[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Powtarzam, mów, co masz do powiedzenia - jej głos był lodowaty. Wyciągnął
papierosa, zdecydowany podjąć rzuconą mu rękawicę.
- Jutro o ósmej w biurze burmistrza mamy konferencję prasową.
- Poinformowano mnie.
- Masz mówić jedynie ogólnikami, nie wdając się w żadne szczegóły. Prasa wie o
narzędziu zbrodni, lecz udało się nam powstrzymać dalszy przeciek wszelkich informacji na
ten temat.
- Nie jestem głupia, Ben. Dam sobie radę z pytaniami.
- Z pewnością. Tak się składa, że te pytania będą związane ze sprawami departamentu,
a nie z karierÄ… osobistÄ….
Otworzyła usta, lecz to, co się z nich wydobyło, okazało się tylko z trudem hamowaną
złością. Wiedziała, że za wszelką cenę musi nad sobą zapanować. Wiedziała, że takie
śmieszne i wręcz absurdalne stwierdzenie nie zasługuje na odpowiedz. Wiedziała, że temu
człowiekowi należy się jedynie pełna dystansu, lodowata odprawa.
- Ty sfanatyzowany, ograniczony, nieczuły dupku. - Znowu zadzwonił telefon, lecz
obydwoje go zignorowali. - Za kogo się masz, do cholery, że się tu pakujesz, by wygadywać
te swoje idiotyzmy?
Rozejrzał się w poszukiwaniu popielniczki i zadowolił małym ręcznie malowanym
talerzykiem, obok którego stał wazonik ze świeżymi jesiennymi chryzantemami.
- O jakie idiotyzmy ci chodzi?
Stała sztywno, niczym żołnierz, podczas gdy on zachowywał się zupełnie swobodnie,
strząsając popiół z papierosa na talerzyk.
- Powiedzmy sobie jasno: To nie ja puściłam te informacje do prasy.
- Przecież nikt nie mówi, że to ty zrobiłaś.
- Czyżby? - Włożyła ręce do kieszeni spódnicy, w której pracowała od czternastu
godzin. Czuła ból w krzyżu, ssanie w żołądku i pragnęła tego, o co tak bardzo walczyła dla
swych pacjentów: wewnętrznego spokoju. - No cóż, ja nieco inaczej interpretuję tę scenę.
Prawdę powiedziawszy, obiecano mi, że moje nazwisko nigdy nie padnie przy dochodzeniu.
- Będziesz miała problemy, jeśli ludzie dowiedzą się, że współpracujesz z policją?
Sprytny jesteÅ›.
- Jak diabli - potwierdził, najwyrazniej zachwycony, że udało mu się wyprowadzić ją z
równowagi.
Krążyła po pokoju, a jej oczy stawały się coraz bardziej fioletowe z gniewu. Nie
miotała obelg, nie rzucała talerzami, do czego był znacznie bardziej przyzwyczajony, stawała
się tylko lodowata i zawzięta. Ale właśnie dlatego tak bardzo go to zafascynowało.
- Bez względu na to, co powiem, ty zawsze masz odpowiedz. Czy kiedykolwiek
przyszło ci do głowy, szanowny detektywie, że mogę sobie nie życzyć, aby moi pacjenci,
znajomi czy też przyjaciele wypytywali mnie o tę sprawę? Czy kiedykolwiek pomyślałeś, że
mogę wcale nie chcieć, by to ona nadawała sens mojemu życiu?
- A więc dlaczego się jej podjęłaś? Pieniądze za to są raczej gówno warte.
- Ponieważ przekonano mnie, że mogę pomóc. Gdybym w dalszym ciągu tak nie
myślała, powiedziałabym, abyś zabrał ode mnie te wszystkie akta i się nimi zatkał. Czy
sądzisz, że mam ochotę marnować czas na kłótnie z jakimś ciężko myślącym typem, co rości
sobie prawo do osądzania etyki mego zawodu? Mam wystarczająco wiele problemów bez
ciebie.
- Problemów, pani doktor? - Objął spojrzeniem kwiaty, kryształy i delikatne pastele. -
Nie widzę tu żadnych problemów.
