[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Po dziesięciu minutach droga osiągnęła grzbiet i zaczęła opadać w zalesioną dolinę, otoczoną
skalistymi górami. Na dnie doliny widać było staw, wąski i nie dłuższy niż dwa boiska
futbolowe, a na nim pagórkowatą wysepkę, porośniętą sosnami. Stało na niej coś, co
przypominało latarnię morską  wysoki słup z latarnią na szczycie. W wąskim kanale między
wyspą a lądem ułożono szereg kamieni, umożliwiających dostanie się na nią bez brodzenia w
wodzie.
 To ma być jezioro?  prychnął Pete.
 Nie gadać!  warknął jezdziec.  Dalej, na dół!
Chłopcy szli spiesznie w dół drogi pod palącym słońcem. Po chwili Pete szepnął:
 Też mi jezioro! To zwykła kałuża!
U podnóża góry droga zataczała łuk i za jej zakrętem ukazał się dom. Usytuowany wysoko
nad stawem, był duży, trójkondygnacyjny, wykonany z kamienia obłożonego nie wygładzonym
tynkiem. Pośrodku budynku wznosiła się kwadratowa wieża, zwieńczona blankami, co nadawało
mu dziwny, nietutejszy charakter. Po obu stronach wieży rozkładały się skrzydła domu o
mansardowych oknach. Oplatająca ściany winorośl nie łagodziła surowości stylu.
 O rany!  wykrzyknął Pete z cicha.  Ten dom wygląda raczej na fortecę! Z wieży
widać wrogów w promieniu paru kilometrów.
 Rzeczywiście, to dziwny dom. Zupełnie nie pasuje do tej okolicy  szepnął Jupiter.
Krępy jezdziec zsiadł z konia.
 Wchodzcie do środka!
Weszli do obszernego holu. Na krytych boazerią ścianach wisiały kilimy, stara broń, głowy
łosi i jeleni. Drewnianą podłogę pokrywał wyblakły perski dywan. Wszystko było już wiekowe i
zniszczone. Mężczyzna zagonił ich szpadą do ogromnego pokoju, wypełnionego masywnymi,
zabytkowymi meblami. Było tu chłodno, mimo że w wielkim kominku płonął ogień.
Na fotelu przy kominku siedziała drobna kobieta. Stał przy niej rudowłosy chłopiec wzrostu
Boba. Podobnie jak jezdziec nosił wąskie kraciaste spodnie.
 Złapałeś go, Rory!  wykrzyknął.
 Jego nie  odparł jezdziec.  Aobuz uciekł samochodem. Ale zgarnąłem jego
wspólników.
 Ależ, Rory, to przecież mali chłopcy!  zawołała kobieta.  Doprawdy nie mogą...
 Zło nie musi się pojawiać przy pełnym wzroście, Floro Gunn. Do diabelskich sprawek są
dość dorośli.
Rory skinął na rudowłosego chłopca.
 Zatelefonuj na policję, Cluny, i raz na zawsze wyjaśnimy sprawę tych wszystkich włamań.
Jupiter nastawił uszu.
 Czy ten człowiek z volkswagena włamał się tutaj, proszę pana? A co zabrał?
Rory roześmiał się.
 Pytacie, jakbyście nie wiedzieli!
 Bo nie wiemy!  wybuchnął Pete.  Nigdy nie widzieliśmy tego człowieka! Ale znamy
ten samochód, bo nas śledził.
 Wybraliśmy się tutaj, żeby porozmawiać z panią, pani Gunn  powiedział Jupiter
spokojnie  a kiedy byliśmy już blisko pani domu, minął nas ten człowiek w volkswagenie.
Zatrzymał samochód, wyskoczył z niego i zaczął nas gonić. Nazywam się Jupiter Jones,
mieszkam przy składzie złomu Jonesa w Rocky Beach, a to są moi przyjaciele: Bob Andrews i
Pete Crenshaw. Na drodze zostały nasze rowery, które stanowią dowód, że nie przyjechaliśmy
tutaj z tym człowiekiem.
 Flora, powinnaś natychmiast porozumieć się z policją...
 Uspokój się, Rory  przerwała mu kobieta.  Jestem Flora Gunn, chłopcy; to jest mój
syn, Cluny, a to mój kuzyn, Rory McNab. Czy mogę wiedzieć, dlaczego chcieliście się ze mną
zobaczyć?
 Z powodu skrzyni, proszę pani!  wystrzelił Bob.
 Nasz skład złomu zakupił starą skrzynię orientalnego pochodzenia  wyjaśnił Jupiter. 
Wypisana jest na niej nazwa  Argyll Queen , sądzimy więc, że należała do pani przodka,
Angusa Gunna. Od kiedy weszliśmy w posiadanie tej skrzyni, zachodzą różne tajemnicze
zdarzenia. Gdyby zechciała pani powiedzieć nam, co ten człowiek z volkswagena zabrał z pani
domu, może pomogłoby to nam znalezć jakieś ich wyjaśnienie.
Pani Gunn zawahała się.
 Prawdę mówiąc, chłopcy, nie wziął niczego. Za każdym razem dzieje się to samo. Ktoś
włamuje się do domu, szpera wśród rzeczy, które zostały po pradziadku Angusie, i nigdy
niczego nie zabiera.
 Niczego?  powtórzył Pete z rozczarowaniem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.pev.pl