ale
filozofię nową, płód innego kraju i wyobrażeń mam przed sobą. Cóż powiecie na to, że się ona
narodziła tam, gdzie nauka ludzka nadzwyczajnym nie jaśniała światłem, że prostaczkowie przynoszą
ją zdumionym mędrcom starego świata?
Dlaczego ani Grecja, ani Rzym tej nauki nie wydały, choć obie siedziały na krawędzi studni, w
której się prawda ukrywała? Ty mi chyba odpowiesz. Naród żydowski, pogardzony, pobity miał w
sobie jedno zdrowe nasienie, na którego łodydze ona się wszczepić mogła  pojęcie jednego Boga,
Demiurga, którego u nas znali zaledwie filozofowie, nie pokazując go przed ludem. Nie śmiano
poruszyć politeizmu, aby z nim nie obaliła się społeczność.
Pamiętam, jak się nieraz uśmiechałeś z moich posążków odziedziczonych po matce, z nieforemnych
bożków etruskich, ze starych penatów niezgrabnych ponad domowym ołtarzem, przecież wszyscyśmy
je szanowali i dzień się żaden nie obszedł bez libacji i ofiary.
Nikt w te nasze niezliczone bogi nie wierzył prócz niewolników, co w dodatku mieli jeszcze
swych własnych, a stały i stoją one na ołtarzach, pobożni złocą im brody, purpurą malują płaszcze,
oliwą smarują ołtarze, kosztowne biją ofiary, które na kapłańskie uczty dostarczają mięsiwa.
Uśmiechają się do siebie augurowie, pozostawszy sam na sam, a wnętrzności bydląt rozpatrują
codziennie i śmiało z nich, co chcą wyrokują ludowi.
Wypytywałam pilnie Rutę, która nie była w stanie nic własnym zmienić rozumem z tego co ją
nauczono, ani swoimi wymysłami okrasić; zdumiewałam się codziennie wielkiej prostocie prawdy,
która w mym sercu zdawała się mieszkać od dawna, a teraz tylko wydobywać z niego; witałam ją jak
starą znajomą, długo nie widzianą przyjaciółkę.
Wreszcie czując się coraz goręcej pociągniętą ku tej nauce, gdy już Rucie brakło słów, aby mojemu
pragnieniu zadośćuczynić; za zezwoleniem tych, którzy przewodniczą zgromadzeniu, obiecała mnie
zaprowadzić na tajemną schadzkę chrześcijan i tych co, jak ja, zostać nimi pragnęli.
Przystałam na to chętnie, choć miejsce było mi obce, a godzina do wyjścia zdawała się
niewłaściwa i budziła obawę niebezpiecznego jakiego spotkania. Spodziewałam się też zastać tłum
niewolników, zbiorowisko najuboższej gawiedzi, owych %7łydów z wiązkami siana pod pachą, co
zalegają gaj Egerii, a we dnie snują się około term i w gwarnych uliczkach. Musiałam przeto wdziać
szaty niewolnicy, ciemne suknie, które by mego nie zdradziły stanu. Ruta pożyczyła mi swoich,
twarze okryłyśmy kapturami, i kto by mnie spotkał, z przebrania mógłby nie wiem o jakie szaleństwo
posądzić. Wyznam, że gdym tak odziana przestępowała próg mego domu, serce biło mi silnie, jak
gdybym popełniła występek, zdradzała kraj swój i wiarę, stawała się niewierną opiekuńczym
duchom, co strzegły mojej, matczynej i dziadów moich kolebki.
W tym kapturze i osłonach podobniejszą byłam do rozpustnicy co niemądrej szuka miłości, niż do [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.pev.pl