[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przysunął, tak żeby znów być blisko.
- Emily, przepraszam. Nie śmiałem się z ciebie. Myśla-
łem, że powód jest dla ciebie oczywisty. Ja cię kocham. Za-
wsze cię kochałem.
Klęczeli oboje na pledzie, oświetleni jedynie płomienia-
mi. Zaskoczenie Emily dowodziło, że Jake ukrywał swoje
uczucie lepiej, niż myślał.
- Kocham cię - wyszeptał.
- Jak siostrę - odrzekła, również szeptem.
Omal nie roześmiał się znowu. Powstrzymał się jednak,
wziął ją za rękę i położył sobie jej dłoń na piersi.
- Przekonaj siÄ™, jak mi mocno bije serce. Braterskie uczu-
cia czegoÅ› takiego nie powodujÄ….
227
Puścił jej rękę, lecz ona nie cofnęła dłoni.
- Jeden pocałunek wystarczy, bym dowiódł ci moich uczuć.
Dłoń leżąca na jego piersi zesztywniała.
- Nie - powiedziała Emily. - Ja... ja wiedziałam, że ty
coś czujesz. Ale... ale jak ty możesz mnie kochać? Zwłaszcza
że oczekuję dziecka innego mężczyzny.
Jake odsunął kosmyk, który opadł jej na policzek.
- Dziecko jest cząstką ciebie - wyszeptał. - Jak mógł-
bym go nie kochać?
Ku jego zaskoczeniu, Emily opadła na pled i ukryła twarz
w dłoniach.
- Co się stało? Co ja takiego powiedziałem?
- Przestań - zaszlochała. - Przestań być taki dobry.
Spróbował przyciągnąć ją do siebie i wziąć w ramiona,
ale ona go odepchnęła.
- Przestań być jaki? - szepnął.
Po dłuższej chwili Emily usiadła prosto. Na jej policzkach
błyszczały łzy. Otarła je szybko wierzchem dłoni.
- Przestań być taki dobry! - syknęła, uderzając go pięścią
w ramiÄ™.
Wiedział, że nie powinien się uśmiechać. Było oczywiste,
że Emily jest wyczerpana. Decyzja o tym, by mu powiedzieć
o dziecku, musiała być dla niej trudna. Powinien więc po-
zwolić, żeby się uspokoiła, nie powinien się z nią droczyć.
A jednak.
- Dobry? - powtórzył.
- Jesteś niemożliwy.
Odprężyła się trochę, a on przyciągnął ją ostrożnie do sie-
bie i skłonił do tego, żeby się o niego oparła. A potem po-
wiedział:
228
- Posłuchaj, Emily, znamy się od dzieciństwa. Chyba
można powiedzieć, że jesteśmy przyjaciółmi.
Zaczekał, aż ona kiwnie potakująco głową.
- Proszę cię, żebyś potraktowała moją propozycję jako
rozwiązanie twojego problemu. Obiecuję kochać twoje
dziecko jak swoje własne. Bóg mi świadkiem, będę wiernym
mężem.
Spróbowała odwrócić siei spojrzeć mu w twarz, ale on przy-
trzymał jej głowę przy swoim ramieniu i mówił szybko dalej:
- Powiedziałem ci już, że cię kocham, i myślę, że ty masz
dość szacunku i sympatii dla mnie, żeby się nauczyć odwza-
jemniać moje uczucie.
Uśmiechnął się do siebie, zupełnie zadowolony z przemó-
wienia, które sobie ułożył w nadziei, że ona zdecyduje się
powiedzieć mu o dziecku.
- Nie będzie z tym kłopotu.
- Z czym?
- Z miłością do ciebie - odrzekła, wyzwalając się z jego
objęć.
Dała mu drugiego kuksańca w ramię i omal nie straciła
równowagi.
- Nie jest możliwe nie kochać ciebie. Próbuję się oprzeć
tej miłości od wielu dni. Przestań się śmiać. Ja nie jestem taka
dobra jak ty. Zwariujesz ze mnÄ…!
