[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mair.
- Ze nie mieszkacie ze mnÄ…, bo ty zawsze miesz-
kałaś tutaj i tu jest twój dom - odparł. - A nie pobra
liśmy się, bo... bo...
- Bo ty jesteÅ› lordem, a ja zwyczajnÄ… piwowarkÄ…?
- Daj spokój, Mair - rzekł Dylan, pocierając dło
niÄ… brodÄ™ - paskudnie to brzmi.
- Ale jest po części prawdą. Możesz powiedzieć,
że nie wyszłam za ciebie, bo ty jesteś lordem, a ja nie
jestem damÄ….
- Właściwie wychodzi na jedno, a gdybym rze
czywiście tak powiedział, mógłby się poczuć kimś
gorszym, choć jest moim synem.
- Zdaje sobie dobrze sprawę, że jest twoim młod
szym synem - zauważyła Mair. - Czasami podejrze
wa, że Trefor jest ci milszy od niego, a Trefor stara
się go utwierdzić w tym przypuszczeniu.
- Wiem - przyznał posępnie Dylan. - W rodzie
DeLanyea jest i dobro, i zło. Czasami nachodzi mnie
obawa, że Trefor odziedziczył trochę tego zła. Zrobię,
co w mojej mocy, żeby je z niego wyplenić, a Arthu
ra przekonać, że kocham swoich synów jednakowo,
tak jak kochałbym inne dzieci, gdybym je miał.
- Czy Genevieve... ? - Mair zawiesiła głos.
Serce wypełniło jej się współczuciem dla żony Dy-
lana, kiedy ten pokręcił wolno głową.
- Jeśli Arthur nie zwrócił się z tą sprawą do cie
bie, to może i mnie nie zapyta - odezwał się po
chwili milczenia Dylan, już znowu w pogodnym
nastroju.
Mair nie mogła powstrzymać uśmiechu. Dylan wi
dział słońce za każdą chmurą.
- Mógłbyś mu wyjaśnić, że nie poślubiłeś mnie,
bo nie byłam dostatecznie urodziwa.
- Mair!
- Mógłbyś mu powiedzieć, że byłeś największym
kobieciarzem na zamku, a ja roześmiałabym ci się
w twarz, gdybyś poprosił mnie o rękę.
- Teraz ranisz moje uczucia. Jestem absolutnie
wierny swojej żonie i ani mi w głowie ją zdradzać -
odparł stanowczo. Spojrzał na tancerzy i znowu spo
ważniał. - Niestety, śmiem wątpić, czy młoda dama,
która tańczy z naszym Trystanem, też jest taka senty
mentalna.
Mair spojrzała na lady Rosamunde, która porusza-
ła się z gracją kołyszącej się na wietrze wierzby.
- Owszem, nie brak jej subtelności - podjął cichym
głosem Dylan - lecz, o ile znam się na kobietach, nie
będzie nigdy szczęśliwa w łożu jednego mężczyzny.
Mair, choć wmawiała sobie, że nie obchodzi jej
przyszła żona Trystana ani jej małżeńska wierność
poczuła niesmak.
- Myślisz, że będzie sobie brała kochanków?
Dylan spojrzał na nią z ironicznym uśmieszkiem.
- Założę się, o co chcesz, że gdybym tylko chciał,
zwabiłbym ją do swojego łoża.
Mair popatrzyła na niego z niedowierzaniem.
- Skąd u ciebie ta pewność?
- Nie ufasz memu doświadczeniu? - spytał.
Dylan faktycznie znał się na kobietach. Może nie
aż tak dobrze, jak mu się wydawało, ale nie mogła
zlekceważyć jego opinii.
- Podzielisz siÄ™ swoim osÄ…dem z Trystanem?
- Chyba lepiej by było porozmawiać o tym z ba-
ronem. Trystan wpadłby tylko w gniew i wytknął mi,
że jestem ostatnim, któremu wypada prawić kazania
o wierności.
- Nigdy nie miałeś więcej niż jednej kochanki naraz
i nie byłeś wówczas żonaty. Chyba nawet nie było jesz
cze wtedy mowy o małżeństwie ani o miłości - zauwa
żyła Mair. - Tego nie rfiożna porównywać.
- Znasz Trystana - odparł Dylan. - Dla niego to
bez różnicy. - Uśmiechnął się ujmująco. - No nic,
miejmy nadzieję, że Trystan nie poprosi jej o rękę.
A skoro już mowa o małżeństwie, to jak ci się układa
z Ivorem?
Mair z trudem ukryła rozdrażnienie wywołane tym
niewinnym pytaniem.
- Nie mam małżeńskich planów, Ivor zresztą też.
I na twoim miejscu nie wspominałabym o Ivorze
w obecności Arthura. Chłopiec go nie lubi.
- Dobrze, nie wspomnÄ™ przy nim o Ivorze. Wy
starczy mi ambarasu z wyjaśnianiem, dlaczego cię
nie poślubiłem.
Mair spojrzała mu w oczy.
- Powiedz Arthurowi prawdÄ™, Dylanie. Powiedz,
że nie kochałeś mnie aż tak, żeby zaproponować mał-
żeństwo, a ja nie kochałam aż tak ciebie, żeby się
zgodzić, gdybyś jednak poprosił mnie o rękę.
ROZDZIAA SZÓSTY
Lady Rosamunde była nie tylko piękna i wytworna;
była też doskonałą tancerką. Trystan z zachwytem ob-
serwował jej pełne gracji, płynne ruchy, kiedy krążyli po
sali, i zachodził w głowę, jak mógł o tym zapomnieć
w ciągu tak krótkiej nieobecności. Już teraz, choć tylko
tańczyli, był zazdrosny o kilku mężczyzn na sali, którzy
Å‚akomie zerkali na jego partnerkÄ™.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]