[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Gdybym miał ją reklamować, napisałbym tak: Dla wszystkich, którzy nie lubią życia i nie mogą
znalezć na to tabletki, ta książka może być ostatnią deską ratunku. Jeśli nie, to z Bogiem". Bo powiem
szczerze, że ile razy wątpię w życie i jego sens (w Boską odpowiedz na moje zwątpienie zwątpiłem
dawno), to uciekam się do czegoś w rodzaju zastępczego boga. Otóż pocieszenie znajduję w samej
tylko myśli, że istnieje świat książek Hra-bala - świat, w którym wszystko ma sens ze względu na
swoje piękno, nawet okropności. To jest mój bóg w zastępstwie.
Otwieram te książki na chybił trafił i zawsze znajduję coś pięknego (nie tylko zdanie, że jak się
człowiek uchleje, to w Kersku też
70
jest Kilimandżaro"). Choćby zdanie znalezione przed chwilą w opowiastce Pan Iontek" ze Zwięta
przebiśniegu", gdzie pan Iontek namawia Hrabala, żeby umarł. Ale namawia go tak pięknie, że aż się
chce umrzeć. Wie pan - mówi Iontek - ja wygłaszam mowy pogrzebowe i byłoby mi strasznie miło, że
jakby pan umarł albo się zabił, albo by pana zabili, gdybym to ja wygłosił tę mowę".
Muszę przyznać, że poza Hrabalem na mój lęk przed śmiercią i brak sensu skutecznym chwilowym
znieczuleniem są też koty. Kiedy widzę kota, dziecinnieję natychmiast bez względu na okoliczności. A
jak się jest dzieckiem, to ma się daleko do śmierci. I w tym zbliżam się do pana Hrabala, bo bez kotów
też nie czuł się dobrze.
Jest w Zwięcie przebiśniegu" rozdział Koty i ludzie", którego dwie bohaterki Lucynka i Paulina lubiły
sypiać w gospodzie pod piecem, gdzie wzdychały, przeciągały się, a cała gospoda była dla nich jakby
matką, przebierały łapkami, drepcząc w powietrzu, z którego ssały słodkie, nieistniejące mleko w
postaci papierosowego dymu".
Prawie do samej śmierci Hrabal jezdził codziennie ze swojego bloku w Pradze do Kerska, żeby
nakarmić koty i pisać. Przy nich przeżywał coś, co nazwał szokującym syndromem kochanków", i jak
twierdzi jego biograf Tomaś Mazał, koty były przez wiele lat po śmierci żony jedynym powodem jego
życia. Potrafił uchlewać się i sikać w kącie na korytarzu swojego bloku w Pradze, ale podkreślał, że
musi rano być w dobrym stanie, aby wsiąść do autobusu i zawiezć kotom jedzenie, a potem rozdzielić
je jak dzieciom.
%7łeby obejrzeć w Kersku sławne koty Hrabala, a właściwie ich wnuki, kilka lat temu zorganizowano
tam nawet wycieczkę z Polski za 1200 zł od osoby.
71
2.
Każdy autor ma kilka takich pereł, które są piękne, lecz nie pasują do żadnego naszyjnika. Przez długi
czas nie wie, na jakim sznurku mógłby je zawiesić. Też mam takie zdanie perłę, które nigdy mi do
niczego nie pasowało, a do tego kobieta, która je wygłosiła, zastrzegła, że ujawnić je mogę dopiero po
jej śmierci.
Chodzi o czeską poetkę Violę Fischerovą. Kiedy półtora roku temu praskie targi książki odwiedziła
Wisława Szymborska, do poprowadzenia rozmowy szukano poety na poziomie noblistki i wybór padł
na Violę. Znaliśmy się i raz przy winie opowiadała mi o swoim życiu, oznaczając każde wspomnienie
odpowiednią naklejką: O tym możesz napisać po mojej śmierci"; O tym możesz napisać za mojego
życia"; O tym nie możesz pisać nawet po mojej śmierci" (oczywiście zamierzam dotrzymać
warunków).
Viola Fischerova (być może największa czeska poetka XX wieku) zmarła przed rokiem. No i z grupy O
tym możesz napisać po mojej śmierci" mam zdanie, które nie pasowało mi do niczego, a nagle dziś, z
okazji tego felietonu, bardzo nadaje siÄ™ do zacytowania:
- Bo wiesz, ja miałam romans z Hrabalem, ale ten seks z nim to była męczarnia, ponieważ jak on kładł
się na mnie, to na niego wchodziło zaraz to stado kotów i musiałam ich wszystkich wytrzymać na
sobie.
72
D gospodzie pełnej idiotów
[Bohumil Hrabal, Perełki na dnie", tłum. Jan Stachowski, Edward Madany, Cecylia Dmochowska,
Andrzej Czcibor-Piotrowski]
1.
Kultura czeska, proszę Państwa, nie ma większego szkodnika niż Hrabal.
Bohumil Hrabal wprowadził do czeskiej literatury człowieka, z którego słowa wylewają się cały czas,
nie tylko przy piwie. Jest zajęty swoim wewnętrznym monologiem, z którym chodzi po świecie jak
paw z pięknym ogonem" - tak charakteryzował swojego bohatera. Nazwał go pabitel. Pabeni to takie
gadanie, które wszystkich wprawia w poczucie, że nawet obrzydliwe życie jest cudowne. (Ten rys
naiwności w twórczości pisarza jest wprost nieznośny).
Pabitele - czyli całe błogosławione towarzystwo pijących piwo" - to ludzie, którzy poruszają się na
granicy śmieszności. Do tego prawie zawsze wyrażają się niegramatycznie. Wymykają się
stereotypom, a jednocześnie wśród czytelników książek Hraba-la na całym świecie tworzą stereotyp
Czecha jako przygłupa.
Odpychające słowo. Odpychająca koncepcja. A jeszcze bardziej odpychający mit. Pabeni jest
przesiąknięte jowialnością, czeską gospodą, tradycją Szwejka. Aspiruje do niezwykłości i bezczelnie
maskuje swoją przeciętność i miałkość zarazem.
74
Prości ludzie - te jego perełki na dnie" czy też dziwacy z perełką na dnie" - na czele z wzorcem
wszystkich pabiteli, czyli stryjem pisarza Pepinem, przechadzajÄ… siÄ™ niemal po wszystkich jego
tekstach. Groteskowo zniekształceni (jak w klipie Jożin z bazin"), ale zawsze godni podziwu, bo
perełki najlepiej błyszczą, gdy wpadną do piwa.
Pabitela nie interesuje nic wzniosłego. Nie wstanie od stołu, żeby się buntować, bo tkwi w piwnym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]