- Nic nie wiesz o mnie, o moim życiu i o mojej pracy. Podeszła do biurka, opierając na
nim dłonie, lecz wciąż nie odzyskała panowania nad sobą. - Widzisz te sterty dokumentów, te
papiery, te kasety? To jest życie czternastoletniego chłopca. Chłopca, który już jest
alkoholikiem, chłopca, który potrzebuje kogoś, kto go pozna na tyle dobrze, że zrozumie, ile
jest wart, i wskaże mu jego własne miejsce na ziemi. - Znowu się obróciła, a jej oczy były
zupełnie ciemne i pełne pasji. - Wiesz chyba, detektywie, co to znaczy próbować ratować
ludzkie życie? Wiesz, jak to boli i przeraża? Dokładnie to właśnie zamierzam zrobić: ratować
życie, choć nie używam broni. Spędziłam dziesięć lat ucząc się, jak to robić. Może przy dużej
dozie szczęścia, zręczności i czasu, będę w stanie mu wreszcie pomóc. Cholera! - zamilkła,
zdając sobie nagle sprawę z tego, jak bardzo dała się sprowokować tymi kilkoma słowami. - Z
niczego nie muszę ci się zresztą tłumaczyć.
- To prawda - mówiąc to, zgasił papierosa na małym porcelanowym talerzyku. -
Przepraszam. Trochę się zagalopowałem.
Z trudem łapała oddech, próbując dojść do siebie.
- Co właściwie zrobiłam, że tak mnie traktujesz?
Nie był jeszcze gotowy, aby jej to powiedzieć, otworzyć przed nią tę starą, ale wciąż
krwawiącą ranę. Przycisnął palce do zmęczonych powiek.
- To nie twoja wina. To ta cholerna sprawa. Wydaje mi się, że posuwam się po
cienkiej linie zawieszonej nad przepaścią.
- Myślę, że mogę ci uwierzyć - z wahaniem powiedziała Tess, chociaż nie była to
odpowiedz, na jaką czekała. - To wszystko nie jest takie proste.
- Powiedzmy sobie szczerze: Nie mam zbyt pochlebnego zdania o tym, co ty robisz, i
sądzę, że ty również nie oceniasz pochlebnie tego, co ja robię.
Zapadło milczenie, po czym Tess skinęła głową.
- Zgadza siÄ™.
- Ugrzęzliśmy w tym obydwoje. - Podszedł do biurka i podniósł filiżankę do połowy
napełnioną kawą. - Masz trochę gorącej?
- Nie. Ale mogę zrobić.
- Nie, nie trzeba. - Uniósł rękę, chcąc złagodzić przykry ucisk tuż nad skroniami. -
Słuchaj, przepraszam. Tyramy jak te woły w kieracie, a jedyne, co osiągnęliśmy, to przeciek
do prasy.
- Wiem. Może nie jesteś w stanie tego zrozumieć, ale teraz ja też jestem w to
zaangażowana, i to tak samo jak ty, i tak samo czuję się za to wszystko odpowiedzialna. -
Znów zamilkła, lecz tym razem poczuła coś w rodzaju sympatii i zrozumienia. - To bardzo
trudny obowiązek czuć się odpowiedzialnym.
W tym, co robi, jest rzeczywiście znakomita, pomyślał Ben, pochylając się nad jej
biurkiem.
- Mam przeczucie, któremu nie mogę się oprzeć, że on teraz czeka, by znowu uderzyć,
a nasze szanse złapania go wcale nie są większe, pani doktor. Możemy zabajerować jutro
prasę, ale prawda jest dla nas bardzo gorzka. Nie zrobiliśmy niestety żadnych postępów, aby
go odnalezć. To, że mi powiesz, dlaczego on zabija, nie pomoże kolejnej kobiecie, którą sobie
upatrzy.
- Mogę ci tylko powiedzieć, jakie jest wnętrze tego człowieka, Ben.
- A ja mogę ci powiedzieć, że gówno mnie to obchodzi. - Odwrócił się od biurka, aby
spojrzeć jej w twarz. Odzyskała już spokój. Widział to, patrząc jej w oczy. - Kiedy go
złapiemy, a z pewnością tak się stanie, to wezmą od ciebie ten szkic. Prawdopodobnie będą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.pev.pl