[ Pobierz całość w formacie PDF ]

twój temat, ale chyba zdajesz sobie sprawę, co mogłem pomyśleć o twojej przeszłości.
Wybacz, że oskarżyłem cię o zastawianie na mnie sideł. Powinienem od razu wiedzieć,
że nigdy nie wrobiłabyś mnie w dziecko, którego oboje nie chcemy. Przepraszam za mo-
ją głupotę. Zapomnijmy o tym nieporozumieniu. Wróćmy do poprzedniej relacji. Szef i
ceniona pracownica.
Potrząsnęła głową. Jej oczy miotały błyskawice. Na jej twarzy malowała się ledwo
hamowana wściekłość. Innych emocji nie umiał rozszyfrować. Odraza? %7łal?
- Nigdy więcej nie będę dla ciebie pracować. Boże, miej w opiece każdą kobietę,
która będzie na tyle głupia, żeby stracić dla ciebie głowę. Skończyłam z tobą, Rafaelu.
Nie chcę cię więcej widzieć. Odchodzę.
R
L
T
ROZDZIAA SZÓSTY
Szesnaście miesięcy pózniej
W Key West zaczynał się wiosenny sezon. W cukierni wrzało jak w ulu. Turkuso-
we morze i przycumowany do nabrzeża statek wycieczkowy lśniły skąpane promieniami
rozjarzonego słońca. Niedawno minęło południe, a już prawie wszyscy pasażerowie
wstąpili do Louisy po słodycze. Raz po raz zerkała zza lady na białego luksusowego ol-
brzyma, widocznego przez witrynę, nad którą wisiał napis:  Cukiernia u Greyów".
Kiedy sześcioosobowa rodzina odeszła od kontuaru z rękami pełnymi pączków i
ciasteczek, Louisa z przepraszającym uśmiechem zwróciła się do ostatniego klienta w
kolejce.
- Dzień dobry. Przepraszam, że tyle to trwało...
Dopiero wtedy przyjrzała się uważniej czekającemu na swoją kolej mężczyznie. Z
wrażenia wstrzymała oddech i wypuściła z dłoni szczypce, które z głośnym szczękiem
upadły na ziemię.
- Witaj, Louiso. Jak siÄ™ masz?
Patrzyła na niego, niezdolna wykrztusić słowa.
Minęło prawie półtora roku, odkąd zostawiła w Stambule tego samolubnego bez-
dusznego drania, który nie chciał ani żony, ani dziecka. A teraz patrzył na nią tymi sa-
mymi szarymi oczyma, jakie odziedziczył po nim jego syn, który miał już prawię osiem
miesięcy. Spał teraz z maleńkim biurze na zapleczu. Syn, o którego istnieniu Rafael nie
wiedział.
Przesunęła się nieco w prawo, by zasłonić widok na drzwi do biura. Skąd Rafael
wziął się na Florydzie? Czyżby dowiedział się o Noahu?
- Co ty tu robisz? - wyrzuciła z siebie.
- Nie cieszy cię mój widok, więc to nie ty wysłałaś mi list. A już miałem nadzieję. -
Podrapał się po głowie z zakłopotanym uśmiechem.
- List? - Wstrząśnięta schyliła się po szczypce i wrzuciła je do zlewu pełnego wody
z płynem do mycia naczyń.
R
L
T
Oparła się o zlew, zacisnęła powieki i zrobiła kilka głębokich wdechów.
- Niezupełnie list. To była ulotka reklamująca twoją cukiernię. Ktoś przysłał ją do
mojego biura w Paryżu.
Ciarki przeszły jej po plecach. Wiedziała, komu zawdzięcza tę  przysługę". Prze-
klęta Katie! Poczuła nagły strach.
Tylko spokojnie, powiedziała sobie w duchu. Nie masz się czego bać.
Rafael Cruz nie był już ani jej pracodawcą, ani kochankiem. To była jej cukiernia.
Jej i siostry. Gdyby zechciała, mogłaby wyrzucić go na ulicę!
Nie miał już nad nią żadnej władzy.
Wiedziała, że to nieprawda. Pomyślała o dziecku śpiącym na zapleczu. Gdyby
wiedział o Noahu...
Odwróciła się, by spojrzeć mu prosto w oczy.
Poczuła niewymowną ulgę. Nie wiedział. Nie mógł wiedzieć. Gdyby było inaczej,
nie patrzyłby na nią tak przyjaznie i serdecznie.
- Czego chcesz, Rafaelu? - Nigdy więcej nie zwróci się do niego  panie Cruz".
- Brakowało mi twojego ciasta czekoladowego. Oczywiście, zapłacę za nie.
Wróciły do niej tamte słowa.  Musiałabyś zapłacić". Uniosła podbródek.
- Mówiłam, że nie chcę cię więcej widzieć. Chyba wyraziłam się jasno.
- Tak, ale kiedy dostałem ulotkę, poczułem, że chcę cię zobaczyć. Możemy pójść
gdzieś porozmawiać?
Jego uśmiech zmiękczyłby serce każdej kobiety. Każdej, ale nie jej. Nigdy więcej.
Rzuciła mu gniewne spojrzenie, po czym z szerokim uśmiechem zwróciła się ku nowemu
klientowi, który właśnie wszedł do cukierni. Rafael czekał z niezwykłą dla niego cierp-
liwością, póki mężczyzna nie wyszedł z torbą pełną pączków. W końcu się doczekał.
- Nie mam ci nic do powiedzenia. Wyjdz stąd - zwróciła się do niego chłodno.
- Musiałem cię znalezć. Chciałem cię przeprosić.
On ją przepraszał.
- Nie musisz mnie za nic przepraszać. Cieszę się, że odeszłam. Moje życie naresz-
cie wygląda tak, jak powinno. Oddałeś mi wielką przysługę.
R
L
T
Po wyjezdzie ze Stambułu wróciła do Miami. Tam ze zdumieniem odkryła, że Ka-
tie jest wdową, mieszka w przyczepie i z trudem utrzymuje swoją pięcioletnią córkę.
Uściskom i łzom nie było końca. Teraz znów były siostrami. Rodziną.
- Naprawdę? - spytał z żalem.
Pokiwała głową. Oszczędności włożyła w otwarcie cukierni w Key West. Ta cu-
kiernia była nie tylko rodzinnym biznesem. Wkładały w nią całe swoje serce. Nawet ma-
ła siostrzenica, która chodziła teraz do pierwszej klasy, pomagała im w miarę swoich
możliwości. Siostry mieszkały z dziećmi w niewielkim mieszkaniu nad cukiernią.
Wiodła teraz szczęśliwe życie. Miała rodzinę i przyjaciół, robiła to, co kocha, na
własny rachunek. A jeśli czasem zdarzało jej się śnić nocą o Rafaelu - cóż z tego? Nie
chciała go. Lepiej jej było bez niego.
- Odkąd wyjechałaś ze Stambułu, nie ma dnia, żebym nie żałował swojego zacho-
wania. Nie powinienem być taki podejrzliwy.
- Zapomnij o tym.
- Nie mogę. Oskarżyłem cię, że próbowałaś złapać mnie na ciążę. Ciebie! Powinie-
nem wiedzieć, że ty nigdy byś tego nie zrobiła. - Westchnął i palcami odgarnął włosy do
tyłu.
Ukradkiem zerknęła w stronę biura, gdzie spał Noah. Słyszała jego oddech. Nie-
długo obudzi się głodny. Katie pojechała po córeczkę do szkoły. Lada chwila wróci, by
zastąpić ją za ladą. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.pev.pl