[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jak wczoraj przed płonącym kominkiem. Mę\czyzna delikatnie wyjmuje
jej z ręki kieliszek, odstawia go na stół, bierze ją w ramiona i...
Dosyć! Prychnęła gniewnie i sięgnęła po szampon. Z jakiej racji
miałaby sobie wyobra\ać pocałunki Erica Devane a? Tylko dlatego, \e
jego wargi były tak zmysłowe, i\ nie mogła o nich zapomnieć? Dlatego,
\e polubiła jego towarzystwo i z zainteresowaniem słuchała, co ma do
powiedzenia?
Z westchnieniem uświadomiła sobie, \e od bardzo dawna nie
marzyła o \adnym mę\czyznie. Mało tego, nie myślała te\ o sobie jako o
kobiecie, której ktoś mógłby po\ądać. Przyczyny, dla których tak się
stało, nagle okazały się dziwnie niewa\ne. Eric obudził w niej uśpione
pragnienia i musiała się jakoś z tym uporać.
W końcu jest tylko klientem, który mi płaci, pomyślała trzezwo,
sięgając po ręcznik. Nie zwykła mieszać spraw zawodowych z
osobistymi i nadal powinna przestrzegać tej zasady.
Zadzwonił telefon. Boso pobiegła do holu, uspokajając po drodze
łaszące się radośnie psy.
Kiedy po chwili odło\yła słuchawkę, umówiwszy się z klientką na
popołudnie, czuła się wyraznie rozczarowana, \e nie zadzwonił Eric.
Pracuj, Kelly, mruknęła do siebie, ścierając kału\e wody z
podłogi. Praca zawsze pomagała. Wydawało się, \e Olive Watson i
Percival, zwariowany owczarek angielski, oka\Ä… siÄ™ znakomitym
remedium na stan jej ducha.
Cholera, czy nie ma łatwiejszych sposobów zarabiania?
mruknęła Kelly przez zęby.
Kiedy inni lenili się w słoneczne popołudnie, ona tkwiła na
drzewie kilka metrów nad ziemią, wyciągnięta na gałęzi, która gięła się
pod jej cię\arem. Ostro\nie, drapiąc się o korę, przeczołgała się jeszcze
odrobinę do przodu, by skryć się w gęstwie liści. Potem, trzymając się
kurczowo jedną ręką, drugą wyciągnęła z kieszeni pistolet na wodę.
Wreszcie uznała, \e jest gotowa, i pomachała w stronę domu.
Stojąca w oknie starsza pani dostrzegła ją i skinęła głową. W chwilę
pózniej otworzyły się drzwi i na trawnik w podskokach wybiegł Percival.
Wyglądał jak wielka dziecinna zabawka z szarobiałego futra. Długa,
wypielęgnowana sierść unosiła się i falowała przy ka\dym ruchu. Pies
hasał, poszczekując, ale zziajał się szybko i odszedł w cień, by się
poło\yć. Kelly przewidywała ponuro, \e zanosi się na długie czekanie.
Los jej jednak sprzyjał. śywy owczarek znudził się bezczynnością
i popatrzył na klon, na którym się zaczaiła. Pokusa była wielka. Percival
zaczął się podnosić, zerkając w stronę domu. Jednak Olive Watson
zgodnie z instrukcją udawała, \e jej nie ma.
Pies otrząsnął się i powoli ruszył ku drzewu, dla niepoznaki
obwąchując po drodze trawki. Kelly czujnie poło\yła palec na spuście.
No chodz, chodz, kochany, zachęcała go w myśli.
Percival zatrzymał się kilka metrów przed drzewem. Przez chwilę
uwa\nie lustrował pień, wybierając odpowiednie miejsce, a potem nagle,
z gardłowym pomrukiem, skoczył do przodu i nabierając rozpędu, odbił
się od ziemi. Wylądował w połowie pnia i zaczął błyskawicznie wdzierać
się do góry, orząc pazurami korę. Nieprawdopodobne, ale piął się z
niemal kocią zręcznością. Teraz dopiero Kelly uwierzyła Olive. Była tak
zafascynowana wyczynem owczarka, \e przez moment zapomniała o
swoim zadaniu.
Teraz wszystko zaczęło się dziać błyskawicznie.
Percival, nie wolno! krzyknęła i wycelowawszy mu między
oczy, nacisnęła spust. Nie! Niedobry pies!
Percival zamarł zdumiony i straciwszy chwyt, zaczął się zsuwać.
Teraz Kelly wycelowała mu w nos i strzelała, dopóki nie skończył się
zapas wody.
Kiedy tylko psi wyczynowiec znalazł się na ziemi, podwinął ogon
i zwiał jak niepyszny, nawet nie oglądając się za siebie. Widok był tak
komiczny, \e Kelly zaczęła chichotać. Był to ogromny błąd.
Pistolet wypadł jej z ręki i uderzył o ziemię, a gałąz zaczęła
niebezpiecznie trzeszczeć. Usiłowała zahaczyć się mocniej nogami, ale
były zbyt odrętwiałe i zwisła na rękach. W ostatniej chwili desperackim
zrywem zdołała zaczepić stopę o sąsiedni konar, lecz nie udało się jej
wrócić do poprzedniej pozycji, umo\liwiającej zejście. Teraz pozostał
tylko skok, na który nie miała ochoty. Nadwerę\ona kostka nadal
dokuczała.
Co się stało, kochana? dobiegł z dołu zatroskany głos starszej
pani. Czy te wyczyny to część planu?
Niezupełnie, Olive uśmiechnęła się Kelly, robiąc dobrą minę
do złej gry. Czuła się jak długoręki gibon, którego widziała ostatnio na
filmie przyrodniczym.
Mo\e po\yczÄ™ drabinÄ™ od sÄ…siada?
Obawiam siÄ™, \e nie ma na to czasu. Mo\e raczej przynieÅ›
poduszkę. Nie, to te\ nie pomo\e. Po prostu skoczę zdecydowała
bohatersko Kelly, opuszczając nogę i zawisając na rękach. Do ziemi nie
było ju\ tak daleko...
Czy nie ma tam na dole czegoÅ›, na czym nie powinnam
wylądować? zapytała jeszcze.
Nie, tylko ja, kochanie.
Mo\e lepiej się odsuń, Olive. Uwaga, skaczę!
Z wolna rozwarła zaciśnięte palce i po krótkim locie cię\ko
uderzyła w ziemię. Jak było do przewidzenia, noga podwinęła się
złośliwie i przeszył ją ostry ból w kostce.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]