[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dostał je przecież. Przekazała mu cały swój posag, ale to nie pomogło.
37
Ze wszystkich sił pragnęła uczynić męża szczęśliwym. Braki w swym wyglądzie chciała
nadrobić ciepłem i zrozumieniem, wspieraniem Giovanniego w każdej sytuacji. Jak dotąd
nie dał jej jeszcze szansy, by mogła spełnić te pragnienia.
Tak naprawdę Anna dopiero teraz miała okazję poznać charakter męża i czuła się nieco
zawiedziona. Ponieważ jednak znała go dotychczas tylko z najlepszej strony, wiedziała,
jaki potrafił być delikatny i miły, ostatnie nieporozumienia uznała za objaw złego
samopoczucia albo depresji Giovanniego. Wszystko na pewno znów będzie dobrze,
pocieszała się, tylko musi okazać cierpliwość.
Co gorsza, właśnie Giovanni i jego wspaniały koń stali się powodem zajścia, które omal
nie skończyło się tragicznie.
Gdy już niemal byli przy pierwszych domach wioski, z krzaków wypadło nagle czterech
mężczyzn i rzuciło się na jej osła. Giovanni, który jechał przodem, okrzykiem wściekłości
zawrócił konia, aż ten stanął dęba.
A może pozwolić im ją zabić? pomyślał nagle. To okazja, żeby się jej pozbyć raz na
zawsze. Mogę szybko odjechać...
Nie zdążył jednak tego rozważyć, gdy uwiesili się i u cugli jego konia. Giovanni bił na
oślep szpicrutą.
- Przeklęta hołota! Precz od mego konia!
- Aha! - wykrzyknął jeden z napastników, z wąsikami, przebiegłymi oczami i w
postrzępionym ubraniu. - To Włoch! I on mówi o hołocie!
Bez większych ceregieli ściągnęli Giovanniego z konia i stanęli nad nim z nożami.
- Wezcie konia - powiedział przywódca. - Jest wart więcej, niż przypuszczaliśmy. A temu
kogutowi ukręcimy łepek...
- Stójcie! - krzyknęła Anna. - Nie wiecie, co robicie! Ten Włoch jest w drodze do Stefana z
Czarnogóry, aby zaproponować mu pomoc i pieniądze na walkę z Turkami. Jest
niezwykle bogaty, a jak sami wiecie, Wenecjanie także nie mają powodów, by kochać
Turków.
Specjalnie użyła zakazanego imienia. Musiała tak zrobić, by powstrzymać tych
rozbójników. W rzeczy samej, zatrzymali się i teraz patrzyli na nią zaskoczeni.
- A kim ty jesteś? - spytał przywódca zachrypniętym głosem. - I jakim właściwie mówisz
językiem? To nie jest przecież włoski akcent.
38
- Jestem jego żoną, a pochodzę z Norwegii, kraju na północy. Znam wasz język i ludzi.
Wiem, jak cierpicie przez Turków.
- Stefan was zna?
- Jeszcze nie, ale na pewno uwierzy w nasze szczere zamiary, gdy siÄ™ spotkamy.
Panowie, długo już jedziemy do niego, aż z Raguzy. Nie mamy broni. Na pewno nie
chcemy mu zrobić nic złego.
- Możecie zdradzić Turkom, gdzie się znajduje!
- Im? A dlaczego?
- Dla pieniędzy, oczywiście!
- Mamy dość pieniędzy. I nie jesteśmy tak głupi, aby wierzyć tureckim obietnicom.
Powiemy im, co wiemy, a wtedy zadzgajÄ… nas i odbiorÄ… nagrodÄ™.
Mężczyzni wahali się, a przerażony Giovanni leżał bez ruchu na ziemi. Anna, starając się
zachować spokój, mówiła dalej:
- Nie odważyliśmy się wziąć ze sobą dużo pieniędzy. Nigdy nie wiadomo, co może się
przytrafić w drodze.
Miała nadzieję, że obudziła w nich wyrzuty sumienia, choć może zbyt wiele oczekiwała.
- Możecie zatrzymać konia pod warunkiem, że będziecie go dobrze traktować i że
wskażecie nam drogę do Stefana Brankovicia.
- A więc znacie jego prawdziwe nazwisko? - wykrzyknął zdumiony przywódca.
- Oczywiście! Gdybyśmy go chcieli zdradzić, mogliśmy uczynić to już dawno temu, nawet
nie ruszajÄ…c siÄ™ z Raguzy.
Czterej mężczyzni rozpoczęli gwałtowną i długą naradę. Giovanni usiadł ostrożnie i
zaczął szukać noża. Anna powstrzymała go stanowczym ruchem dłoni, który oznaczał:
Nie psuj teraz wszystkiego!
Przywódca w końcu odwrócił się do nich i powiedział:
- Dobra! Stefan potrzebuje pieniędzy, dużo pieniędzy, aby opierać się Turkom. Możecie
iść. Ale sprawdzimy, czy mówiliście prawdę. Jeżeli go oszukacie, nigdy nie wyjedziecie
stąd żywi.
Anna pochyliła głowę na znak, że przyjmuje warunki.
39
- Gdzie go znajdziemy?
- Pytajcie w klasztorze, który zobaczycie po wyjściu z lasu. Przekażcie pozdrowienia od
Andrija, strażnika dróg. Stefan jest jednym z nas. Dziś jest już za pózno. Możecie
przenocować tu w wiosce, w pierwszym domu. A konia bierzemy.
- Mój koń! - wrzasnął Giovanni, gdy zabierali jego wierzchowca i chciał biec za
mężczyznami.
- Nie! - sprzeciwiła się Anna. - To było konieczne! Nie zrywaj umowy, którą zawarłam. To,
że potrzebują konia, uratowało nasze życie i ich honor. Dla samego prestiżu mogli nie
puścić nas żywych.
- Ale nie potrafiÄ…...
- Myślę, że tutejsi ludzie dobrze obchodzą się ze swoimi zwierzętami - uspokoiła go. -
Chodzmy, zanim pożałują przypływu miłości blizniego!
W czasie drogi przekazała mu treść rozmowy. Giovanni prychnął pogardliwie.
- Tak, jakbyśmy mieli pieniądze na popieranie jakiegoś brudnego górskiego rabusia, tego
tam Stefana! Nic nas nie obchodzi ich wojna.
- Zobaczymy - mruknęła Anna cicho.
Wszystko stało się zgodnie ze słowami rozbójników. Przenocowano ich w domu na
skraju wioski. Rano, po wyjściu z lasu, ujrzeli daleko na łące klasztor.
40
MILOVAN
Zastukali do bram klasztoru. zakonnik otworzył okienko w furcie i Anna spytała o Stefana [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.pev.pl