[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jacob tylko sobie z niÄ… pogrywa, czy sprawdza, jakÄ… jest kobietÄ…. Wiedzia-
ła, że mnóstwo innych pań nie miałoby nic przeciwko przelotnej przygo-
R
L
dzie z atrakcyjnym partnerem. W końcu w dzisiejszych czasach przygoda
na jedną noc albo seks między przyjaciółmi to nic nadzwyczajnego. Ale
ona nie była taka.
- Rufus, idziemy do domu! - zawołała.
Rufus podniósł się z podłogi i, machając ogonem, usiadł u stóp Jacoba,
wpatrujÄ…c siÄ™ w niego z uwielbieniem.
Fran miała ochotę przewrócić oczami. Skrzyżowała ręce i kiwnęła kar-
cÄ…co na psa.
- Zdrajca.
Jacob zmierzwił kundlowi sierść i zadzwonił kluczykami.
- Pojedziemy radiowozem.
Wpuścił Rufusa na tylne siedzenie i zajął miejsce za kierownicą.
- Urządziłem w domu siłownię. Mam sprzęt, który pomoże ci wzmoc-
nić mięśnie. Kilka lat temu złamałem nogę w pościgu samochodowym.
Mógłbym przygotować dla ciebie program.
Ich spojrzenia spotkały się na moment, po czym Fran powróciła do
beznamiętnego studiowania przedniej szyby.
- Pomyślę - stwierdziła sztywno.
- Dobrze - odparł. Włączył silnik i ruszył, wzbijając spod opon fontan-
nę żwiru.
R
L
ROZDZIAA SZÓSTY
Podróż trwała zaledwie kilka minut. Kiedy Jacob wjeżdżał na podjazd
przed domem, poinformowano go przez radio o wypadku tuż za granicami
miasta.
- Jest ze mną doktor Nin - odpowiedział i zerknął na Fran. - Masz jesz-
cze tę torbę ze sprzętem?
- Jest w domu - odparła Fran, czując, jak nerwy napinają się jej jak po-
stronki.
Byle nie wypadek, z miejsca którego zbiegł sprawca. Byle nie reani-
macja na poboczu i bez wsparcia. Nie była w stanie tego zrobić. Musi Jaco-
bowi o tym powiedzieć. Teraz, zaraz. Wstanie i powie, jaki z niej tchórz,
nieudacznik i kłębek nerwów...
- Będziemy za dziesięć minut - rzucił. Zanim Fran zdążyła odpiąć pasy,
Jacob wysiadł z auta i był już przy drzwiach wejściowych do domu jej sio-
stry. Zmusiła chorą nogę do wysiłku i pędem wpadła do środka, popychając
przed sobÄ… Rufusa.
Kiedy, zabrawszy torbę, wsiadła z powrotem do radiowozu, wzięła
głęboki oddech. Jacob przycisnął gaz do dechy. Tylko spokojnie, tylko
spokojnie, powtarzała sobie.
R
L
Starała się nie stracić panowania nad sobą. Kilka lat wcześniej podczas
szkolenia ćwiczyła na pozorantach pacjentach, jak postępować z ofiarami
wypadku.
W szpitalu miała do czynienia z tysiącami różnych przypadków, ale
zawsze miała asystę i sprzęt pod ręką. Opatrzenie prawdziwego pacjenta na
poboczu drogi będzie dla niej rzeczywistym sprawdzianem. Załoga karetki
to ochotnicy, a nie zawodowi ratownicy. Małych miejscowości w rodzaju
Pelican Bay nie stać na pełnoetatową obsadę.
Fran wiedziała, że będzie musiała przejąć dowodzenie akcją ratunkową
i na samą myśl o tym kuliła się z przerażenia. W jakim stanie będzie ofiara?
Wypadek może oznaczać wszystko: potrącenie z minimalnymi obrażeniami
albo silne uderzenie z odrzuceniem człowieka na znaczną odległość. W
głowie pojawiły się jej różne scenariusze wydarzeń, a każdy podsycał w
niej panikę. Brakowało jej doświadczenia w takich sytuacjach. Nadal prze-
żywała własną trau-mę - jakim sposobem może poradzić sobie z czyimś
cierpieniem? A jeżeli znowu będzie miała pustkę w głowie? Jacob jest
kompetentnym policjantem, ale nie poradzi sobie z ofiarą, jeżeli Fran się
rozsypie.
Zacisnęła pięści i starała się przygotować na to, co zastanie na miejscu
wypadku.
Karetka dotarła pierwsza. Wypadek miał miejsce na Rainbow Creek
Road, mniej więcej piętnaście kilometrów od granic Pelican Bay. Dwoje
ochotników spojrzało w stronę radiowozu z wyrazną ulgą.
- Poważny uraz głowy i złamana noga - odezwała się ochotniczka, ko-
bieta w średnim wieku. - Ledwo oddycha. Mick usiłuje podać mu tlen.
R
L
Fran wzięła uspokajający oddech i szybko oceniła sytuację: mężczyzna
około pięćdziesiątki, udo pod kątem prostym, ciemnoczerwona krew z rany
na głowie, słaba praca płuc.
- Podaj mi kołnierz szyjny - powiedziała Fran do Karen, ochotniczki.
Założywszy ofierze kołnierz, poprosiła o przygotowanie worka samo-
rozprężalnego. Szybko nałożyła rękawiczki i gogle. Jacobowi kazała zrobić
to samo. Patrzył z góry na ofiarę z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
- Sierżancie Hawke... Otrząsnął się z odrętwienia.
- Włóż rękawiczki - powtórzyła. -I gogle. Krew może bryzgać. Karen,
Mick, wy również.
Założyła pacjentowi maskę, a następnie umieściła w tchawicy rurkę in-
tubacyjną i podała tlen. %7ładnej reakcji. Drogi oddechowe nie były zablo-
kowane, a mimo to pacjent nie oddychał.
- Wyprostuj mu nogę - poleciła Mickowi. Jacob, z pomocą Micka i Ka-
ren, ułożył mężczyznę na desce ortopedycznej, podczas gdy Fran pilnowała
unieruchomionej kołnierzem szyi. Kiedy pacjent znalazł się na plecach,
Fran zorientowała się, że ofiara otrzymała uderzenie w krtań, która naj-
prawdopodobniej została zmiażdżona. Intubacja nie na wiele się zda.
- Muszę mu zrobić konikotomię - oznajmiła, sięgając po skalpel. Opa-
nowała drżenie rąk. Robiąc nacięcie, walczyła z brakiem pewności siebie. -
Mick, wentyluj go, a ja posłucham płuc - zarządziła.
- E... to mój pierwszy raz - odparł chłopak i zaczerwienił się. - Nie
wiem, czy potrafiÄ™.
Fran przeniosła wzrok na kobietę.
R
L
- Niech lepiej sierżant to zrobi - skrzywiła się Karen. - My nie mamy
doświadczenia. Jack ma w tym tygodniu wolne, a Hamish wyjechał z mia-
sta. Tylko my zostaliśmy pod ręką.
- Dobra, sierżancie. - Zanim zdążyła mu wytłumaczyć, co ma robić, on
już zabrał się do rzeczy z zawodową precyzją. Zrozumiała, że mechanicz-
nie reagował w sytuacjach kryzysowych. - Okej. - Wzięła kolejny głęboki
oddech, sięgnęła po stetoskop i zwróciła się do Karen: - Rozetnij mu koszu-
lÄ™.
Następnie pochyliła się nad klatką piersiową ofiary i wsłuchała się. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.pev.pl