[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nigdy bym tego nie zrobił, gdybym miał chociaż cień wątpliwości, ale
ty przecież nie znosiłaś swojego ubrania.
Widzisz - mówił - otrzymałem od ciebie wielki dar, bo zgodziłaś się
zostać moją żoną, matką mojej córeczki. Zastanawiałem się, co ja ci mogę
ofiarować w zamian. Jesteś śliczna, a ktoś kiedyś wyrobił w tobie przekonanie,
że to nieprawda. Ja zaś chcę, żebyś znowu w siebie uwierzyła. Jesteś piękną
dziewczyną i jestem z ciebie dumny bez względu na to, czy chodzisz w
dżinsach, czy nie. Postanowiłem, że cały świat musi zobaczyć, jaka naprawdę
jesteś, i to właśnie będzie mój dar dla ciebie.
- Tom...
- Koniec rozmowy!
W tej chwili rozległo się pukanie do drzwi. Zawtórowało mu nerwowe
poszczekiwanie psów.
- Coś mi się wydaje, że cała rodzina jest już z powrotem - zauważył Tom.
Wstał i otworzył drzwi. Nie mylił się, nie brakowało nikogo! Pierwszy
wpadł Tiny, a zaraz za nim Hoof. Obydwa psy puściły się pędem w stronę
swego ulubionego posłania, lądując razem na łóżku Toma pośród bielizny
Annie.
Nie minęła chwila, a Tiny biegał po mieszkaniu, trzymając w zębach
jedwabne czerwone majteczki i potrząsając zajadle głową. Wtedy właśnie do
pokoju weszła Edna Harris, trzymając Hannah na ręce. Stanęła jak wryta.
- 110 -
S
R
Ale nie był to jeszcze koniec...
Hoof złapał koronkowy staniczek i warcząc, pognał za swym
towarzyszem. Gdy przelatywał obok, Annie nachyliła się, żeby go złapać,
zachwiała się i spadła z łóżka.
Tom podbiegł do Edny, bojąc się, aby starsza kobieta nie upuściła z
wrażenia Hannah na podłogę.
- Dziękujemy pani bardzo - mówił Tom, biorąc dziewczynkę na ręce.
- Co tu się dzieje, co tu się dzieje... - szeptała Edna.
Annie siedziała na podłodze, zatykając uszy, gdyż szczekanie psów stało
siÄ™ nie do wytrzymania.
Zaczyna się pierwszy dzień jej małżeństwa.
Może niepotrzebnie się martwię, pomyślała. Może wszystko się ułoży?
- Proszę się o nic nie martwić. - Tom odprowadził panią Harris do drzwi. -
Na pewno damy sobie radÄ™. Mamy wszystko, co potrzeba.
Czy aby na pewno? - pomyślała Annie.
- 111 -
S
R
ROZDZIAA DZIESITY
Minęły dwa miesiące i wątpliwości Annie nie zmalały.
Kto wie, może nawet z dnia na dzień rosły?
Pod pewnymi względami jej życie zmieniło się nie do poznania. Zdobyła
się na odwagę, nosiła nowe stroje, a nawet kupiła trochę nowych. I z tego
choćby powodu czuła się zupełnie inaczej.
Poza tym jednak nie zmieniło się nic.
Równie dobrze moglibyśmy być trzydzieści lat po ślubie, myślała sobie
czasem. Tom traktował ją jak bliskiego sercu domownika, jak przyjaciela, a gdy
byli w szpitalu, jak cennego współpracownika.
W nocy było wszystko inaczej, ale tylko w nocy. Gdy nadchodził ranek,
stawali się niezależnymi od siebie i żyjącymi osobno istotami.
Dziewczyny nie zaprzątały teraz Tomowi głowy, więcej czasu mógł więc
spędzać w szpitalu. Annie także nie zaprzątała jego uwagi. Każdą wolną chwilę
poświęcał Hannah, nie prosząc nigdy żony, by pobyła razem z nim. A zresztą,
gdy miała wolny czas, on miał wtedy dyżur, i na odwrót.
Było to dziwne małżeństwo!
Dobrze chociaż, że się nie kłócili, a w nocy, jeżeli tylko chorzy nie
zatrzymali jednego z nich w szpitalu, Annie mogła się schronić w jego
ramionach, odgrywając rolę żony.
Bo rano wszystko się kończyło i Tom przestawał być jej mężem, wracając
do roli przyjaciela i kolegi.
Wpuszczał ją do swej sypialni, ale na tym kończyła się jego wiedza na
temat małżeństwa, Annie zaś nie miała odwagi podjąć rozmowy na ten temat.
Nie chciała być natrętna i bała się, żeby Tom nie zaczął mieć jej dość.
Marzyła, by było lepiej, i wierzyła, że będzie lepiej. Coraz bardziej
kochała swego męża, a Hannah, Tiny i Hoof stali się częścią jej życia. Tom
jednak ciągle zachowywał dystans. Rozmawiał z nią o Hannah, dzielił się
- 112 -
S
R
uwagami na temat pracy w szpitalu, nigdy jednak nie opowiadał, co myślał i
czuł.
