[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ciec. - Siedmioro... przepraszam, ośmioro dzieci zawsze dostarcza rozrywki, nawet
gdy są już dorosłe. Kiedyś sam się o tym przekonasz.
Czy rzeczywiście? Trzy miesiące temu perspektywa ojcostwa była mu zupeł-
nie obca. Fałszywy alarm o ciąży Celeste otworzył mu oczy. Nadal jednak nie wi-
dział siebie w roli męża i ojca. Po prostu go to przerażało.
- Jaka była moja matka? - spytał Ben.
Musiał poznać prawdę.
- Była dobrą kobietą, przywiązaną do niezależności i własnego zdania. Po-
dziwiałem jej odwagę. - Wzruszył ramionami. - Nie było nam pisane bycie razem.
Ben czytał między wierszami.
- Nie zgadzaliście się ze sobą. - Podobnie jak czasem on i Celeste.
- Ben, twoja matka i ja sądziliśmy, że jesteśmy w sobie zakochani. Byliśmy w
błędzie. Jednak w każdym, nawet najlepszym małżeństwie, można się ze sobą nie
zgadzać. To normalne. Dopiero sposób radzenia sobie z problemami decyduje o
powodzeniu zwiÄ…zku.
Ben przekonał się dziś, że to skuteczna strategia, aby rodzina była szczęśliwa.
Bycie dobrym ojcem nie jest łatwe. To wielka odpowiedzialność. Trzeba łagodzić
konflikty i umieć przyznawać się do błędu. Nie wstydzić się uczuć. Mieć odwagę
wyznać miłość innym, a przede wszystkim osobie, która liczy się najbardziej...
I zrobić to, zanim będzie za pózno.
S
R
ROZDZIAA DWUNASTY
Celeste podniosła wzrok znad kontuaru i serce omal nie wyskoczyło jej z
piersi. Zadrżała jej ręka i długopis spadł na podłogę.
- Ben... co tu robisz?
- Muszę z tobą porozmawiać - oznajmił stanowczo.
- Powiedziałam ci już dwa dni temu... - urwała. Czując gulę w gardle, dodała:
- Chcę, żebyś się trzymał ode mnie z daleka.
- Nie mogę - rzekł cicho. - I nie sądzę, żebyś naprawdę tego chciała.
Pewność siebie w jego wzroku... pokusa... Zmusiła się do stanowczości. Nie
przeżyje jeszcze jednej potyczki z nieodpartym urokiem Bena.
- Nie ma znaczenia, czego chcę. - Po prostu tego potrzebuję - zapomnieć
wreszcie o tym cudownym romansie.
Oczywiście nie żałowała czasu spędzonego z Benem, jakże mogłaby żało-
wać? Lecz w sobotę postawił sprawę jasno - ich związek nie miał przed sobą przy-
szłości. Jeśli Celeste teraz ustąpi, równie dobrze może mu otwarcie powiedzieć, że
wystarcza jej rola jego kochanki. Staroświeckie określenie, ale znakomicie pasowa-
ło do sytuacji, która mu pasowała: żadnych więzów, żadnych kłopotów. Tylko do-
bra zabawa, w której oczywiście główną rolę odgrywał udany seks. Jak się jednak
przekonała, udany seks miewał czasem konsekwencje.
Poczuła na karku jego ciepły oddech.
- Spędziłem wczoraj trochę czasu z rodziną i podjąłem ważną decyzję. Po-
trzebujesz mnie, Celeste. A ja potrzebujÄ™ ciebie.
- Mam dla ciebie wiadomość, Ben - wycedziła przez zaciśnięte zęby. - Seks to
nie wszystko.
- Nie mówię o seksie - odrzekł, przygładzając sobie włosy. - To znaczy, nie
tylko o tym.
Westchnęła. Nic się nie zmieniło.
S
R
- Proszę, odejdz - rzuciła. - W przyszłym tygodniu otwieram sklep i jestem te-
raz bardzo zajęta.
Musiała się skupić na nowej firmie i znalezieniu swojego miejsca w świecie,
nie chciała tracić czasu na złotoustego playboya, który miał na wszystko odpo-
wiedz, ale bał się jak ognia wszelkich zobowiązań.
- Celeste, dużo o nas myślałem. Ostatnio niewiele spałem, rozważając
wszystkie aspekty naszego zwiÄ…zku.
