[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Najgorsze ciągle jeszcze było przed nimi.
Czuł, że Farąuharson nie będzie czekał do jutra i zjawi się tu jeszcze tej nocy. Bez zastanowienia
przytulił Madeline i pocałował ją we włosy.
- Byłem w bibliotece, z Guyem, a potem poszedłem z tobą porozmawiać - odparł i bardzo niechętnie
wypuścił ją z objęć. Potem wziął ją za rękę i pociągnął delikatnie w stronę sypialni. - Chodz. Póki
możesz, powinnaś trochę odpocząć. Mam ci coś do powiedzenia, ale to delikatna sprawa i nie
będziemy o tym rozmawiać na korytarzu. Myślę, że możemy to zrobić w twojej sypialni - dodał i
dopiero wtedy dotarła do niego ironia tego, co powiedział. Madelinie posłusznie poszła za nim, ale w
jej oczach zobaczył, że coś się między nimi zmieniło. Nie wiedział czemu.
Madeline przycupnęła na skraju fotela stojącego przy ogniu, Lucien oparł się o marmurową obudowę
kominka.
Patrzyła, jak ogień oświetla jego twarz, która przywodziła jej na myśl rzezby Apolla stojące w British
Museum. Tyle że Apolla zawsze wyobrażała sobie jako blondyna, Tregellas zaś miał włosy czarne jak
skrzydło kruka i błękitne oczy. To połączenie czyniło go w jej oczach zabójczo pociągającym i wcale
nie dziwiła się kobietom, które lgnęły do niego mimo okropnej reputacji, jaką się cieszył.
Wystarczyło, że na niego spojrzała, a od razu czuła motyle w żołądku. Ale hrabia budził w niej także
inne uczucia. Nie wiedziała jakie, niemniej od chwili, gdy przypadkiem usłyszała przez niedomknięte
drzwi biblioteki jego słowa i zrozumiała, że nie mówił jej prawdy, jej serce krwawiło.
Zaufała mu. Nie miała ku temu żadnych podstaw, a jednak zaufała. Mimo tego, co mówili o nim
ludzie. Myślała, że jest mądrzejsza niż inni i przekonała się, że nie miała racji. Sły-
86
Margaret McPhee
Przebiegły hrabia
87
sząc, jak ją woła ze złością i z niepokojem w głosie, była pewna, że widział, jak podsłuchiwała pod
drzwiami. Wcale nie zamierzała podsłuchiwać. Zeszła na dół, żeby go poszukać. Młody lokaj
skierował ją do salonu, ale tam Luciena nie było. Dlatego poszła do biblioteki. Stanęła pod drzwiami i
już miała zapukać, kiedy nagle usłyszała jego głos. Wiedziała, że nie powinna podsłuchiwać, ale nie
była w stanie odejść od drzwi. Za karę poznała prawdę i teraz będzie cierpieć. Siedząc w milczeniu,
czekała na jego słowa.
-Madeline... Farąuharson pojawi się tu jeszcze dzisiaj w nocy w nadziei, że zdąży powstrzymać ślub
i... to, co zwykle po nim następuje.
Madeline rozpamiętywała dotyk jego rąk i uścisk ramion, i ledwie słyszała, co powiedział. Gdyby nie
podsłuchana rozmowa, niemal byłaby gotowa uwierzyć, że Lucienowi naprawdę na niej zależy.
Słyszała w jego głosie ulgę, ale nie rozumiała jej powodów. Pomyślała, że łatwo przyszło jej go
okłamać i zataić swoją obecność pod drzwiami biblioteki. Uznała, że jej mąż nie musi wiedzieć, że go
podsłuchała.
- Jeśli chodzi o małżeństwo, to już się spóznił.
- To prawda.
- Pozostaje jednak jeszcze kwestia... - Lucien przerwał i postanowił inaczej to sformułować. - Nie
możemy pozostawić żadnej luki, którą mógłby wykorzystać przeciwko nam -powiedział i spojrzał na
niÄ… wyczekujÄ…co.
- Nie możemy.
- Madeline, jestem twoim mężem. Zwracaj się do mnie Lucien.
- Dobrze, Lucien - szepnęła cicho, a jego imię zabrzmiało w jej ustach zbyt intymnie.
- W tej chwili jest jeszcze luka, którą Farąuharson może odkryć i wykorzystać - oznajmił, drapiąc się
po brodzie.
Madeline nie miała pojęcia, o co mu chodzi. Była przecież jego ślubną żoną. Mówił, że po ślubie
będzie już bezpieczna. Czy to także było kłamstwo?
- Jaka luka?
- Oczekuje się, że po ślubie mąż i żona robią pewne rzeczy. ..
-Nie rozumiem, Lucien. Powiedziałeś, że małżeństwo z tobą ochroni mnie przed Farąuharsonem. A
teraz mówisz, że jednak nie.
Lucien przysunął sobie fotel i usiadł naprzeciwko Madeline. Pochylił się i ujął ją za ręce.
Pieszczotliwie gładził jej palce, jakby chciał złagodzić to, co musiał jej powiedzieć.
- Nie, Madeline. Próbuję ci powiedzieć, że jeśli Farąuharson odkryje, że nasz związek nie został
skonsumowany, może się postarać o jego anulowanie. To niełatwe, ale on będzie próbował chwytać
siÄ™ wszystkiego.
Madeline zesztywniała. Poczuła, że na jej policzki wypełza rumieniec.
- Powiedziałeś przecież, że nie zamierzasz... że to nie będzie konieczne - dokończyła, czując, jak
motyle szaleją w jej żołądku, a serce bije, jakby miało wyskoczyć jej z piersi.
- Nie będzie konieczne, oczywiście, że nie. Nie musisz się obawiać - zapewniał, nerwowymi ruchami
gładząc jej dłonie.
Czy naprawdę była przy nim bezpieczna? Zmysłowa pieszczota jego placów sprawiała, że Madeline
poczuła się inaczej niż zwykle. Nagle całą sobą zaczęła odczuwać bliskość jego ciała i bijący z niego
żar, a zapach jego wody kolońskiej niepokojąco drażnił jej zmysły.
88
Margaret McPhee
Przebiegły hrabia
89
- Wystarczy, że będziemy udawać - powiedział miękko Lucien i pogładził placem jej brodę. -
Wyglądasz na przestraszoną, a ja wcale nie chciałem cię przestraszyć.
- Nie boję się - skłamała, bo choć nie lękała się Luciena, to naprawdę przerażała ją siła uczuć, które
nagle w sobie odkryła. Uczuć, których skromna, porządna panna Madeline Lan-gley nie miała prawa
odczuwać. A potem uświadomiła sobie, że nie jest już panną Langley, tylko kimś całkiem innym.
Nagle usłyszeli dobiegający z dołu hałas, jakby ktoś wściekle kopał w drzwi wejściowe.
- Szybko! Zdejmuj suknię i rozpuść włosy! - Lucien błyskawicznie ściągnął z siebie ciasną marynarkę
i rzucił ją na podłogę, a po chwili obok niej wylądowały kamizelka i krawat.
- Mam zdjąć suknię? - Madeline wydawała się zaszokowana. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.pev.pl