[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie potrafię inaczej wyjaśnić zniknięcia pięciu mężczyzn oraz dokumentów
dowodzących, że wyprawa rozpoczęła się zgodnie z planem - odparł Newton. - Przyznaję, że
moja praca wzbudziła zainteresowanie jednego czy dwóch czubków czytających brukowce.
Paru idiotów próbowało też wysnuć swoje własne teorie, ale to były brednie.
- Na przykład?
- Kilka lat temu jedna z gazet opublikowała artykuł sugerujący jakoby
ekspedycja Chastaina odnalazła jakiś skarb. Być może złoża ognistego kryształu. Autor suge-
rował, że członkowie załogi zawarli ciche porozumienie i sfingowali swoje zniknięcie.
- Po to, żeby nie oddawać znaleziska sponsorowi wyprawy, czyli władzom
uniwersytetu?
- Dokładnie - zaśmiał się Newton. - Zwietny żart! Przecież nie mogliby
eksploatować tych złóż w tajemnicy!... A ognisty kryształ stanowi taką rzadkość, że gdyby
pojawił się na rynku, musiałby natychmiast wzbudzić sensację.
- Fakt. - Gardenia nie potrafiła podważyć słuszności takiego rozumowania. -
Niemniej jednak sama koncepcja o odnalezieniu skarbu wydaje mi siÄ™ interesujÄ…ca.
- Pięciu mężczyzn nie utrzymałoby sekretu przez tyle lat. - Newton machnął
sekatorem. - Oni zostali porwani, panno Spring. A potem kidnaperzy zatarli ślady Trzeciej
Wyprawy, aby nikt się nie domyślił, co naprawdę zaszło.
- Odnoszę wrażenie, że to niezbyt prawdopodobne - szepnęła Gardenia
najdelikatniej, jak potrafiła.
- Dlaczego? Przecież można dowieść, że naszą planetę odwiedzili niegdyś
przedstawiciele innej cywilizacji.
- Ma pan na myśli artefakty odkryte przez Lucasa Trenta?
- Właśnie.
- Ale one pochodzą sprzed co najmniej dziesięciu wieków.
- Co nie oznacza, że kosmici nie wrócili na Zwiętą Helenę trzydzieści pięć lat
temu, aby porwać Chastaina i jego ekipę.
- Dlaczego wybrali akurat tych ludzi? - spytała Gardenia.
- Może nigdy się tego nie dowiemy, moja droga. W końcu mówimy o istotach z
innej cywilizacji. - Newton zmarszczył brwi. - Proszę się raczej trzymać z daleka od tego
żarłoka.
- %7łarłoka? - Gardenia popatrzyła na duży mięsisty liść w kształcie przełyku.
- To bardzo zmyślna roślinka. Potrafi nawet odgryzć palec. Niech pani tylko
spojrzy. - Newton znalazł w kieszeni małą plastykową torebkę, z której wyciągnął kawałek
surowego mięsa i rzucił go żarłokowi.
Z liścia wychynął długi, gąbczasty język i zagarnął przysmak do lepkiego,
włóknistego wnętrza rośliny.
Gdy mięso zniknęło w zielonej gardzieli, na twarzy dziewczyny pojawił się grymas.
- Rozumiem - mruknęła.
- Aby przejść bezpiecznie przez mój labirynt, nie należy niczego dotykać -
powiedział radośnie DeForest.
Gardenia stanęła jak wryta.
- A więc to jest prawdziwy labirynt?
- Oczywiście. Jeszcze nie zdążyła pani tego zauważyć? Zaprojektował go dla
mnie mój przyjaciel matrycowiec. Każdy, kto się tutaj zakradnie, musi w końcu wylądować w
samym centrum. Bez klucza nie znajdzie drogi na zewnÄ…trz.
- Ale pan wie, jak wrócić, prawda? - spytała Gardenia, rozglądając się
niespokojnie.
