[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w fotelu.
Potrzebna mu była Brett. W jego łóżku. Erotyczna fantazje
z jej udziałem towarzyszyły mu przez całą noc.
NastÄ™pny dzieÅ„, wtorek, niewiele siÄ™ różniÅ‚ od poprzednie­
go. Brett naprawiaÅ‚a różne rzeczy w domu, a Hope dotrzymy­
wała jej towarzystwa, kołysząc się radośnie w foteliku.
Michael wpadł do nich po kolacji.
- Mój kumpel z policji sprawdził raporty z wszystkich
stanów - zaczął od dobrych wieści. - Nic nie wskazuje na to,
żeby Hope została porwana.
- Mówiłam ci.
- No dobrze, więc co dalej? Obmyśliłaś jakiś plan?
- Nie... Nie wiem.
- Brett, musisz mieć jakiś plan. Dziecko nie może żyć
anonimowo, trzeba załatwić jej różne rzeczy. Na przykład
numer ubezpieczenia - kiedy mała skończy rok, nie obędziesz
siÄ™ bez niego.
- Kpisz sobie ze mnie.
- Nic podobnego.
70 CYGACSKA SZKATUAKA
- Nie umiem się martwić z takim wyprzedzeniem. Nie
sięgam wybraznią dalej niż do jutra.
Kiedy Michael zajrzał do niej w piątek po pracy, Brett
wyglądała niecodziennie, jakby szykowała się do wyjścia.
W swetrze z wizerunkiem MikoÅ‚aja na piersi, z pomalowany­
mi ustami - co zdarzało jej się naprawdę rzadko...
- Wybierasz siÄ™ na randkÄ™?
- Bardzo dowcipne - uśmiechnęła się krzywo. - Nie. Idę
na przyjęcie bożonarodzeniowe do St. Gerald's - tradycyjne
ubieranie choinki. WÅ‚aÅ›nie miaÅ‚am wychodzić. UpiekÅ‚am cia­
stka na tÄ™ okazjÄ™.
- Czułem, że coś pachnie.
- Możesz ze mną iść, jeśli chcesz. Jesteś zaproszony, chy-
ba że masz inne plany na wieczór...
- Nie mam. Chętnie pójdę tobą i z Hope na tę imprezę,
Pod warunkiem, że nie będę musiał się wygłupiać - przebierać
za Mikołaja albo...
- Nie będzie żadnych wygłupów.
- W takim razie idziemy.
- Wolisz nieść ciastka czy Hope?
- Lepiej, żebym wziął Hope -jeżeli nie chcesz dotrzeć na
miejsce z połową ciastek. Pojedziemy moim samochodem,
W St. Gerald's było już tłoczno i gwarno. Michael z trudem
znalazł wolne krzesło dla Brett. Już po kilku sekundach otoczyła
ich grupka dzieci i nastolatków, którzy zauważyli Hope.
- Hej, skÄ…d masz to dziecko?
- Opiekuję się córką mojej przyjaciółki.
PadÅ‚o jeszcze wiele innych pytaÅ„. Michael zauważyÅ‚, z ja­
ką cierpliwością Brett na nie odpowiadała. Potem jego uwagę
przykuły dwie smętnie wyglądające, wtłoczone w kąt sali
choinki.
CYGACSKA SZKATUAKA 71
Niższa okazała się zarezerwowana dla młodszych dzieci,
które mogły ją ubrać, tak jak chciały. Wcześniej same zrobiły
ozdoby - z wszelkich możliwych materiałów, jakie wpadły
im w ręce, od folii aluminiowej po plastikowe lub kartonowe
opakowania do jajek. Nie obyło się bez drobnych kłótni, kiedy
wszyscy naraz zaczęli wieszać je na choince.
- Czy mogę cię na chwilę zostawić z Hope? - spytała
Brett Michaela. - Muszę ich pogodzić i sprawdzić, czy dobrze
nałożyli lampki.
- Jasne, nie ma sprawy.
Bawiąc się z Hope w  patataj", Michael przyglądał się
ukradkiem Brett. Przez dwie ostatnie noce marzył o niej
w snach, kochaÅ‚ siÄ™ z niÄ…, caÅ‚owaÅ‚ każdy centymetr jej nagie­
go ciaÅ‚a, uczyÅ‚ siÄ™ na pamięć każdego szczegółu, każdej plam­
ki na skórze...
Z rozmarzenia wyrwał go Juan, który swoją uśmiechniętą
twarzą zasłonił mu widok Brett.
- Już nie wyglądasz na samotnego - zauważył nastolatek.
- Brett rzuciła na ciebie magiczny urok, to jasne jak słońce.
- Pewnie wiesz, o czym mówisz.