- Daj mu trochę czasu - powiedziała Helen, widząc, jak Annie spogląda
przez okno oczami pełnymi łez na szalejące psy i Toma, który bawił się na plaży
z Hannah.
- Czasu...
- On nie wie po prostu, co to jest małżeństwo - westchnęła Helen. - Ale
siÄ™ dowie.
- A skÄ…d ty to wiesz?
- Może byś do nich poszła? Zawołam cię, jeśli będziesz potrzebna.
- Kiedy on wcale mnie tam nie potrzebuje.
- Ale...
- Udałby, że się bardzo cieszy - mówiła Annie ze smutkiem - a następnym
razem i tak by mnie nie zaprosił.
Zrezygnowana wzruszyła ramionami i wyszła. Dobrze chociaż, że mam
pracę, którą kocham, pomyślała. Z daleka na korytarzu zobaczyła Kylie
Manning, która ćwiczyła chodzenie z pomocą kul.
- Zwietnie ci idzie! - zawołała i postanowiła porozmawiać z panią
Manning.
Kylie od tygodnia była z powrotem w Bannockburn. Operacja w
Melbourne udała się znakomicie i za parę dni dziewczynka miała zostać
wypisana ze szpitala.
- Przenoszę się z Kylie do mieszkania w mieście - opowiadała Betty,
dotykając blizny na twarzy. - Mam już dosyć, i chyba się boję. Bóg raczy
wiedzieć, co by się jeszcze mogło stać.
- Czy mąż panią bił? - spytała Annie.
Betty pobladła i to starczyło Annie za odpowiedz.
- Może powinna pani wziąć adwokata? - zaczęła Annie. - Nie
musiałybyście się wtedy wyprowadzać. - Wiedziała, że Manningowie mieli
- 113 -
S
R
ogromny dom, stajnie, osiem hektarów żyznej ziemi, basen i korty tenisowe. -
To Rod powinien poszukać sobie mieszkania.
- Nie chcę - odrzekła Betty bezbarwnym głosem. - Na całej posiadłości
ciążą długi hipoteczne. Zawsze się tam czułam nieswojo. A zresztą myślę, że
łatwiej mu będzie znieść rozwód, gdy nie będę o nic prosiła. Zabrałam z domu
tylko kilka pamiątek rodzinnych. Najważniejsze, że znalazłam pracę w agencji
nieruchomości, prawie cały etat. Pan Howith obiecał dawać mi urlop w czasie
szkolnych wakacji. To właśnie on i jego żona pomogli mi znalezć mieszkanie.
Są dla mnie bardzo mili, z ich pomocą jakoś przeżyjemy.
- Rozpocznie pani zupełnie nowe życie. - Betty i Annie drgnęły, słysząc
głos Toma, który podszedł do nich niespodziewanie, trzymając na ręku Hannah.
- Wiem, panie doktorze - uśmiechnęła się niepewnie Betty - ale trochę się
boję. Rod bił nas, mnie i Kylie. Zdarzało się to tylko wtedy, kiedy był pijany, i
zawsze potem nas bardzo przepraszał, tylko że on bardzo często był pijany.
Kiedyś myślałam, że pieniądze i pozycja bardzo się w życiu liczą, ale teraz już
wiem, że nie ma nic gorszego od małżeństwa, w którym nie ma miłości.
- No tak - przytaknÄ…Å‚ niepewnie Tom, rzucajÄ…c spojrzenie na Annie, a
potem odwrócił od niej wzrok. - A czy Rod będzie widywał Kylie?
- Jeżeli tylko będzie chciał, ale do tej pory jeszcze nas nie odwiedził.
Musiałam go szukać po przyjezdzie z Melbourne, żeby mu powiedzieć o swojej
decyzji. Nie chcę, żeby Kylie rosła bez ojca, ale jeśli będzie ją chciał widywać,
poproszę w sądzie, żeby mu zakazano wizyt, kiedy jest pijany. Może wszystko
się jakoś ułoży. - Próbowała się uśmiechnąć. - Rod to przemiły człowiek, kiedy
jest trzezwy, trzeba mieć więc nadzieję. A na razie szykujemy przyjęcie urodzi-
nowe dla Kylie. W przyszły piątek wraca do domu, a w sobotę zapraszamy
gości. Skończy wtedy sześć lat. No i chciałyśmy też państwa zaprosić...
Nadeszła właśnie Kylie, która jeszcze z trudem pokonywała odległości.
Matka pogłaskała jej lśniące rude włosy i dodała:
- I proszę koniecznie zabrać z sobą Hannah.
- 114 -
S
R
- Panno Manning - Tom skłonił się przed Kylie - dziękuję za zaproszenie
w imieniu mojej córki i obiecuję ją przynieść. O której mam przyjść?
Mam przyjść...
Betty spojrzała niepewnie na Annie.
- Myślałam... to znaczy spodziewałam się, że przyjdą państwo oboje.
- W soboty po południu Annie ma dyżury - wyjaśnił Tom. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.pev.pl