- Nie istnieje coś takiego jak nasz związek - odparła.
- Za każdym razem dochodziłem do jednego wniosku - mówił dalej, ignorując
jej słowa. - Chcę być z tobą. Chcę się z tobą ożenić. - Wzruszył ramionami i
uśmiechnął się do niej. - To proste.
Oszołomiona Celeste nie odrywała od niego wzroku. W jej głowie kotłowały
się poplątane myśli. Czekała na jego wybuch śmiechu, ale wyglądało na to, że mó-
wił poważnie.
Więc to nie żart?
Czy to oświadczyny mężczyzny, który przed kilkoma dniami wpadał w pani-
kę na myśl o małżeństwie? Coś tu się nie zgadzało.
Chyba że...
Otrząsnęła się z oszołomienia.
- To siÄ™ nie uda.
- Co się nie uda? - spytał ze zdumieniem.
- Fałszywe oświadczyny tylko po to, żeby zaciągnąć mnie z powrotem do
łóżka.
Zmarszczył brwi. Był naprawdę dobrym aktorem, udało mu się nawet przy-
brać obrażoną minę.
- Nie taki miałem zamiar.
Czyżby? Czy powiedział kiedyś, że ją kocha? Można chyba założyć, że to
ważne słowa, kiedy mężczyzna prosi kobietę, by spędziła z nim resztę życia. Jeśli
S
R
tak długo się nad tym zastanawiał, gdzie jest zaręczynowy pierścionek? To była
gra, wygląda na to, że Benton Scott był gotów na wszystko, by znowu zagościć w
jej sypialni. No cóż, przykre, że go szybko zdemaskowała.
Skrzyżowała ramiona na piersi, czując tępy ból.
- Zatem doznałeś objawienia?
- Jeśli tak chcesz to nazwać - odrzekł z powagą.
Nazwałaby to jednak inaczej. Zwodzeniem. Uwodzeniem.
- Przykro mi, ale nie jestem przekonana. - Nie pozwoli mu się już więcej na-
brać.
Ruszył do niej, wyciągając ramiona.
- Celeste...
Ona także wyciągnęła ramiona, chcąc go jednak powstrzymać.
- Poprosiłam, żebyś mnie zostawił. - Głos jej się załamał. - Czy nie masz dla
mnie choć tyle szacunku? - Jej nadzieje już raz legły w gruzach. Nie chciała tego
więcej przeżywać.
Patrzył na nią długą chwilę. Wreszcie odetchnął z wysiłkiem.
- Muszę przyznać, że miałaś rację. Miałem wizję, czym powinna być rodzina,
ale byłem zbyt wielkim tchórzem, żeby ją wprowadzić w życie. Po części dlatego,
że widziałem, iż rzeczywistość nigdy nie dorośnie do moich wyobrażeń. Wczoraj
przekonałem się, że nie potrzebuję jakiejś wyidealizowanej doskonałości. Chcę co-
dziennie pracować nad tym, co jest dla mnie najważniejsze na świecie.
Chyba nie mówił o niej? Splotła ciaśniej ramiona. Nie podda się urokowi jego
zniewalających błękitnych oczu.
- Przychodzi mi na myśl kilka rzeczy, które tyle dla ciebie znaczą.
- Na przykład PLM? - spytał.
Skinęła głową. Wówczas wręczył jej grubą brązową kopertę.
- Co to jest?
- Dokumenty potwierdzajÄ…ce przekazanie firmy tobie.
S
R
- Czy to jakiś żart? - spytała nieufnie.
- Nie będę udawał, że ta decyzja była dla mnie łatwa... Praca w PLM szalenie
mi się podobała. Ale ta firma znaczy dla ciebie o wiele więcej niż dla mnie.
Serce waliło jej jak młotem. Nie mówił poważnie. To niemożliwe.
- Nie mogę tego przyjąć - rzekła, odsuwając kopertę.
- Wez ją, nawet jeśli zdecydujesz się pózniej sprzedać firmę - odparł.
W ustach zaschło jej z wrażenia. Starała się to wszystko zrozumieć.
- Ale przecież... włożyłeś w PLM mnóstwo pieniędzy.
- Nie chodzi o pieniądze. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.pev.pl