[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Cade położył jej rękę na ramieniu. Nie to spodziewał się usłyszeć.
- Nie wie pani, czy przypadkiem nie proponował niektórym parom, że im
załatwi prywatną adopcję?
- Nic mi o tym nie wiadomo. - Gretchen spojrzała na Redhawka. - Czy to
wszystko? Muszę już wracać...
- Oczywiście. - Porucznik otworzył jej drzwi. - Dzięki, że poświęciłaś nam swój
czas.
Gretchen była już jedną nogą za progiem, kiedy nagle się odwróciła. Brwi miała
ściągnięte, jakby usiłowała sobie coś przypomnieć.
- Wie pan co, coś mi się przypomniało. Podsłuchałam kiedyś rozmowę w
poczekalni... O tym, że ten doktor pomógł znalezć dziecko dla pewnej pacjentki. -
Gretchen aż się zarumieniła. - Oni na to mówili kontakt z aniołkiem".
Mac podchwyciła jedno słowo, które ją szczególnie uderzyło.
- Znalezć dziecko? Jest pani pewna, że użyli słowa znalezć"?
Gretchen znowu zaczęła w zamyśleniu ssać pełną, czerwoną wargę.
- Tak - powiedziała po chwili. - Chyba jestem pewna. - Spojrzała pytająco na
Redhawka. - O co tu właściwie chodzi?
- 80 -
S
R
- Jeszcze nie wiem - przyznał uczciwie Redhawk. Jeżeli doktor Lambert był
zamieszany w całą sprawę, lepiej, żeby dziewczyna o tym nie wiedziała. W jego
umyśle zaczęły kiełkować pewne podejrzenia. - Na wszelki wypadek sprawdz też
doktora Lamberta, ale nie mów o tym nikomu.
Gretchen wyszła z pokoju, mrucząc coś pod nosem. Cade poczekał, aż
porucznik zamknie za niÄ… drzwi.
- Nie dałoby się sprawdzić, czy Lambert nie był notowany w innych stanach? A
może gdzieś cofnięto mu licencję? - Człowiek rozgoryczony mógł znalezć
szczególnego rodzaju satysfakcję w dostatnim życiu, zwłaszcza po takim upokorzeniu,
jakim mogło być odebranie licencji.
- Tego rodzaju informacje są raczej niedostępne. Izba Lekarska, podobnie jak
inne organizacje, stara się chronić swoich członków.
- Przydałby nam się haker - wtrąciła się Mac. - Zakładając oczywiście, że tego
rodzaju informacja istnieje w jakiejÅ› bazie danych.
Cade z miejsca pomyślał o żonie Sama. Jeżeli nie uda mu się złapać Megan,
zadzwoni do Savannah. Ona potrafi zmusić każdy komputer do ujawnienia nawet
najskrytszych tajemnic. Nie mówiąc o tym, że kiedyś znalazła się w podobnej sytuacji
co siostra Mac - szukała uprowadzonego dziecka.
- Mam dojście do bardzo dobrego hakera - powiedział.
Redhawk podniósł ręce do góry.
- Niczego nie słyszałem. - Zciszył głos. - Zadzwońcie, do kogo trzeba, a
tymczasem Gretchen poszuka, czy nie ma czegoÅ› na Lamberta.
- Mógłby pan spróbować sprawdzić w komputerze odcisk kciuka -
zasugerowała Mac.
Redhawk popatrzył na nią.
- Macie odcisk jego kciuka?
- Nie, ale mogą przecież mieć w Kalifornii - powiedziała Mac. - Skoro jego
żona posługuje się prawem jazdy wydanym właśnie tam na nazwisko Shirley Lambert,
możemy przypuszczać, że nasz miły doktor także stamtąd pochodzi.
Redhawk pokiwał głową i otworzył drzwi. Z zewnątrz napłynęła fala hałasu.
- Poczekajcie tu, a ja wydam dyspozycje Gretchen.
- 81 -
S
R
Mac poczuła, że ogarnia ją podniecenie. Dotarli już dalej, niż się spodziewała, a
jednak nie tak blisko, jak by sobie tego życzyła.
Nie mogąc usiedzieć w miejscu, zaczęła nerwowo krążyć po pokoju, a w końcu
przystanęła przy oknie. Gdzieś tam jest jej Heather, bezradne maleństwo w tym
wielkim mieście. Mac westchnęła zgnębiona.
Niemal podskoczyła, kiedy poczuła czyjąś rękę na ramieniu. Odwróciła się i
stanęła twarzą w twarz z Cade'em.
- Posuwamy się do przodu - zauważył pocieszającym tonem.
- Wiem - odparła. - Ale nie dość szybko. Jeżeli to czarny rynek, jeżeli ci ludzie
handlują kradzionymi dziećmi, to Bóg
jeden wie, gdzie może być teraz Heather. - Mac była na granicy płaczu.