- Nie mogę się tego doczekać.
Jeszcze raz odgarnął zabłąkany kosmyk z różowego poli-
czka i ujął jej twarz w obie dłonie.
- Obiecałem ci pocałunek.
- A czy ja powiedziałam, że chcę, żebyś mnie pocałował?
- wyszeptała, pochylając się w jego stronę.
229
- Więc obiecałem ten pocałunek sobie - powiedział
zgodnie z prawdÄ….
ObjÄ…Å‚ jej usta wargami powoli, smakujÄ…c je i rozkoszujÄ…c
się nimi. Dotknął ich lekko językiem, a ona je rozchyliła, po-
zwalając mu badać miękkie wnętrze. Jej język wyszedł na
spotkanie jego językowi, z początku z ociąganiem, a po
chwili odważniej.
Jake poczuł, że Emily drży i mocno się do niego przytula,
a dłonie zaciska na jego ramionach. Dotarł do niego zapach
drewna płonącego na kominku i zarówno ten zapach, jak
i trzaskanie ognia wydały mu się częścią Emily - i częścią
jego samego. %7łar tego ognia był żarem, który istniał w jego
własnym wnętrzu. Pragnął jej rozpaczliwie.
Wiedział, że jej ciało reaguje na jego dotyk -i stąd czerpał
nadziejÄ™.
Powoli podniósł głowę, przerywając pocałunek, zanim
pochłonął go bez reszty. Ku jego zdziwieniu Emily oparła się
o niego, oddychając ciężko. Był zadowolony, że ona nie
może dostrzec uśmiechu, który z pewnością igrał na jego
ustach.
- Czy to oznacza tak"? - zapytał po chwili.
Emily usiadła prosto.
- Jake, czy jesteś pewien? Bo przecież dziecko mogło-
by...
Wziął ją po brodę i uniósł jej głowę.
- Mogłoby co?
Zawahała się przez chwilę.
- Mogłoby wyglądać jak Anson.
- Anson nie jest brzydki - odrzekł Jake.
Emily to nie rozśmieszyło.
7W
- Ale za każdym razem, gdy będziesz na nie patrzył...
- Będę widział małe dziecko. Posłuchaj, Emily, przecież
my moglibyśmy mieć dziecko o jasnych włosach. Bo jasne
włosy mają twój ojciec i Christian. Wtedy powiemy wszyst-
kim, że dziecko jest podobne do nich, a oni zobaczą w nim
to, co będą się spodziewali zobaczyć.
Patrzyła na niego, starając się przeniknąć w najgłębsze za-
kamarki jego duszy. A on obserwował światło igrające na jej
miękkich ciemnych włosach. W końcu spojrzał ponownie na
jej usta.
- Do diabła, Jake. W tej sprawie też masz zamiar być
dobry?
- Wiem, że to denerwujący nawyk, ale się do niego przy-
zwyczaisz. A teraz musisz spać. Czy nie chcesz... no... zdjąć
z siebie czegoÅ›?
Pomyślał, że bez obcisłej bluzki i ciężkiej spódnicy do
konnej jazdy byłoby jej znacznie wygodniej, ale nie mógł
powiedzieć tego głośno, bo ona i tak patrzyła na niego
gniewnie.
- Chodzi mi o twojÄ… wygodÄ™, Emily.
Wciąż siedzieli blisko siebie. Jake nie wiedział, o czym
Emily myśli. On sam natomiast wyobrażał sobie ją nagą
w swoich ramionach. Nie, nie należało wspominać o rozbie-
raniu siÄ™.
Gdyby coś z siebie zdjęła, zacząłby ją znowu całować.
I nie był pewien, czy tym razem potrafiłby przerwać.
Odsunął się od niej gwałtownie, wstał i usiadł na krześle,
żeby zdjąć buty. Ona natomiast jedynie odpięła od paska ma-
Å‚Ä… torebkÄ™.
Wrócił na pled, wyciągnął się na nim i przygarnął ją
231
do siebie. Emily było bardzo wygodnie z głową opartą o je-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]