[ Pobierz całość w formacie PDF ]

go na kilometr.
- Co tu robimy? - dopytywał się. - I dlaczego Jed czeka na dole?
Kumpel Roba z Chicka, ten z Wietnamu, miał na imię Jed. Siedział w pikapie
niedaleko nas, za trybunami... prawie dokładnie, w gruncie rzeczy, w tym miejscu,
gdzie trzasnął mnie piorun. Stał w cieniu. Pot prawdopodobnie nie spływał mu spod
włosów, tak jak mnie.
- Po prostu poczekaj cierpliwie, dobrze? - zwróciłam się do Seana.
- Nie, nie poczekam cierpliwie, Jess. Uważam, że należy mi się wyjaśnienie.
Udzielisz mi go Å‚askawie?
Promień słońca odbił się od czegoś na dole i zakłuł mnie w oczy. Przyłożyłam
dłoń do czoła i spojrzałam na parking. Właśnie wjeżdżał tam czarny nieoznakowany
sedan.
Przestali grać Louie, Louie. Zespół zabrał się ze wzmożoną energią do
następnego utworu.
- Dlaczego nie jesteś w zespole? - zapytał Sean. - Przecież grasz na flecie.
Dlaczego nie jesteÅ› z nimi?
Samochód stanął. Przednie drzwi otworzyły się. Wysiadło dwoje ludzi -
kobieta i mężczyzna. Potem otworzyły się tylne drzwi i wysiadła jeszcze jedna
kobieta.
- Bo ja gram w orkiestrze - powiedziałam.
- Co za różnica?
- W orkiestrze gramy na siedzÄ…co.
- I tyle?
Mężczyzna i kobieta, którzy wysiedli najpierw ustawili się po bokach kobiety,
która wysiadła ostatnia. Ruszyli przez boisko w naszą stronę.
- Orkiestra nie gra na szkolnych uroczystościach - powiedziałam. - Jak mecze
i takie różne.
Sean zastanowił się przez chwilę.
- To gdzie wy gracie?
- Nigdzie. Po prostu dajemy koncerty od czasu do czasu.
- Co to za frajda? - dopytywał się Sean.
- Nie wiem - odparłam. - I tak nie mogłabym być w zespole. Zawsze w czasie
ich prób siedzę w szkole za karę.
- Dlaczego zawsze siedzisz za karÄ™?
- Bo robię mnóstwo rzeczy, których nie wolno.
Trzy osoby przemierzające boisko zbliżyły się na tyle, że byłam w stanieje
rozpoznać. Tak jak miało być. Rosemary przekazała wiadomość ode mnie.
- Jakie rzeczy? - pytał dalej Sean.
- Biję chłopaków.
Sięgnęłam do tylnej kieszeni dżinsów.
- No to co? - oburzył się Sean. - Pewnie na to zasługują.
- Tak sobie zwykle myślę - powiedziałam. - Słuchaj, Sean, chcę, żebyś to
wziął. To dla ciebie i twojej mamy. Jed odwiezie was na lotnisko. Chcę, żebyście
wsiedli do samolotu - wszystko jedno jakiego - i odlecieli. Nigdzie nie dzwońcie. Nie
zatrzymujcie się w podróży. Możecie wszystko kupić, kiedy już dotrzecie na miejsce.
Jasne?
Sean popatrzył na kopertę, którą wyciągnęłam. Potem spojrzał na mnie.
- O czym ty mówisz? - zapytał.
- O twojej mamie - powiedziałam. - Musicie zacząć od nowa, gdzieś daleko.
Gdzieś, gdzie, mam nadzieję, twój tata nie będzie mógł was odnalezć. To wam ułatwi
życie na początek.
Wetknęłam kopertę do przedniej kieszeni jego dżinsowej kurtki.
Sean potrząsnął głową. Twarz skurczyła mu się z emocji. Jeśli dobrze
widziałam, były to mieszane emocje.
- Jess, moja mama jest w więzieniu, nie pamiętasz?
- Już nie - powiedziałam i wskazałam ręką przed siebie.
Tych troje było już całkiem blisko. Agent specjalny Johnson, agentka
specjalna Smith, a między nimi szczupła kobieta w niebieskich dżinsach. Mama
Seana.
Słyszałam, jak Sean gwałtownie wciągnął powietrze. Zwrócił się twarzą do
mnie. Mieszane uczucia nie były takie trudne do rozszyfrowania. Był szczęśliwy, ale i
zatroskany.
- Co ty zrobiłaś? - szepnął. - Jess. Co ty zrobiłaś?
- Zawarłam pewien drobny układ - powiedziałam. - Nic się nie martw. Idz do
niej, a potem razem wsiadajcie do pikapa. Jed zabierze was na lotnisko.
Niebieskie oczy wypełniły się łzami. Powiedział:
- Naprawdę to zrobiłaś. Obiecałaś i dotrzymałaś słowa!
- Oczywiście.
A potem jego mama zobaczyła go i oderwała się od towarzyszących jej osób.
Biegła w stronę Seana, wołając jego imię.
Sean skoczył z miejsca i pognał w dół trybuny. Nie ruszałam się. Sean
zostawił pepsi. Wzięłam puszkę i napiłam się odrobinę. Z jakiegoś powodu czułam
ból w gardle.
Spotkali się pod trybunami. Sean rzucił się w ramiona pani O'Hanahan.
Okręciła go dokoła. Agenci specjalni Johnson i Smith zatrzymali się i spojrzeli na
mnie. Pomachałam im ręką. Nie odwzajemnili powitania.
Sean powiedział coś do matki, skinęła głową. W następnej chwili zobaczyłam,
jak mały biegnie w moim kierunku.
Plan tego nie przewidywał. Podniosłam się, zaniepokojona. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.pev.pl