[ Pobierz całość w formacie PDF ]

łączenie. Ale jednocześnie jesteś bardzo impulsywna,
nieprawdaż?
- To fakt - przyznała Serenity.
- Christophe ma również skłonność do wybu-
?chów gniewu i ponurych nastrojów - poinformowała
hrabina, nagle zmieniajÄ…c temat. - Jest silny, uparty
i potrzebuje żony równie silnej, ale jednocześnie
o miękkim sercu.
Serenity popatrzyła na swą babkę trochę zmieszana.
- Współczuję jej z góry - powiedziała, a potem
przymknęła oczy, ponieważ zaczęło w niej kiełkować
pewne podejrzenie. - Ale co potrzeby Christophe'a ma­
ją wspólnego ze mną?
- OsiÄ…gnÄ…Å‚ już wiek, w którym mężczyzna potrze­
buje żony - oświadczyła hrabina bez ogródek. - A ty
również przekroczyłaś wiek, w którym większość bre-
tońskich kobiet zakłada rodziny.
- Jestem tylko w połowie Bretonką - zaznaczyła
lekko zbita z tropu Serenity. Potem rozszerzyła oczy ze
zdumienia. - Chyba pani nie sugeruje... że Christophe
i ja... Och, to naprawdę śmieszne! - Roześmiała się
nerwowo, a jej głośny śmiech odbił się echem od ścian
pustego pokoju. - Przykro mi, że muszÄ™ paniÄ… rozcza­
rować, ale ja się hrabiemu wcale nie podobam. Nie lubi
46 NORA ROBERTS
mnie od chwili, gdy mnie zobaczył, a i we mnie, muszę
przyznać, nie wzbudził szczególnej sympatii.
- A co sympatia ma z tym wspólnego? - spytała
hrabina, machając lekceważąco ręką.
Serenity przestaÅ‚a siÄ™ Å›miać i z niedowierzaniem po­
kręciła głową.
- Rozmawiała już pani z nim na ten temat?
- Owszem - potwierdziła hrabina swobodnie.
Serenity przymknęła oczy, starając się opanować
wściekłość. Czuła się poniżona.
- Nic dziwnego, że od pierwszego wejrzenia poczuł -
do mnie niechęć! - PatrzyÅ‚a na hrabinÄ™ wzrokiem peÅ‚­
nym urazy. - Niepotrzebnie pani siÄ™ wtrÄ…ca, hrabino.
Epoka aranżowanych małżeÅ„stw skoÅ„czyÅ‚a siÄ™ bezpo­
wrotnie.
- No właśnie - westchnęła hrabina. - Christophe
jest zbyt niezależny, by przystał na takie małżeństwo i,
jak widzÄ™, ty również. - Ale - na koÅ›cistej twarzy hra­
biny wykwitł chytry uśmieszek -jesteś bardzo urocza,
a Christophe to atrakcyjny mężczyzna. Może natura, jak
to się mówi, wezmie górę.
Serenity wpatrywaÅ‚a siÄ™ w nieodgadnionÄ… twarz hra­
biny szeroko otwartymi ze zdumienia oczami.
- Chodzmy już - ponagliÅ‚a hrabina, ruszajÄ…c w stro­
nÄ™ drzwi. - Mamy jeszcze sporo do zobaczenia.
ROZDZIAA CZWARTY
Było ciepłe, przyjemne popołudnie, ale Serenity nie
mogła opanować wewnętrznego wrzenia. Uraza, z jaką
myślała o swojej babce, obejmowała również Christo-
phe'a. Dziwne, im bardziej była zdenerwowana, tym
bardziej o nim myślała.
NieznoÅ›ny zarozumialec! - dÄ…saÅ‚a siÄ™. WyniosÅ‚y ary­
stokrata! Mocno naciskając ołówek, szkicowała wieże
zamkowe. Wolałaby poślubić Attylę, niż związać się
z tym upartym gburem! Wybuchła głośnym śmiechem.
Hrabina pewnie tęskni za tuzinem małych hrabiątek
bawiÄ…cych siÄ™ w ogrodzie...
Co za urocze miejsce do wychowywania dzieci...
Zamyśliła się, przerywając na chwilę rysowanie. Ciepłe,
spokojne i piÄ™kne. SÅ‚yszÄ…c gÅ‚oÅ›ne westchnienie, wystra­
szyÅ‚a siÄ™. Gdy zdaÅ‚a sobie sprawÄ™, że westchnienie wy­
szło z jej gardła, zmarszczyła brwi. Hrabina Serenity de
Kergallen... Jeszcze mocniej zmarszczyła brwi.
JakiÅ› ruch zwróciÅ‚ jej uwagÄ™. PodniosÅ‚a gÅ‚owÄ™ i mru­
żąc oczy przed słońcem, patrzyła na zbliżającego się
Christophe'a. Przemierzał trawnik długim, swobodnym
krokiem.
48 NORA ROBERTS
Chodzi, jakby świat do niego należał, zauważyła
z podziwem, ale i z niechęcią. Gdy do niej podszedł,
niechęć zdecydowanie wzięła górę.
- Ty... - wyrzuciÅ‚a z siebie, podnoszÄ…c siÄ™ z miÄ™k­
kiej, gęstej trawy. Stała przed nim jak smukły i złoty
anioł zemsty.
- JakiÅ› problem?
Jego chłodny i opanowany głos tylko podsycił jej
wściekłość.
- Tak, jestem zdenerwowana! Dobrze wiesz dlacze­
go! Dlaczego mi nie powiedziałeś o tym absurdalnym
pomyśle hrabiny?
- Ach, o to chodzi. - UniósÅ‚ brwi. - WidzÄ™, że bab­
cia wtajemniczyÅ‚a ciÄ™ w swój plan. Kiedy wiÄ™c, wybran­
ko mego serca, dajemy na zapowiedzi?
- Ty zarozumiały... - wykrztusiła, nie mogąc
znalezć wystarczająco obrazliwego określenia. - Wiesz,
co możesz zrobić ze swoimi zapowiedziami? W życiu
nie zgodziłabym się za ciebie wyjść!
- Zwietnie. - Skinął głową. - W końcu w czymś się
zgadzamy. Ja również nie zamierzam wiÄ…zać siÄ™ z ko­
bietą o tak ciętym języku. Ten, kto wybrał ci imię, nie
był dobrym prorokiem.
- JesteÅ› najbardziej obrzydliwym czÅ‚owiekiem, ja­
kiego znam! - wybuchła, a jej zachowanie pozostawało
w ostrym kontraÅ›cie z jego nienagannym opanowa­
niem. - Nie mogę na ciebie patrzeć!
- Czyżbyś zdecydowała się na powrót do Ameryki? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.pev.pl