[ Pobierz całość w formacie PDF ]
MacKenzie.
Kendall spojrzała podekscytowana na Daltona.
RS
49
- To wspaniały pomysł! %7łe też o tym wcześniej nie pomyślałam!
Dał jej znak ręką, aby umilkła.
- Jeszcze jeden - powiedział szeptem. Odwróciła się we wskazanym
kierunku.
- Doktor Granger.
Doktor był starszym mężczyzną z białą brodą i bujną, siwą czupryną.
- Chaz! - Uśmiechnął się serdecznie. - Jak się masz, chłopcze?
- Chciałbym panu przedstawić...
Doktor Granger zajęty krytyczną oceną wyglądu dawnego pacjenta nie
zauważył stojącej obok Kendall.
- Powinieneś trochę utyć, jeść więcej mięsa. - Chwycił umięśnione ramię
Chaza. - To dobre na bicepsy. Zmizerniałeś ostatnio. - Uśmiechnął się. -
Mężczyzna powinien mieć żonę, która by dobrze gotowała. - Odwrócił się i
rozbawiony spojrzał na Kendall. - Wiesz, że to ja przyjmowałem go na
świat? Jego i jego siostry. To ja usłyszałem jego pierwszy krzyk, poczułem
pierwszy oddech. Opiekowałem się nim w chorobie, opatrywałem złamaną
rękę. A kiedy poszedł do college'u i nabawił się...
- Tak, to wszystko twoja zasługa, doktorze.- Chaz przerwał mu
delikatnie. - Jednak nie sądzę, aby Kendall interesowała historia moich
chorób.
- Nie? - Doktor spojrzał rozczarowany na dziewczynę. - Jeśli jednak
zechcesz, panienko, dowiedzieć się czegoś więcej o tym chłopcu, przyjdz do
mojego biura. Powiem ci wszystko.
- Doktorze. - Przerwał mu znowu Chaz. - To jest Kendall MacKenzie,
właścicielka górskiego pogotowia dla dzikich zwierząt.
- Słyszałem coś o tym miejscu. - Potrząsnął głową. -Nie za bardzo mi się
podoba.
Tym razem Kendall podjęła rozmowę.
- A co konkretnie siÄ™ panu nie podoba?
- Głównie zamknięte w klatkach zwierzęta. To nie jest w porządku.
Powinny być wolne, biegać po wzgórzach, beztrosko żyć. Do tego zostały
przecież stworzone.
- Całkowicie się z panem zgadzam, tylko że te zwierzęta zostały zranione
i okaleczone właśnie przez ludzi i wiele z nich nie nadaje się do życia na
wolności. Mamy na przykład lwa, który będąc małym kociakiem, wpadł w
pułapkę zastawioną przez kłusowników. W tej chwili nie mógłby wrócić do
buszu, bo z miejsca zginąłby. Albo oswojona puma, gotowa nawet podejść
do myśliwego i prosić o jedzenie. Czy naprawdę uważa pan, że powinna żyć
w dżungli? Nie przeżyłaby tam miesiąca. Te, które rokują nadzieję na
RS
50
powrót na dzikie wzgórza, staramy się nauczyć, jak poradzić sobie na
wolności. Tym właśnie zajmuje się moje pogotowie.
Ta zdecydowana wypowiedz zrobiła na doktorze duże wrażenie.
- Naprawdę? Wie pani, nie zdawałem sobie sprawy z wielu rzeczy.
Cieszę się, że mi pani to wyjaśniła. Chciałbym odwiedzić kiedyś klinikę.
Czy można?
- Proszę bardzo. Kiedy tylko panu odpowiada. Pożegnań' się i skierowali
do działu mięsnego. Kendall
spojrzała oszołomiona na Chaza. Miała błyszczące z przejęcia oczy i była
niesamowicie podniecona.
- Dlaczego to robisz? Przecież należysz do przeciwników pogotowia?
Spojrzał na nią i uśmiechnął się.
- Powiedzmy, że lubię walkę fair.
- Nie wierzÄ™.
Zastanowił się przez chwilę.
- W porzÄ…dku, a co powiesz na to: wyglÄ…dasz tak wspaniale w tej
sukience, że nie potrafię ci się oprzeć.
Komplement zmieszał ją. Może rzeczywiście wyglądała dziś ładnie,
zwłaszcza że tak się czuła. Zawsze uważała się za osobę przeciętną, nie
wyróżniającą się spośród tłumu. No, może czasami... Kiedy poślubiła
Geralda, starała się gustownie ubierać, dbać o nienaganny makijaż, tak aby
podobać się samej sobie, bo w opinii męża wciąż jej czegoś brakowało. Lata
małżeństwa z Geraldem utwierdziły ją w poczuciu własnej niedoskonałości.
Obecnie Chaz obdarzał ją coraz to nowymi komplementami, a przecież
wcale się nie zmieniła. Mogła mu wierzyć? A może po prostu błędnie
interpretowała jego słowa? Szczerze pragnęła uwierzyć w prawdziwość i
otwartość jego słów, lecz doświadczenie życiowe kazało jej mieć się na
baczności.
Rozejrzała się dookoła, udając, że chce coś kupić. Dalton nie opuszczał
jej ani na chwilę. Przedstawił ją jeszcze paru osobom, po czym wrócili do
sklepu, gdzie zostawił swoje zakupy. Tam pożegnał się i odjechał.
Pozostawił
Kendall niepewną motywów jego działania. Była jedynie przekonana, że
nie chciał zrobić jej krzywdy.
Wracała nieco rozmarzona i spokojnie podjechała pod bramę pogotowia.
Pedro czekał na nią przy furtce, bardzo zniecierpliwiony.
- Kendall! - zawołał, biegnąc do niej, jak tylko wysiadła z samochodu. -
Dzięki Bogu, że jesteś. Wilk uciekł.
RS
51
Rozdział szósty
Kendall musiała oprzeć się o drzwi samochodu, gdyż nogi miała jak z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]