- Oczywiście. Przecież to mój labirynt. - Newton poklepał pozornie
nieprzeniknioną ścianę liści. - No, rusz się, pokaż, co potrafisz!
- SÅ‚ucham?!
- Wołałem moją niegrzeczną, kolczastą pułapkę - wyjaśnił profesor. - Zwykle
jest bardziej ożywiona, ale widocznie poranny przymrozek stępił jej refleks.
- Stępił refleks? - powtórzyła Gardenia, cofając się instynktownie.
- Zaraz to pani zademonstrujÄ™. - Newton dotknÄ…Å‚ ponownie sekatorem zielonej
ściany. - O ile oczywiście uda mi się obudzić tę ślicznotkę. No, rusz się, śpiochu. Najwyższy
czas!
Gardenia usłyszała cichy syk, a w chwilę pózniej z gęstwiny zielonych liści wysunęły
się długie kolce. Dziewczyna uświadomiła sobie natychmiast, że każdy, kto miałby
nieszczęście otrzeć się o żywopłot, z pewnością nadziałby się od razu na te niesamowite, ru-
chome szpikulce.
- Ciekawe - mruknęła, przełykając ślinę.
- Już od jakiegoś czasu pracuję nad tą hybrydą. - DeForest był najwyrazniej
zadowolony z siebie. - W swoim środowisku naturalnym kolczasta pułapka występuje jedynie
w miniaturze. Kolce stanowią zagrożenie wyłącznie dla owadów lub mniejszych ptaków. Ja
jednak stworzyłem odmianę, która może przebić na wylot nawet myszozająca średniej
wielkości.
- I wyrządzić ogromną krzywdę większym osobnikom.
- Oczywiście - rozjaśnił się Newton. - Jak już mówiłem, w moim ogrodzie nic należy
niczego dotykać. Chyba że świadomie...
- Będę o tym pamiętać. - Gardenia upewniła się, że stoi w samym centrum
zielonego przejścia. - Słyszał pan już może plotki o dzienniku z ostatniej wyprawy Chastaina?
- O dzienniku? - Newton myślał chwilę. - Bez wątpienia musiał istnieć dziennik.
W końcu podczas pierwszych dwóch ekspedycji Chastain również sporządzał notatki. On
bardzo dbał o dokumentację. Niemniej jednak zapiski z Trzeciej Wyprawy niewątpliwie
zaginęły, kiedy porwano jej uczestników.
Gardenia pomyślała, że Nick nie byłby zachwycony, gdyby powiedziała Szalonemu
DcForestowi o odzyskaniu pamiętnika. Musiała się też przyznać sama przed sobą, że traci
czas.
- Bardzo mi pan pomógł. Dziękuję za wyjaśnienie wątpliwości. Ale teraz na
mnie już czas.
- Najpierw powinna pani zobaczyć sam środek mojego labiryntu. To bardzo
szczególne miejsce.
- A co tam jest? - spytała niepewnie Gardenia.
- Grota z roślinami wodnymi - zarechotał Newton, skręcając w ciemną alejkę. -
Proszę za mną, droga pani. Jestem bardzo dumny ze swoich okazów.
Gardenia poczuła, że ma spocone dłonie, więc wytarła je o dżinsy.
- Nie mam zbyt wiele czasu.
- Na to znajdzie pani chwilę. - Newton zniknął za zakrętem. - Uwielbiam się
chwalić tą grotą. - Poza tym bez mojej pomocy i tak nie trafi pani do wyjścia.
- Profesorze, proszę zaczekać...
- Tędy, panno Spring. - Głos DeForesta nikł w oddali.
Gardenia obejrzała się i uświadomiła sobie, że zabłądziła. Zapomniała, którym z
zielonych, krętych korytarzy dotarła do centrum labiryntu. Nie pozostawało jej więc nic
innego, jak tylko pójść za Newtonem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.pev.pl