[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nogach smugę jasnego, wyraznego światła księżyca i poczuł gromadzącą się wokół niego
duchową moc. Czyżby to ta ostatnia wyciągnęła go z głębokiego snu?
%7ładne myśli nie dotykały go bezpośrednio. Może lady Maelen ustanowiła barierę, by
je zatrzymywać, bo obiecała, że nie będzie pytany o nic ponad to, co sam zechce wyjawić.
Jednak chociaż nikt nie przyszedł go obudzić, zdawało mu się, że słyszy dobiegające z daleka
przyzywające dzwięki muzyki. Przez chwilę w głębi umysłu czuł jakiś zamęt, jakby
powstawało tam coś, co za jego zgodą mogłoby się rozwinąć. Szybko jednak otoczyła go ta
sama bariera, którą z trudem wzniósł przeciwko Thassom, i Faree poczuł się wolny.
W małej szczelinie kamiennego pokoju znajdowały się dzbanek z wodą i garść mchu
zamiast ręczników. Faree zdjął przepocone ubranie i umył całe pokraczne ciało. Garb wciąż
był niezwykle wrażliwy na dotyk, a poza tym chłopiec zaczął odczuwać w nim swędzenie,
jakby nie miał tej grubej, pomarszczonej skóry na wierzchu. Dlatego wycierał się bardzo
ostrożnie wszędzie tam, gdzie dosięgał.
Jego koszula była tak brudna, że z odrazą pomyślał o założeniu jej na czyste ciało. Nie
musiał jednak tego robić. Obok szczeliny znalazł parę takich samych spodni, jakie nosili
Thassowie, i koszulę tak szeroką w ramionach, że mieścił się w niej jego garb. Ciszę skalnego
pomieszczenia przerwał piskliwy dzwięk i Faree ujrzał smaksa rzucającego dziwaczny cień
na wiązkę księżycowego światła, gdy zbliżał się z postawionymi na sztorc oczyma.
Garbus znowu wyczuł emanujące od Toggora zadowolenie. Wyglądało na to, że
smaksowi odpowiadały tutejsze warunki, mimo iż były dość surowe. Faree sięgnął do paska,
by ściągnąć obfite fałdy, gdy nagle usłyszał dziwny dzwięk.
Brzmiało to jak głęboki ton wielkiego gongu. Na ten znak całe ciało chłopca poddało
się wibracjom. Odgłos ten zdawał się nie pochodzić z jednego zródła, zupełnie jakby rodził
się w powietrzu wokół garbusa. Zabrzęczało to trzy razy i Faree wyszedł z pokoju krokiem
kogoś, kto został wezwany i nie potrafi się oprzeć.
Przeciął dolinę, mijając śpiące zwierzęta. Ponad nim rozciągało się niebo, do którego
wyciągnął swoją krótką szyję. Zobaczył pełny krąg trzeciego pierścienia. Z tego miejsca nie
wyglądał on na zwykłe światło księżyca w naturalny sposób odbijane od samego Sotrath, lecz
raczej jak tęczowa otoczka obniżającego się globu. Faree poczuł na ciele dreszcze. Odnosił
wrażenie, że w każdym włosku na jego przerośniętej głowie, w najmniejszym koniuszku
paznokcia jego szponiastych dłoni budzi się życie. Zupełnie jakby ciało, które miał na sobie,
piło promienie tego światła, tak jak on piłby wodę z czystego zródła po długim okresie suszy.
To światło wyciągnęło z garbu resztkę bólu, choć swędzenie skóry pod koszulą stało
się tak silne, że Faree zapragnął zdjąć ubranie i podrapać się. Jednak pomimo tego
dyskomfortu wciąż odczuwał zadowolenie.
W pobliżu nie było nikogo z Thassów. Znowu usłyszał ich pieśń, wydobywającą się
gdzieś z góry ponad głową. Tym razem jednak nie była to opowieść o stracie i o mijaniu
czasu, ale głośne powitanie czegoś, co dawało nowe życie.
Spodziewał się, że zostanie zawrócony, gdy ruszył w stronę wejścia wyżłobionego
dawno temu przez naturę. Nie było tam jednak ani strażników, ani nikogo innego na warcie.
Było otwarte, więc przeszedł przez nie, przyciągany miarowością tej pieśni. Nie rozumiał jej
słów, lecz melodia dziwnie do niego przemawiała.
Nagle zauważył, że dzięki jakimś tajemnym sposobom światło trzeciego pierścienia
jest też w tej jaskini i pada zarówno na czwórkę Thassów, stojących na platformie, jak i na
pozostałych zebranych. W tym blasku ich białe włosy miały tęczowy połysk. Wszyscy oni
byli jakby otoczeni aureolą światła, co nadawało ich ciałom bardzo delikatny, filigranowy
wygląd i upodabniało ich do cieni. Nie& cienie pochodzą z ciemności - oni byli raczej
strużkami migotliwego światła.
Dostrzegł lady Maelen, która wyraznie odstawała od reszty zebranych. Jej jaskrawe
włosy wirowały wokół niej jakby każdy kosmyk ulegał własnym wibracjom. Otoczona była
blaskiem, który padał też na pozostałych.
Faree zatrzymał się przy drzwiach i obserwował. Może pomimo tego wewnętrznego
przymusu, który go tu przywiódł, nie jest jednym z nich i lepiej będzie, jeśli zachowa dystans
jako ktoÅ› z zewnÄ…trz.
Swędzenie na plecach stawało się coraz silniejsze. Stanął na palcach, opierając się
bosymi stopami o kamienne podłoże, zupełnie jakby chciał ponownie sięgnąć po
przybywającą z nieba pomoc, która miałaby go unieść ponad zebranymi gdzieś w dal ku tej
smudze światła. Rozłożył szeroko ręce i wyciągnął głowę, najwyżej jak mógł, ponad
pokurczonymi ramionami, tak że blask księżyca muskał jego twarz. Było to więcej niż światło
[ Pobierz całość w formacie PDF ]