SÅ‚owo  magiczny" przywiodÅ‚o mu na myÅ›l cygaÅ„skÄ… szka­
tułkę. Jego rodzice mieli wrócić do domu tuż przed Bożym
Narodzeniem. Do tego czasu musiaÅ‚ uzbroić siÄ™ w cierpli­
wość, bowiem tylko ojciec mógł wiedzieć, o jakiej klątwie,
czy też zaklęciu, pisała babka Magda. Pewien był, że oboje
oszalejÄ… na punkcie dziecka.
Kiedy spojrzaÅ‚ na rozpromienionÄ… twarz Hope, która ga­
worzyÅ‚a, nie spuszczajÄ…c z niego oczu, zdaÅ‚ sobie nagle spra­
wę, że zaczyna tracić rozsądek jak Brett - myśląc o małej jak
o wÅ‚asnym dziecku. Tylko resztki owego rozsÄ…dku podpowia­
dały mu, że to czyste szaleństwo...
72 CYGACSKA SZKATUAKA
- Brett sprawia wrażenie bardzo przywiązanej do dziecka
swojej przyjaciółki... - Ojciec Lynden wyrósł przy nim jak
spod ziemi.
- Czy jest w tym coÅ› zÅ‚ego? - Michael wyczuÅ‚ zamierzo­
ny podtekst w komentarzu księdza.
- Tak, jeśli ta mała została u niej tylko na jakiś czas...
Przyjaciółka wróci, a rozstanie z dzieckiem może być dla
Brett ciężkim przeżyciem.
- Nie wiadomo, czy jej przyjaciółka kiedykolwiek wróci.
To skomplikowana sytuacja...
- Ja tylko nie chciałbym, żeby Brett cierpiała. Ona robi
tyle dobrego dla innych. Zasługuje na odrobinę szczęścia. Czy
wiesz, że sama zorganizowała tegoroczne prezenty dla dzieci?
O, wÅ‚aÅ›nie wraca. ZorientujÄ™ siÄ™, czy wszystko gotowe, i za­
czniemy je rozdawać.
- Napijesz siÄ™ kawy? - spytaÅ‚a Brett, kiedy póznym wie­
czorem wrócili do domu. - Masz teraz ochotę na ciastka, które
ci obiecałam? Dzieciakom smakowały...
- Wiesz, na co teraz mam ochotÄ™? - szepnÄ…Å‚.
Położył ręce na jej ramionach i delikatnym, ale stanów-
czym gestem przygarnął ją do siebie. Poczuła na wargach
delikatne muśnięcie języka. Wilgotne. Ciepłe. Zapraszające
do miłości.
Pierwszy pocałunek był leniwy i prowokujący, następny,
sprawił, że ugięły się pod nią nogi. Dłonie Michaela wśliznęły
się pod jej bluzkę, zsunęły ramiączka stanika, potem poczuła
je na piersiach. Azy euforii oraz niewysłowionej ulgi ścisnęły
jej gardło. Od dnia, w którym go poznała, od pierwszego
dotyku jego dłoni, wiedziała, że czekała na tę chwilę przez
całe życie.
CYGACSKA SZKATUAKA 73
Oboje byli u kresu wytrzymałości, tracili oddech, mieli
błaganie w oczach... Kiedy usłyszeli płacz dziecka, jęknęli
cicho.
Brett czuła, jak Michael drży, kiedy ukrył twarz w jej
włosach, żeby odzyskać równowagę.
Chwilę pózniej była wolna.
Niczym lunatyczka wyrwana ze snu, podeszła niepewnym
krokiem do łóżeczka Hope.
- Już dobrze, maleńka - powiedziała łagodnym szeptem,
kojąc nim zarówno siebie, jak i dziecko. - Wszystko będzie
dobrze.
Kiedy Michael usÅ‚yszaÅ‚ sygnaÅ‚ pagera, sprawdziÅ‚ wiado­
mość, a potem spytał ochrypłym głosem:
- Mogę skorzystać z twojego telefonu?
- Jasne.
- Janos z tej strony - powiedział krótko. - Coś nowego?
- Złe wieści - burknął jego znajomy z komisariatu.
- Dziecko? Jednak zostało porwane?
- Nie, ale wkrótce może być... Ktoś chce je zabrać twojej
przyjaciółce.
- O czym ty mówisz?
- PojÄ™cia nie mam, skÄ…d siÄ™ dowiedziaÅ‚a. PrzysiÄ™gam, Mi­
chael, że nie puściłem pary z gęby. Musiała podsłuchać naszą
rozmowÄ™.
- Kto?
- Opiekunka społeczna.
Michael zaklÄ…Å‚.
- Przepraszam, stary. Chciałem cię uprzedzić, zanim ta
cholerna baba was wywęszy. Chyba że nie ma jeszcze twojego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.pev.pl