[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pani.
Kobieta poczerwieniała.
 A& a& jak długo zamierza pani tu zostać?
Kolejna osoba, która jej tu nie chce. No trudno, jej problem.
 Jakiś czas na pewno. Nic zamierza mnie tu zameldować.
Warto było skłamać, żeby zobaczyć przerażenie na twarzy sąsiadki.
 O nie, nie, porozmawiam o tym z pani siostrą&
Wścibska stara torba zaczynała naprawdę działać jej na nerwy.
 O co pani chodzi, do cholery?
 Hałasy w środku nocy są stresujące dla osób mieszkających samotnie, moja panno.
 A kto może się tu dostać, pani zdaniem? Chronią panią trzy zamki i kod.  Beth zmierzyła
kobietę wzrokiem.  Poza tym, szczerze mówiąc, nie sądzę, żeby akurat pani miała się czego
obawiać.
Pani Downs cofnęła się w głąb mieszkania.
 Widzę, że nasza rozmowa jest bezcelowa. Porozmawiam z Nicolą. Ona jest znacznie
bardziej sympatyczna.
Cóż za odkrycie, pomyślała Beth. Gapiła się na staruchę, dopóki tamta w końcu nie
zamknęła drzwi. Potem lekko się uśmiechnęła. Ta krótka wymiana zdań poprawiła jej nastrój
na resztę wieczoru.
Zabrzęczała kluczami jeszcze kilka razy, zanim w końcu otworzyła drzwi mieszkania.
Położyła laskę na oparciu kanapy i usiadła. Rozmasowała kolano. Kiedy było zimno, noga
nie dawała jej żyć.
Sięgnęła po kapcie stojące na brzegu kanapy. Były zrobione z miękkiej, gładkiej, brązowej
skóry i wyłożone w środku jedwabistym, ciepłym futerkiem. Zdjęła swoje botki na płaskim
obcasie i wsunęła stopy w drogie kapcie. Nie należały do niej, ale wiedziała, że Nicola się
nie obrazi. Zawsze dzieliły się wszystkim  jak to blizniaczki.
Wstała i potrząsnęła nogą, aby pozbyć się bólu.
Lekko zastukała do drzwi Nicoli. Cisza. A czego się spodziewała? Oczywiście, jej siostry 
zdziry nie było w domu. Tańcowała i świeciła tyłkiem dla pieniędzy.
Beth otworzyła drzwi i weszła do pokoju. Za każdym razem gdy go widziała, zapierało jej
dech w piersiach. O takim pokoju marzyły z siostrą, leżąc obok siebie w Crestwood.
Ich łóżka miały mieć dopasowane różowe narzuty i poduszki, i baldachimy obrębione
piękną koronką. Marzyły o szafie, magicznej jak w książkach o Narnii, pełnej pluszaków
i śnieżnych kul. Na wezgłowiach obu łóżek miały wisieć lampki choinkowe. Ich wyśniona
sypialnia była magiczna, lekka i pełna przedmiotów należących tylko do nich. Miały tam
zasypiać, bawiąc się w teatrzyk cieni.
Beth weszła w głąb pokoju. Przesunęła dłonią po półce nad kominkiem i natrafiła na
siedzącego na jej skraju samotnego brązowego misia. Otworzyła drzwi do garderoby i weszła
do środka.
Ubrania, bielizna i buty Nicoli były starannie poskładane i posortowane według kolorów.
W dwóch szufladach znajdowała się biżuteria. W jednej z nich leżały drogie, delikatne cacka,
wciąż w oryginalnych opakowaniach. Beth zauważyła na jednym napis Cartier, na dwóch  De
Beers. Druga szuflada mieściła bardziej odważne, cięższe ozdoby. Beth domyśliła się, że
Nicola nosiła je w pracy. Szybko zasunęła szufladę i poszła dalej. Nie lubiła myśleć o tym,
czym zajmowała się jej siostra.
Pomiędzy szafami na ubrania i buty stała toaletka, z pojedynczym sznurem bezbarwnych
lampek choinkowych zawieszonym na lustrze.
Beth wróciła do sypialni i usiadła na łóżku z czterema kolumnami. Pokój był godny
księżniczki, tak jak to wymarzyły. Przysięgały sobie, że właśnie w takim miejscu będą żyły
razem do końca swoich dni.
Obie śniły o takim pokoju. Ale teraz stało w nim tylko jedno łóżko.
Dla tej z sióstr, która miała wszystko.
Jednak to nie zamożność Nicoli przeszkadzała Beth najbardziej, a jej niezdolność do
przyznania się do tego, co zrobiła. Jej blizniaczka wypierała się przeszłości w żałosny sposób,
który z każdym dniem budził w Beth coraz większy gniew. %7ładne przeprosiny nie mogły tego
wynagrodzić.
Tym, co zrobiła, Nicola zniszczyła ich szanse na wspólne życie  a jednak uparcie
twierdziła, że nie wie, o co chodzi.
 Nie rozumiem, dlaczego mnie nienawidzisz. Nie wiem, co zrobiłam. Nie wiem, czym cię
zraniłam , i tak dalej  wypierała się wszystkiego bez końca.
Nicola mogła mówić co chciała, jednak Beth wiedziała swoje.
W głębi serca jej siostra znała prawdę.
ROZDZIAA 17
 Jezu, Bryant, stój spokojnie!
Mężczyzna przestępował z nogi na nogę. W nocy temperatura spadła do minus trzech stopni,
a zimno z przemarzniętej ziemi przenikało przez podeszwy butów i przesączało do kości.
Chuchnął w złożone dłonie.
 Nie wszyscy tutaj są zrobieni z tytanu, a zimno jest jak w psiarni.
 Wez się w garść  poleciła Kim, obserwując teren przed sobą.
Działka miała wielkość boiska piłkarskiego. Wznosiła się łagodnie w kierunku szpaleru
drzew, który wyznaczał północny kraniec osiedla komunalnego. Po jego zachodniej stronie
biegła droga oddzielająca go od krematorium w Rowley Regis. Przy drodze, na południowym
krańcu działki, za przystankiem autobusowym i latarnią, znajdowały się pozostałości dużego
budynku. Jego górne piętro wychodziło na rząd szeregowców po drugiej stronie ulicy, dolne
zasłonięte było dwumetrowym płotem szczelnie okalającym budynek.
Stone zerknęła na zachód i pokręciła głową. Widok na krematorium był dokładnie tym,
czego potrzebowały porzucone, maltretowane i zaniedbane dzieci. Bezduszność systemu
czasem ją przerażała. Budynek był wolny  i nic poza tym się nie liczyło.
Westchnęła i posłała całusa w kierunku grobu Mikeya za zasłoną mgły skrywającą
wszystko, co było od nich oddalone o więcej niż sześćdziesiąt metrów.
Na skraju działki zatrzymało się volvo kombi. Kiedy Stone podeszła do samochodu,
wysiadł z niego profesor Milton w towarzystwie dwóch mężczyzn.
 Pani detektyw, miło znów panią widzieć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.pev.pl