[ Pobierz całość w formacie PDF ]

była zdolna zajść w ciążę, na co nie wyglądało  a potem przekazywaniu ich mojej
matce, by wychowała je należycie. Pragnęłam gorąco, żeby wróciła na Bucynnę, choćby
na krótko; dość mieliśmy kłopotów na głowie i bez jej wiecznego skomlenia.
Klitoneos powiedział mi, że radni Drepanon zgodzili się zebrać  dobra oznaka
w pewnym względzie, choć nie mógł się chyba spodziewać, że mu dadzą zadośćuczy-
nienie. Miejscem zgromadzenia miała być jak zwykle świątynia Posejdona, obszerna
pobielana budowla z rzezbionymi kolumnami. Aawy w Sali Rady były z polerowanego
kamienia, a freski na ścianach odmalowywały główne sceny z naszej historii narodowej
73
 od urodzenia Egestosa do założenia Drepanon. W zadymionym wnętrzu świątyni
stoi posÄ…g Posejdona z drzewa figowego: twarz ma malowanÄ… na cynobrowoczerwono,
tułów najpierw polakierowany a potem skropiony pyłem lapis-lazuli, dłonie pozłacane.
Dzierży on topór o podwójnym ostrzu, a na głowie ma siwą perukę z długim włosem.
Na zewnątrz świątyni znajduje się Podwórzec Sprawiedliwości, gdzie ojciec mój spędza
większą część dnia, rozstrzygając sporne sprawy, po czym przeważnie pózno wraca do
domu na obiad, zły i zmęczony.
Zebrało się już około czterdziestu radnych różnego wieku, kiedy wszedł Klitoneos
w łachmanach błagalnika, ukazując gałązkę oliwną i siadł na pierwszej od drzwi ławie.
Przewodził Ajgyptios Fokajczyk, starzec z górą osiemdziesięcioletni. Był on jako
dziecko świadkiem budowy świątyni, a my uważaliśmy go za dobrego przyjaciela na-
szego domu, choć jeden z jego trzech wnuków znajdował się wśród mych zalotników.
Przywitał Klitoneosa słabym uśmiechem.
 Otóż, mój chłopcze  rzekł  pierwszy to wypadek w naszej kronice, że taki
młody książę zwołuje Radę; czyn ten jest jednak najzupełniej zgodny z przepisa-
mi, toteż oddaję cześć twemu obywatelskiemu duchowi. Może przynosisz nam dobrą
wieść o swoim przedsiębiorczym bracie, Laodamasie? Czy też nasz dostojny król prze-
rwał podróż i skierował dziób okrętu w nasze strony, niby orzeł, który wraca do swo-
jego gniazda ze śmiałego lotu ku zrenicy słońca? Nie? Niewiele masz radości w twarzy
i odziany jesteś jak błagalnik. No cóż, pewnie zamierzasz podnieść jakąś inną sprawę
tyczącą się ogółu. Cokolwiek to jest, mój kochany książę, oby bogowie spełnili życze-
nie twego serca!
Klitoneos wstał i postąpił ku środkowi sali. Pejsenor, herold miasta, który wywodzi
swoje pochodzenie od Hermesa, podał mu białą pałeczkę na znak, że może przedstawić
swą prośbę bez obawy, iż mu przerwą, za czym Klitoneos skłonił się starszym z szacun-
kiem i począł mówić donośnym, przenikliwym głosem.
 Czcigodny panie Ajgyptiosie, wypróbowany sprzymierzeńcze królewskiego
domu  rzekł  nie będę marnował twego czasu swą zapewne lichą wymową. Sprawa
moja będzie sprawą tyczącą się ogółu jedynie w tym wypadku, jeśli ty wyrazisz zgodę,
aby ją za taką uznać; o to się do ciebie zwracam, stąd moje łachmany i ta gałązka oliw-
na. Spadły na nas dwa strapienia, a przynajmniej co do pierwszego ze współczuciem
okazałeś, że je znasz. Ojciec mój, król, popłynął do piaszczystego Pylos w nadziei usta-
lenia miejsca pobytu mojego brata, Laodamasa, który rok temu przepadł tajemniczo.