- Temu detektywowi z policji, do którego dzwoniłem, Kane'owi Madiganowi -
zaczął Cade - porwano pasierbicę wprost ze szpitala. Kiedy udało się ująć porywaczy,
mała była już umieszczona w nowej rodzinie. - Bezwiednie chwycił Mac za ręce. Były
lodowate. %7łeby je rozgrzać, zamknął w swoich dłoniach. - Mimo to Kane'owi i jego
żonie udało się wpaść na trop dziecka właśnie dzięki Redhawkowi. Zobaczysz, że
wszystko się dobrze skończy.
Zabrzmiało to jak obietnica, którą zamierzał dotrzymać bez względu na rozwój
wydarzeń.
Mac mu uwierzyła. Doznała tak wielkiego ukojenia, że aż się sama zdziwiła.
- Czy dobrze słyszałem, czy ktoś mnie tu obgaduje? - Redhawk wrócił do
pokoju i udał, że nie widzi, iż przerwał im coś więcej niż tylko rozmowę.
Cade puścił Mac, cofnął się i podszedł do porucznika.
- Powtarzałem Mac peany na twoją cześć, które usłyszałem od Kane'a.
Porucznik cicho się roześmiał.
- Nie powiem, że Kane przesadza, bo ten człowiek w ogóle rzadko się odzywa.
Chyba że go ktoś przyprze do muru. Jeżeli już można komuś wierzyć, to tylko jemu. A
na razie, póki Gretchen nie skończy poszukiwań, mogę wam tylko powiedzieć, że
ostatnio nie zanotowano na tym terenie wzrostu liczby przypadków kidnaperstwa. -
Sprawdził to osobiście po rozmowie z Kane'em. - Owszem, było kilka uprowadzeń,
- 82 -
S
R
ale nic nie sugerowało, że mógł to być element akcji przestępczej, zakrojonej na
szerokÄ… skalÄ™.
- Po prostu kilkoro dzieci zniknęło. I tyle - powiedziała z goryczą Mac. -
Przepraszam - zwróciła się do Redhawka - przestaję panować nad nerwami.
- Mac praktycznie nie spała od dwóch dni - wyjaśnił Cade.
Ku swemu zdumieniu nie zirytowała się, jak to zwykle bywało, kiedy ktoś za
nią przepraszał. To, że Cade mówił w jej imieniu, sprawiło, iż poczuła się z nim
związana. I była to więz znacznie bliższa niż ta, jaka powstaje między ludzmi, których
okoliczności zetkną ze sobą na krótki czas.
- Wiem, jak to jest - stwierdził Redhawk. - Wyśpi się pani, kiedy już będzie po
wszystkim.
I znowu Cade zabrał głos w jej imieniu.
- Lepiej niech to zrobi jak najszybciej, bo gotowa wpędzić nas w kłopoty.
Właśnie miała zamiar zapytać, co chciał przez to powiedzieć, gdy rozległo się
pukanie i Gretchen wsunęła głowę przez drzwi.
- Przepraszam. Nie znalazłam nic na Lamberta i jego żonę.
- Mogę się do nich przejechać - zaproponował Redhawk bez entuzjazmu. -
Podejrzewam jednak, że nie znajdziemy tam pani siostrzenicy. Ci ludzie muszą być
bardzo sprytni.
Może to brak snu lub dramatyczna sytuacja albo jedno i drugie, ale odkąd
Gretchen wspomniała o tym, że zna doktora Lamberta, mózg Mac nie przestawał
intensywnie pracować. Z trudem dotarło do niej, co Redhawk mówił. Spojrzała na
niego półprzytomnym wzrokiem.
- A może ja pojadę?
Obaj mężczyzni zwrócili się w jej stronę.
- Gdzie? Do domu?
- Nie. - Machnęła ręką. - Do lekarza. Do tego doktora Lamberta - dodała z
naciskiem, na wypadek gdyby jej nie zrozumieli. - Gretchen mówiła, że on się
specjalizuje w leczeniu bezpłodności. Powiem mu, że od kilku lat bez skutku próbuję
zajść w ciążę, a...
- 83 -
S
R
Ta koncepcja miała wiele słabych punktów. Cade sam nie wiedział, od czego
zacząć.
- Będzie chciał porobić badania... Mac nie dała się zbić z tropu.
- Powiem mu, że przeszłam dziesiątki badań i że mam już dość kłucia i
obmacywania. Poza tym, nie będę owijać niczego w bawełnę. Przyznam się, iż
dowiedziałam się od kogoś, że on może mnie skontaktować z adwokatem, który...
- Może mu się to wydać podejrzane - przerwał jej Redhawk.
- Ci ludzie potrafią wyczuć glinę na odległość.
- Właśnie w tym rzecz. Nie jestem przecież gliną - słusznie zauważyła Mac. -
Jestem osobą prywatną. - W jednej chwili w jej głowie zarysował się nowy plan. -
Może mogłabym gdzieś zdobyć fałszywe wyniki badań i przedstawić mu jako swoje.
- Spojrzała na Grahama. Jeżeli między lekarzami istniało poczucie głębokiej,
zawodowej solidarności, to tym bardziej między policjantami. Czasami, w imię
[ Pobierz całość w formacie PDF ]