[ Pobierz całość w formacie PDF ]

głową i krzyknął donośnie:
- Ahmad! Wiemy, że tam jesteś! Wychodz!
Ponieważ przez kilka długich chwil nic się nie
działo, Wade zamierzał powtórzyć to samo
w języku pasztu, lecz nim zdołał to zrobić,
usłyszeli Ahmada oraz tłumaczący jego słowa
na angielski głos Ismaela:
- Mamy wyjść, żebyś nas wystrzelał? Bie
rzesz nas za głupców?
- Zabijemy was, jeśli nie wyjdziecie.
- Nie boimy się śmierci, najważniejsza jest
święta zemsta i honor rodziny.
Tym razem odpowiedział Wade.
- Benedictowie wiedzą to i owo o honorze,
gdyż często walczyli w jego obronie. Dziwny to
jednak honor, który wymaga przelewania krwi
kobiet i dzieci.
- Nie śmiejcie nas pouczać. Jesteście głu
pimi Amerykanami, którzy nic nie wiedzą,
360 Bramy raju
a rozumieją jeszcze mniej. Nasi przodkowie
chodzili w jedwabiu i klejnotach, badali mate
matykę i ruch gwiazd, podczas gdy wasi czcili
drzewa i malowali sobie twarze.
- A jakie to ma teraz znaczenie? Staliście się
zgrają zacofanych pyszałków, którym się wyda
je, że mogą odwrócić bieg historii i odkurzyć
minioną świetność islamu. Chcecie zniszczyć
cywilizację zachodnią, bo inaczej musielibyście
przyznać, że za nią nie nadążacie. Mogę być
głupim Amerykaninem, ale jestem wolny, tym
czasem wy nawet nie wiecie, czym jest wolność,
dla was to puste słowo. Usprawiedliwiacie prze
moc i morderstwa, przekręcając naukę Mahome
ta, ale nie rozumiecie, że zabijanie bezbronnych
to żaden powód do chwały.
- Milcz!
- Co, prawda w oczy kole? - zadrwił Wade.
- Trudno. Ktoś wreszcie musiał to powiedzieć.
- Wade, przestań - zaprotestowała coraz
bardziej przerażona Chloe.
Owszem, igrał z ogniem, zdawał sobie z tego
sprawę, lecz pragnął zająć tego szaleńca roz
mową, by trzymać go z dala od Jake'a.
- Nie będę cię słuchał - Ismael przetłuma
czył odpowiedz Ahmada. - Mamy tu dość
materiałów wybuchowych, możemy wysadzić
cały ten pagórek i wszystkich dookoła. To
będzie nasz wspólny grób.
Jennifer Blake
361
- Ahmadzie, nie rób tego! - zawołała Chloe.
-Nie ma takiej potrzeby.
Wade chwycił ją za ramię, gdy próbowała
wyjść zza osłony krzewów. Podniosła na niego
wzrok, w jej oczach ujrzał jednocześnie grozę
i gniew, a potem wyszarpnęła się z jego uścisku.
Pozostali Benedictowie zaczęli powoli na
pływać w okolice pagórka z piwnicą, wszyscy
poruszali się ostrożnie i bezszelestnie. Wade
rozejrzał się i zauważył Adama.
- Dwóch zaszyło się w piwnicy. Co z pozo
stałymi?
- Jeden nie żyje, drugi złapany. Hopewell
przywiązał go do drzewa i pilnuje.
Wadę z aprobatą pokiwał głową. Na męża
Johnie, położnej, która przed południem nie
świadomie podwiozła Chloe do miasta, można
było liczyć.
- Są jakieś straty po naszej stronie? - in
dagował dalej.
- Postrzał w nogę.
- Mogło być gorzej. Zresztą, jeszcze może
być - dodał i szczegółowo wyjaśnił zaistniałą
sytuację Adamowi, pozostałym Benedictom
oraz Natowi, który właśnie wyłonił się z ciemno
ści i dołączył do nich.
- Nie ma tam pewnie żadnych okien? - od
gadł ten ostatni. - Można się dostać tylko przez
drzwi?
362 Bramy raju
- Dokładnie.
- Mimo to proponuję ich otoczyć. Jedna
grupa zamarkuje atak od tyłu, druga wedrze się
od frontu.
Wade zdążył już rozważyć tę opcję i odrzucić
ją zdecydowanie.
- Odpada, to zbyt niebezpieczne dla Jake'a.
Może zginąć.
- Masz inne wyjście? Albo ryzykujemy ży
ciem chłopca, albo wszystkich pozostałych.
Wade doszedł do tego samego wniosku, który
zresztą doprowadzał go do szału. Aż się w nim
zagotowało, ulżyłoby mu, gdyby mógł coś roz
walić lub komuś zdrowo przyłożyć.
- Nie podejmę podobnej decyzji.
- Ktoś musi - oznajmił nieubłaganie Nat.
