[ Pobierz całość w formacie PDF ]
do tego kraju nie dotarła, to jednak dramatyczna sytuacja świata rzucała i tutaj długie,
ponure cienie. Wszędzie odczuwano brak benzyny, z trudem skrywano niechęć wobec
bogatych, którzy mieli takie przywileje, jak samochód i wpływy... Wszystko to sprawiało, że
podróż trwała dłużej, niż powinna. Mimo to jednak Vetle ogromnie zyskiwał na czasie. W
wygodniejszy sposób nie mógł tej drogi odbyć, ani szybciej, a poza tym mógł poznawać
obcą ziemię, fantastycznie piękną. Przy tym nieustanne objaśnienia gospodarzy pozwalały
mu lepiej zrozumieć i kraj, i ludzi. Co prawda grand zabarwiał opowieści własnymi
poglądami na stosunki społeczne w sposób typowy dla swojej warstwy. Lekko zirytowany,
gdy mówił o ubogich, chętnie przesadzał w opowieściach o wytworności własnej klasy. Vetle
nie rozumiał nawet połowy z tego, co do niego mówiono, ale wchłaniał wszystkie wrażenia z
tej podróży pełną piersią.
Rodzina granda zaprosiła go, by pomieszkał jakiś czas w ich wspaniałym pałacu w
Kordobie, a on nie mógł sobie odmówić przyjemności i poświęcił na to całe popołudnie i noc.
Potem jednak musiał ruszać dalej.
Rozegrały się, oczywiście, dramatyczne sceny pożegnania, Vetle musiał obiecać, że będzie
pisał. I czy nie mógłby wstąpić w drodze powrotnej?
Przyrzekał, że będzie się starał, ale sam w to nie wierzył.
56
Vetle po prostu nic a nic nie wiedział o drodze powrotnej.
Monstrum odczuwało nowe sygnały.
Chłopiec się zbliża. Bądz czujny! On nie może dostać się do zamku!
Monstrum poruszyło się ciężko. Radość w nim narastała. Chłopiec jest blisko!
Monstrum także było w drodze ku mokradłom, gdzie znajdował się zamek. Nigdy jednak nie
szło przez wsie i miasteczka. Długo, bardzo długo trwało w uśpieniu i dopiero niedawno
zostało obudzone. %7ływiło się rybami i małymi zwierzątkami, które zjadało na surowo. Leżało
w ukryciu i czekało, aż złość ogarnie całe ciało, zbierało siły, by móc się zmierzyć z
człowiekiem.
I oto czas nadszedł.
Wielki mistrz wzywa.
Jakiś chłopiec? Zmiażdży każdą kostkę w jego ciele, mistrz musi być zadowolony.
Vetle napisał da domu, by uspokoić rodzinę. Nie opowiadał zbyt wiele, tyle tylko, że ma się
dobrze, że znalazł bogatych i wpływowych przyjaciół i że wkrótce będzie znowu w domu,
natychmiast gdy tylko zdoła wypełnić zadanie. Służący granda obiecał wysłać list.
Po tym wszystkim chłopiec czuł się spokojniejszy. Bo jednak martwił się o swoją rodzinę. Nie
chciał, żeby się o niego bali. Zwłaszcza że przecież powodziło mu się całkiem niezle!
Po przybyciu do pałacu w Kordobie on i grand odbyli długą, poważną rozmowę. Grand pytał
Vetlego, gdzie mieszka jego ojciec.
Chłopiec wahał się.
Opowiadanie całej i niewiarygodnej historii o Ludziach Lodu nie miało sensu. Nawet gdyby
opowiedział tylko swoją krótką historię o Tengelu Złym i o arkuszu nutowym, byłoby to
wystarczająco niepojęte i z pewnością wywołałaby kolejne pytania, a wyjaśnienia znowu
inne, i tak czy owak musiałby opowiedzieć wszystko od początku.
A niby jak miałby tego dokonać ze swoim więcej niż skromnym zasobem hiszpańskich słów?
Odpowiedział więc tylko, że jego ojciec mieszka w zamczysku na mokradłach.
- W Las Marismas? - zapytał grand sceptycznie. - Tam chyba nie ma żadnych zamków.
- Nie, ja nie wiem, czy to dokładnie jest w Las Marismas - odpowiedział Vetle tyle samo
rękami, co swoim łamanym hiszpańskim. - Wiem tylko, że to gdzieś w delcie rzeki
Gwadalkiwir.
57
- Ależ delta Gwadalkiwiru jest ogromna! - zawołał grand. - Naprawdę nie masz żadnych
bliższych wskazówek?
- Owszem - odpowiedział chłopiec pospiesznie. - Mam dokładne instrukcje od określonego
miejsca na mokradłach. Gdy tylko tam dotrę, wszystko pójdzie gładko.
- No, miejmy nadzieję. A czy twój ojciec wie, że do niego idziesz?
- Nie, nic nie wie. On jest tam więzniem i ja mam go uwolnić - kłamał Vetle.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]