[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Daj mi klucz, bo potem zapomnisz  zmieniam temat.
 A, tak, jasne. Leżał sobie w szufladzie, tylko w innej. Wiesz, ja coraz częściej
patrzę i nie widzę. Ty też masz coś takiego?  pyta.
 Owszem, teraz na przykład pod sufitem fruwają dwa mole zbożowe, a ich nie
widzę. Potem pójdę sobie do sypialni i też nie zobaczę moli, które doskonale się u mnie
czujÄ….
 Wiesz, podobno są jakieś plastry, które coś tam wydzielają, wabiąc owady.
 Przestań, to działa jak lep na muchy, nigdy nie dopuszczę do tego, żeby jakiś
owad zdychał w mękach przez kilka godzin.
 Nie to nie. Mieszkaj sobie z molami i prusakami.
 Prusaków jeszcze nie mam. A co do klucza, to właściwie nie jest mi już
potrzebny. Musiałam zmienić zamek.
 Dlaczego?
Wprawdzie miałam zataić przed Jolką historię z bukietem róż, ale nie
wytrzymałam. Potrzebuję, żeby jakaś bratnia dusza towarzyszyła mi w tej  przygodzie ,
coś doradziła.
 Słuchaj  mówi zmartwiona.  Naprawdę trzeba coś zrobić. Teraz muszę lecieć.
Ale zastanowię się i zadzwonię do ciebie. Może Karol będzie miał jakiś pomysł.
Rozumiem, że nie dojrzałaś jeszcze do tego, żeby pójść na policję.
Opowiadam jej o rozmowie z panią sierżant i zapewniam, że policja nie zajmie
siÄ™ takÄ… sprawÄ…. Przyznaje mi racjÄ™ i przypomina o niewpuszczaniu do domu nikogo
obcego i o zamykaniu drzwi na klucz.
Kiedy wychodzi, nagle uświadamiam sobie, że wspomniała o Karolu.
 Zaraz, przecież mówiłaś, że okazał się draniem. Ma żonę i kochankę.
 Nie, wszystko się wyjaśniło. Ma krewnych w Niemczech. Niepotrzebnie mnie
poniosło.
Od powrotu z Mazur zmieniłam trochę styl życia. Chodzę na spacery. Mniej palę.
Staram się być bardziej tolerancyjna wobec uczestników szkoleń i przychodzi mi to bez
trudu. Ilekroć czuję zniecierpliwienie, nie dopuszczam do tego, żeby narastało,
przypominając sobie spokojny, kojący głos Weroniki i jej opinię w kwestii pracy:  Mnie
się wydaje, że jeśli ktoś, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, ma pracę i niezle zarabia, to
powinien ją szanować. A tak ją traktując, tylko się szarpiesz, sobie robisz krzywdę . W
pierwszej chwili nawet mnie trochę zezliła tym swoim programowym  pozytywnym
myśleniem , ale zaraz sobie uświadomiłam, że to nie jest u niej wyuczone, ona naprawdę
tak uważa i bez trudu stosuje tę zasadę w życiu. To chyba jej cecha wrodzona. Niektórzy
ludzie mają talent do życia i Weronika na pewno do nich należy. Pomyślałam też, że
łatwo jej mówić, mieszka sobie w raju, niczym się nie denerwuje, ale Strofa natychmiast
przywołała mnie do porządku.
 Nikt ci nie broni zamieszkać na wsi .
Na szczęście jest już całkiem chłodno, więc sąsiedzi mają zamknięte okna 
starzy ludzie podobno łatwo marzną, chociaż moja zwariowana matka prawie przez cały
rok ma otwarte okna  i stojąc na balkonie, już nie słyszę głosów z ich mieszkania.
Zresztą może kłócą się sporadycznie i akurat miałam pecha, oni też, że aż dwa razy
stałam się mimowolnym świadkiem ich rodzinnych nieporozumień. Moje drzewo z
gniazdem gubi liście i widok z okna robi się mało ciekawy: dopiero teraz spostrzegam, że
blok naprzeciwko jest tak blisko, że widać wnętrza mieszkań, a zatem ich lokatorzy
widzą również mnie, zwłaszcza ci na piątym i szóstym piętrze, co oznacza, że aż do
wiosny, dopóki przyroda nie odrodzi się, będę mieszkać za opuszczonymi roletami.
Naprzeciwko ktoÅ› stoi na balkonie i tak jak ja pali papierosa. Nasze spojrzenia spotykajÄ…
się, oboje szybko gasimy papierosy i wracamy do swoich mieszkań. Jeszcze tylko mejle i
do łóżka. Wróg milczy. Może zabrakło mu fantazji. Ale nie ma obawy, odezwie się, to
pewne. Zostawi nowy wierszyk za wycieraczkÄ… albo w dziurce od klucza, ewentualnie w
kasetce, albo zadzwoni do biura, albo znów przyśle list. Albo& no właśnie, mam
przeczucie, że teraz chce mnie dopaść inaczej, pokazać, że nie mam żadnej drogi
ucieczki. Kto może tak dużo o mnie wiedzieć? Kto mnie śledzi? Muszę przestać się
łudzić, że nie mam wrogów i że to jakaś pomyłka, która w końcu się wyjaśni.
Fantastyczna jesień, obłędnie kolorowe parki i pazdziernikowe słońce, z którego
staram się korzystać, bo przecież miało być trochę zdrowiej, trochę inaczej. Po
skróconym niedzielnym szkoleniu wędruję przez Aazienki, które roją się od wiewiórek
biegających po alejkach i podchodzących do wyciągniętych dłoni spacerowiczów. Dzieci
piszczą z radości, dorośli trzymają w rękach torebki pełne orzechów laskowych. Nie
byłam tu od lat, bo właściwie nie przepadam za miejscami niedzielnych spacerów.
Wydają mi się okropnie nudne. Teraz jednak chcę być wśród ludzi. Tylko że  niestety 
zamiast się odprężyć cały czas ich obserwuję i co rusz widzę w tłumie kogoś
podejrzanego. Wciąż mam wrażenie, że i mnie ktoś obserwuje  a to stojąca nad stawem
kobieta w bordowym płaszczu, do której podpływają kaczki, a to jakaś trzymająca się za
ręce para, która, to pewne, wpatruje się we mnie intensywnie, to znów jakieś dziecko
jadące na hulajnodze boczną alejką, które pokazuje mi język. Muszę stąd czym prędzej
wyjść, jeszcze trochę i popadnę w obłęd: wszędzie widzę wroga.
Docieram do samochodu, już z daleka wpatrując się w wycieraczki, czy
przypadkiem nie zobaczę tam jakiejś koperty. Nic. To dobry znak. Jeśli rzeczywiście
chciał mnie postraszyć, jeśli zadanie wykonał, a teraz odpuści, to nigdy nie dowiem się,
kim był i czego chciał. Taki scenariusz bardzo mi odpowiada. Trudno, nie zaspokoję
ciekawości, ale moje życie wróci do normy: będę spokojnie pracować, spotykać się z
przyjaciółmi i niebawem zacznę wyprawiać przyjęcia i niedzielne obiady dla Laury i
mamy.
W dziurce od klucza  nic, w skrzynce mejlowej  nic. Na Amore nie wchodzę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.pev.pl