[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wejść do kadry kierowniczej? Marnujesz się na stanowisku
asystentki.
- A może mówisz tak, bo nie chcesz, żebym pracowała z
przystojnym panem Ericksonem?
Zrozumiał, że przekomarzała się z nim.
- SkÄ…d wiesz?
- Och, wiem już o tobie to i owo - odparła, nonszalancko
bawiÄ…c siÄ™ okularami.
Nate zabrał jej okulary i odrzucił w kąt sofy.
- Naprawdę musisz je nosić?
- Nie. Jako nastolatka miałam problemy ze wzrokiem, ale
teraz wszystko jest w porządku. Właściwie teraz nosiłam je
głównie po to, żeby się za nimi ukrywać. Już nie potrzebuję.
Uśmiechnął się drapieżnie.
S
R
- Czasem możesz nosić okulary do czytania. Z przy-
jemnością będę ci je zdejmował w ramach sugerowania, na
co mam ochotÄ™.
Uznała, że podoba jej się ten pomysł, a potem - dalej prze-
komarzając się z Nateem - wyciągnęła wszystkie szpilki z
włosów.
-I chyba się obetnę. Chociaż z drugiej strony... Powoli za-
czynam lubić moje włosy, zwłaszcza rozpuszczone, są wtedy
takie zmysłowe... Szczególnie gdy dotykają nagiej skóry.
Jęknął i na moment zacisnął powieki, a pózniej spojrzał na
Chrissy głodnym wzrokiem.
- Jeśli rzeczywiście czujesz potrzebę obcięcia włosów, nie
będę cię powstrzymywał. Ale moim zdaniem są piękne, sek-
sowne i nie masz pojęcia, jak bardzo na mnie działają. Mogę
ci to jednak pokazać, i to na tysiąc sposobów.
- W takim razie zaczekam z obcinaniem ich. Przynajmniej
na razie.
- I wyjdziesz za mnie, i razem ze mnÄ… obdarzysz Henryego
całą masą prawnuków?
- Musiałbyś skonkretyzować, co to znaczy cała masa". Je-
śli masz na myśli drużynę piłkarską, to chyba nie jestem na to
gotowa. - Jej uśmiech stał się nieco niepewny. - A jeśli sobie
nie poradzę? Nawet kwiatki nie chcą się u mnie trzymać. Nie
wiem, czy będę dobrą matką.
- Na pewno będziesz - oświadczył z całym przekonaniem. -
I pomogę ci dbać o twoje kwiatki, możemy nawet zawiezć je
do lekarza od roślin, musi być ktoś taki... - Spoważniał jesz-
cze bardziej. - Chrissy, kocham cię, jesteś całym moim świa-
S
R
tem. Nawet gdybyśmy mieli zostać tylko we dwoje, już i tak
dałoby mi to więcej szczęścia, niż mogłem się kiedykolwiek
spodziewać. Dziecko to dodatkowe szczęście. Będziemy je
kochać i dbać o nie, i o wszystkie następne.
- Ja też cię kocham - wyszeptała. - Z największą przy-
jemnością zostanę twoją żoną.
- A ja twoim mężem.
Poderwał ją z kanapy i z radości okręcił ją parę razy do-
okoła siebie, ale przestał, zanim zaczęło wirować jej w gło-
wie.
- Nie chcę, żeby zaszkodziło dziecku.
-Nate, jeszcze jedno pytanie, skoro mówimy sobie wszyst-
ko... Odkąd jesteś właścicielem zagranicznej filii? Spuścił
wzrok.
- Od sześciu lat. Henry nalegał, żebym ją przejął jako wła-
sną firmę, miał dochód i zabezpieczoną przyszłość.
- Rozumiem. I zabezpieczyłeś ją sobie?
- Raczej tak. Ciężko pracowałem, ponieważ nie miałem nic
innego do roboty.
- Nate, konkretnie - zażądała.
Ku jej zaskoczeniu... zarumienił się, co zresztą wyglądało
wzruszajÄ…co i przeuroczo.
- Cóż, jestem multimilionerem.
- Tylko?
Wybuchnęła śmiechem na widok jego zdumionej miny.
Kiedy zdumienie Natea przeszło w wyrazną ulgę, Chrissy
przestała się śmiać, ujęła jego twarz w dłonie i zatopiła roz-
kochany wzrok w tych pięknych niebieskich oczach.
S
R
- Wiesz, że będziesz musiał się trochę napracować, zanim
ponownie przekonasz do siebie BellÄ™?
Skinął głową.
- Wiem, ale nagrodą będzie zyskanie dwóch wspaniałych
szwagierek.
- Cieszę się, że masz takie pozytywne podejście. Aha, Joe
niezle cię wymagluje pytaniami, kiedy usłyszy, że za ciebie
wychodzÄ™.
- Nie lubię Joego - warknął i przez chwilę walczył ze sobą.
- Dobrze, ze względu na ciebie postaram się być dla niego
miły.
Przytuliła się mocno, kładąc dłoń na jego piersi.
- Czy zawsze będziesz warczał na obcych facetów, którzy
będą mnie gdzieś zabierać?
- Zawsze. - Pocałował ją. - Tylko że nikt nie będzie cię
nigdzie zabierał, nie znajdziesz czasu dla innych, bo będziesz
zajęta mną. - Z jękiem przycisnął ją mocno do siebie. - Naj-
chętniej zabrałbym cię teraz do łóżka...
Uśmiechnęła się łobuzersko.
-To może idzmy do kabrioletu, zaparkujmy gdzieś w
ustronnym miejscu i dokończmy to, co zaczęliśmy wtedy w
garażu?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]