- Nie - odezwała się Chloe. - Nikt nie musi.
Wade gwałtownie obrócił głowę w jej stronę.
- O czym ty mówisz?
- Ahmad wyjdzie, jeśli podsunie mu się
odpowiednią przynętę.
- Nie sądzę - uciął, gdyż domyślił się, do
czego zmierzała.
- Już raz udało się go zwabić.
- No i mamy to, co mamy.
Niecierpliwie potrząsnęła głową.
- Warto spróbować. Przyjechał tu ze wzglę
du na mnie.
- I na mnie.
Jennifer Blake
363
- Ty jesteś dopiero drugi na liście. Według
Ahmada to ja ponoszę winę za splamienie
honoru rodziny i za sprowadzenie Treeny na złą
drogę, dlatego w zamian za mnie być może da
się nakłonić do uwolnienia Jake'a albo nawet do
opuszczenia kryjówki.
- Nie! - wybuchnął Wade, lecz nie dodał nic
więcej, gdyż jej logiczne argumenty były nie do
odparcia.
Odpowiedziało mu niezgłębione spojrzenie.
- Nie masz wielkiego wyboru - rzekła Chloe
wypranym z emocji głosem. - Mogę poroz
mawiać z Ahmadem, czy wolisz zaoferować
mu wymianę Jake'a na któregoś z Benedictów,
jakbym nie miała żadnej wartości w porównaniu
z kimś z twojej rodziny?
ROZDZIAA DWUDZIESTY
Chloe w napięciu czekała na odpowiedz.
Zaraz się okaże, czy jej osoba i jej życie mają dla
Wade'a jakąkolwiek wartość.
- Skoro tak stawiasz sprawę, to tego ostat
niego nie mogę zrobić - oznajmił zimno. - W tej
sytuacji decyzja należy do ciebie.
Takiej właśnie odpowiedzi potrzebowała,
więc poczuła przypływ satysfakcji, a wraz z nią
siły i pewności siebie. Nie miała pojęcia, czy jej
się uda, ale musiała spróbować. Nawet jeśli plan
spali na panewce, to warto zaryzykować choćby
dla samej świadomości, że przez kilka krótkich
chwil liczyła się tyle samo, co któryś z Benedic-
tów. Postąpiła kilka kroków w stronę wejścia do
piwnicy.
- Ahmadzie, mój bracie, posłuchaj mnie!
- zawołała w pasztu. - Co mam rzec tym
Jennifer Blake 365
Amerykanom, zanim zginiemy? Przecież na
pewno masz im coś do powiedzenia.
- Nie potrzebuję takiej jak ty, żeby mówiła
w moim imieniu - padła pełna wzgardy od
powiedz.
- Ktoś musi, bo tobie brak daru wymowy.
Może niech Ismael coś powie, skoro ty nie
potrafisz?
- Ismael jest nikim, jest śmieciem, który
próbuje odkupić swoje winy.
- Zmieciem? Tylko ty tak uważasz. Ismael
jest mężczyzną. Miał żonę i spłodził dzieci,
kochał i był kochany. Jego imię przetrwa, a two
je zaginie.
- Zamilcz, suko!
Chloe usłyszała za plecami zdenerwowane
szepty. Benedictowie nie potrzebowali znać
pasztu, by usłyszeć gniew w głosie Ahmada, bali
się więc, czy Chloe nie rozdrażnia go niepo
trzebnie, narażając życie tylu osób. Oczywiście
nie miała gwarancji, że nie doprowadzi do
eksplozji, w której wszyscy zginą, ale bez jej
interwencji w ogóle byli bez szans.
- Mam nadzieję, że wiesz, co robisz - ode
zwał się cicho Wade, stając obok niej.
- Ja również. - Na chwilę zamknęła oczy,
starając się opanować. - Ahmad pewnie nic nie
zauważy, jeśli zaczniecie się wycofywać poje
dynczo lub po dwóch.
366 Bramy raju
- Wycofywać?
- Przynajmniej odsuńcie się na bezpieczną
odległość.
- Tobie to nie pomoże.
Nie odpowiedziała, tylko znowu zbliżyła się
o parę kroków do pagórka.
- Dla ciebie wszystkie kobiety to suki,
tak cię nauczyli mułłowie, wiem o tym od
Treeny. Wiem też od niej, jak bardzo się
nas boisz. Baba z ciebie, a nie wojownik!
Czy zabiłeś naszą siostrę, ponieważ to od
kryła?
- Zabiłem ją, by zmyć plamę na honorze!
- ryknął Ahmad. - I ty też zginiesz za pod
żeganie do buntu i brak szacunku dla wszyst
kiego, co nieamerykańskie.
- Czy zginę tak samo jak ona, bracie? Od
twojego noża? Najpierw przyjdz i dostań mnie!
- zaproponowała z drwiną. - Ale na to musiałbyś
być mężczyzną - dodała szyderczo. Za plecami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.pev.pl