Jakby nie dosyć było nam tej troski, banda próżniaczych młodych ludzi wykorzystała
nieobecność króla, aby naprzykrzać się mej siostrze nieproszonymi grzecznościami
oraz znieważać pana Mentora, regenta. Przybyli wczoraj wielkim, rozpychającym się
tłumem i nie chcąc uznać odmowy ani przyjąć prostego jadła gościnnie im podanego,
jako nieoczekiwanym gościom, porżnęli nasze byczki, wieprze i barany, wzięli sobie na-
74
szego wina, spędzili hulaszcze popołudnie na naszym dziedzińcu ofiarnym i odeszli po
omacku, kiedy noc zapadła, nie uprzątnąwszy nawet rozlanego wina i wymiotów. Teraz
także zniknął mój wuj Mentor jadąc do Egesty, gdzie zamierzał zasięgnąć rady u ojców
miasta co do pewnego problemu prawnego wynikłego z decyzji, do jakiej doszła przed
dwoma dniami ta tutaj czcigodna Rada. Mój pogląd jest taki, że został on zatrzymany
przez członka lub członków tej właśnie Rady.
 Drogi chłopcze, czy możesz dowieść któregoś z tych szalonych twierdzeń?
 spytał Ajgyptios.  Czy poważnie podsuwasz myśl, że Mentor został uprowadzony
i uwięziony przez któregoś z nas? Słyszałem coś zgoła innego o uczcie, która się odbyła
zeszłej nocy. Moi czcigodni koledzy, Antinoos i Eurymachos  dla obu winieneś żywić
najwyższy szacunek, skoro sam król przyjął ich jako zalotników twojej siostry i udzie-
lił im niezwykłych przywilejów  wytłumaczyli mi wszystkie okoliczności. Zapewniają
oni, że twój królewski ojciec wylewał łzy żalu, kiedy się z nimi żegnał, całując ich raz
po raz i błagając, by używali sobie do woli u jego stołu.  Zgodnie z pradawnym egac-
kim zwyczajem  rzekł  powierzam swemu drogiemu szwagrowi, Mentorowi, wyda-
nie za mąż księżniczki Nauzykai. Nie będę też krępował swobody jego wyboru okazy-
waniem któremukolwiek z zalotników, nawet wam dwom, szlachetnie urodzeni, więk-
szych niż innym względów. Niechaj więc godni kawalerowie Drepanon, Eryksu, Egesty,
Halikii i wszystkich mniejszych osiedli królestwa zejdą się w pałacu na zaloty; niech
jedzą tam i piją, co jest najlepszego, jeden z nich będzie wybrany, co, ufam, nastąpi pręd-
ko. Cokolwiek Mentor zdecyduje, ja z góry pochwalam.
 Panie mój, Ajgyptiosie  zaprotestował Klitoneos  jeśli istotnie mój ojciec
zwrócił się w te słowa do osób, które wymieniłeś, z całą pewnością zupełnie inaczej
mówił do mej szanownej matki, mojej dziewiczej siostry, szlachetnego wuja Mentora
i mojej niegodnej osoby. Doradził nam, byśmy oszczędzali w czas jego nieobecności,
podejmowali gości nie więcej, niż nakazuje przyzwoitość, i odkładali wszelkie ważne
decyzje.
 Ach, lecz tam, gdzie człowiek pozostawia sprzeczne polecenia, ważne wobec
prawa jest ostatnie. A mamy tu dwu świadków gotowych przysiąc, że zmienił on zdanie,
nim okręt podniósł kotwicę.
Klitoneos czuł się jak młody dzik w pułapce, gdy wokół ujadają psy, a myśliwi z po-
łyskującymi oszczepami zacieśniają krąg. Nie stracił jednak ani dworności, ani odwagi.
 Pozwól więc, że ci powiem, panie mój, Ajgyptiosie  rzekł Klitoneos  że owi
ludzie nie uszanowali sędziwej siwizny twych włosów i oszukali cię bezwstydnie. Mój
wuj Mentor, którego zniknięcia nie próbujesz wytłumaczyć, moja szanowna matka, sio-
stra, bratowa i ja byliśmy wszyscy przy odjezdzie króla. Nikt z nas nie widział, jak od-
prowadza na bok Antinoosa i Eurymacha, by ich całować i szeptać do ucha. Nie widział
ich także nikt inny, obaj bowiem szlachetni panowie trzymali się wyraznie z dala od
75
płaczącego tłumu na wale nabrzeżnym. Och, gdyby mój ojciec był znów między nami!
To dla naszego domu zniewaga nie do zniesienia, a i was, moi panowie, winna oburzać
jako sromotna. Czyż nie ma w was bojazni przed boską zemstą, kiedy sprawa ta zwróci [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.pev.pl