[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czać.
- Mieszkałeś tu, gdy byłeś żonaty? - zapytała.
- Nie. Moja była żona woli inny styl. Tamten dom
świetnie nadawał się do przyjmowania gości. To był jej
żywioł; Po rozwodzie zdecydowałem się na sprzedaż
starego i kupno nowego lokum. Tu czuję się doskonale.
- Twój dom ma dobrą aurę.
- Nie wiem, o co chodzi, ale wierzę ci na słowo.
- Od razu widać, że mieszka tu samotny mężczyzna,
ale atmosfera tego miejsca jest przyjazna. Chodźmy na
górę.
W sypialni Maggie zachwyciła plecionka ze sznurka,
piór i kamyków. Była to indiańska pułapka na sny, uła-
twiająca zapamiętanie marzeń sennych. Wielkie łóżko
okryte brunatną narzutą zachęcało do wypoczynku.
- Czy ta pułapka naprawdę chwyta sny? - spytała
z ciekawością Maggie.
- Prześpij tu noc, a sama się przekonasz - zachęcał
Andy, uśmiechając się tajemniczo.
- Mój drogi - skarciła go zdecydowanie - zaprosiłeś
do sypialni kobietę, którą podejrzewasz o skłonność do
łamania prawa oraz najgorszych ekscesów. Zastanów
się, jakie to może mieć następstwa.
- Szczerze mówiąc, nie mogę się ich doczekać -
mruknął znacząco. Nim rzucił kolejną żartobliwą uwa-
gę, Maggie nagle spoważniała.
- Andy, pamiętaj, co ci o sobie mówiłam. Nie chcia-
łabym cię rozczarować. Mam złe doświadczenia. Nie
jestem łagodną kobietką. Czy gotów jesteś przyjąć właś-
nie to, co mogę ci ofiarować?
- Wiesz, co ci powiem, Maggie?
- Słucham.
- Prędzej ocean wyschnie, nim się na tobie zawiodę.
Dziewczyno, przecież mówiłem, że wszystko mi się
w tobie podoba, choć czasami doprowadzasz człowieka
do szału. To również jest wspaniałe. Zostawmy łóżko
w spokoju i zajmijmy się choinką. Czeka nas mnóstwo
pracy.
Minęło sporo czasu, nim świerk stanął w salonie.
Andy musiał go skrócić o metr i przyciąć kilka gałęzi.
Męczył się okropnie i klął pod nosem jak szewc, stara-
jąc się, by Maggie tego nie słyszała. Efekt końcowy był
imponujący, a drzewko wyglądało prześlicznie.
Andy westchnął ciężko.
- Byłem na tyle przezorny, by kupić kilka pudełek
z lampkami choinkowymi, ale nie pomyślałem o no-
wych ozdobach. Dianne zabrała wszystkie z naszego
domu.
Maggie spojrzała na smutną twarz Gautiera. Pod
wpływem nagłego impulsu podbiegła i objęła go moc-
no. Był na siebie wściekły i tym razem nie potrafił
obrócić tego w żart. Wcale się tym nie martwiła. Nare-
szcie wyszło na jaw, że nieskazitelny szeryf także mie-
wa chwile słabości.
- Szczerze mówiąc - powiedziała, spoglądając mu
w oczy - wszystkie te bombki i aniołki są denerwujące,
bo nie pozwalają dostrzec urody samego drzewka. Roz-
mieśćmy lampki tak, by podkreślić wszystkie jego atuty.
Sam mówiłeś, że twoja choinka ma idealny kształt.
Spróbuj wydobyć to światłem.
Andy spojrzał na nią z ukosa, powiódł dookoła umę-
czonym wzrokiem, ale w końcu się rozchmurzył.
- Nowa metoda uwodzenia, co? Jesteś miła i współ-
czująca, żebym łatwiej wpadł w twoje sidła.
- Zwykle podrywam metodą „na wampa" - odparła,
robiąc znudzoną minę - ale w twoim przypadku nie
muszę zadawać sobie tyle trudu.
- Chcesz powiedzieć, że jestem łatwy? Wystarczy
skinąć palcem, tak? - oburzył się Andy. Coraz bardziej
wciągała go ta gra.
- Jakżebym śmiała! Wrócimy do tej rozmowy, ale
teraz zajmijmy się choinką, bo. nie skończymy do pół-
nocy.
Gdy wszystkie lampki zostały umieszczone na gałę-
ziach, Maggie zgasiła światło.
- Teraz będziemy się zachwycać - oznajmiła tonem
nie znoszącym sprzeciwu.
- Proszę? - Andy nie rozumiał, w czym rzecz.
- Trzeba wołać „och" i „ach", splatać ręce i pisz-
czeć. Chyba to potrafisz.
Andy skinął głową. Przez kilka chwil zachwycali się
drzewkiem jak należy. Maggie poczuła nagle, że coś
ściska ją za gardło. Święta spędzała zawsze u Joanny.
Przynosiła mnóstwo prezentów oraz przygotowanych
wcześniej smakołyków. Szła z rodziną do kościoła
i cieszyli się każdą spędzoną wspólnie chwilą. Nie wra-
cała pamięcią do świąt w rodzinnym domu. To było zbyt
bolesne.
Andy od razu spostrzegł, że posmutniała. Objął ją
mocno. Przylgnęła do jego torsu i dotknęła głową poli-
czka. Spodziewała się, że lada chwila zaczną się namięt-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]